Maciej Pinkwart

Z perspektywy jurora

 

Nie maluj mnie na kolanach; maluj mnie dobrze – tak według popularnej anegdoty miała powiedzieć Matka Boska do malarza Jana Styki. Ale sztuka o charakterze religijnym to nie tylko lepsze czy gorsze rzemiosło artystyczne, to także ze względu na szczególną treść przekazu – bardzo specyficzny rodzaj manifestacji ideowej, określającej emocjonalny stosunek autora do religii.

Poezja religijna i modlitwa to dwie różne rzeczy. Wiersz religijny nie musi być wyrazem uwielbienia dla Stwórcy czy podaniem do któregoś ze Świętych z prośbą o wstawiennictwo. Nie wystarczy napisać żarliwą modlitwę, by zostać uznanym za poetę religijnego. To prawda, ale nie cała. Na pewno nie każda modlitwa jest poezją, ale w zasadzie każdy literacki utwór religijny jest swojego rodzaju modlitwą, choć o jej wartości stanowić będą nie wyznanie wiary, ale walory literackie. Jednakże kryteria oceniania tego typu utworów są nieco odmienne od tych, jakie stosujemy w przypadku innych konkursów literackich. Dobra poezja religijna, operując środkami wyrazu podobnymi do stosowanych w innych tematach, różnić się powinna od nich wyraźnie wyczuwalną metafizyką i delikatnym choćby dotknięciem transcendencji. Jeśli zatem czytamy wiersz, opisujący na przykład piękno dzieł natury czy temperaturę emocji, to musimy przy lekturze mieć poczucie, że autor wie, Komu je zawdzięcza i Kto go w te emocje wyposażył…

Tegoroczny konkurs przyniósł 400 tekstów w kategorii utworów literackich i blisko pół setki prac gwarowych. Ponad jedna czwarta z nich została przez jurorów oceniona jako interesujące, wyrastające ponad banał i przeciętność. Na mnie największe wrażenie zrobiły wiersze, odnoszące się do Boga Rzeczy Małych, Patrona dnia codziennego, pracy, choroby i miłości, a także dzieciństwa, starości i śmierci. Najlepsze są teksty całkowicie pozbawione patosu, a szczególnie sztuczności, która całkowicie nie przystając do posoborowego rozumienia Kościoła, wciąż dominuje w tekstach w różnym stopniu religijnych. Taki emfatyczny, koturnowy sposób mówienia z rozmaitych ambon, ezopowy język nie tylko hierarchów, ale i wikarych, swoiste słownictwo i wykoślawiona pseudohistoryczna składnia – wszystko to, na co dzień irytujące i tworzące niepotrzebny dystans między człowiekiem i sprawami religijnymi, w poezji jest nieznośne, a co gorsza – przeważnie śmieszne. Mieszanie sacrum i profanum nie skutkuje niczym innym jak żenadą: z ceremonii poświęcenia miejskiej oczyszczalni ścieków nie płynie nic innego jak uśmiech politowania nad zarówno świecką, jak i religijną dekoracją uroczystości, bo zwykle to co święte zostaje sprofanowane, a to co przyziemne, nie zostaje podniesione do niebieskiej potęgi. Któreś z biur podróży, organizujące wyjazdy do Izraela, reklamuje się sloganem: przybądź do Ziemi Świętej. Jakby nie można było tam po prostu pojechać, a nie przybywać… To samo, niestety, spotyka się często w poezji, a pisane na klęczkach koturnowe teksty pełne górnolotnego pustosłowia z pewnością nie spełniają żadnych kryteriów literackich.

Tegoroczny konkurs na szczęście pozwolił na uhonorowanie wierszy, opowiadających o umiejętności dostrzeżenia Boga w człowieku i jego sprawach oraz człowieka i jego spraw – w Bogu. Lektura wielu tekstów, zawartych w tym tomie, może być źródłem ożywczej refleksji, która jest nam tak potrzebna w życiu codziennym, ponad miarę dzisiaj zmaterializowanym i banalnym, upływającym wśród sztucznych dekoracji, nieprawdziwych kostiumów i oszukańczych masek.

Warto też, by autorzy mieli świadomość tego, że odnosząc się w swoich wierszach bezpośrednio do Boga, jego Świętych czy Błogosławionych, czy ogółem do spraw wielkich, opisywanych w wielkich słowach – bynajmniej nie podnoszą tym samym poziomu swojej twórczości. Przeciwnie – przez kontrast banalnej formy ze wzniosłą treścią często redukują poziom estetyczny utworu do zera. Nie temat bowiem dodaje skrzydeł poecie, lecz talent.