TUTAJ Nowinki archiwalne, ładny oksymoron, co?

 

Nowinki

1-11-2007

MP z nowo kupioną lancią, podczas "dziewiczego rejsu" na Słowację, 1 XI 2007

MP z lancią, 1 XI 2007, fot. RenataUdało mi się zamknąć pewną część etapu mojego życia, trwającego od początków lipca tego roku. Pozbawiony możliwości korzystania z samochodu, cały najgorętszy okres Roku Szymanowskiego, wszystkie koncerty, wykłady, festiwale, dźwiganie ciężkich zakupów, wyjazdy do Krakowa, Warszawy, Rzeszowa, Częstochowy - odpracowałem autobusami, pociągami i na piechotę. Myślałem, że mi to przynajmniej pomoże na zdrowie, ale nie pomogło - może być dlatego, że w tych warunkach zawsze się spieszyłem i zawsze było mi za ciężko, no i nie mogłem jeździć na rehabilitacje do Spytkowic. W efekcie zrujnowałem sobie jeszcze bardziej kręgosłup, a sprawy krążeniowe kompletnie się nie poprawiły. Ale mniejsza z tym. Ciągle żyję! I zdobyłem się na to, żeby za zarobione w tym roku pieniądze kupić sobie samochód - pierwszy własny samochód w życiu. I od razu bardzo szykowny - jest to lancia kappa, 2 litrowa, 145 koni, a bajerów tyle, że nie sposób wszystkich wymienić: pełna elektronizacja, klimatronik,  podgrzewane fotele, elektrycznie sterowane szyby i lusterka, też podgrzewane, wspomaganie kierownicy, wspomaganie hamowania, welurowa tapicerka, bagażnik na trzy trupy... Jeździ kapitalnie, cicho, 150 km/godz. na trasie osiąga bezszelestnie (więcej na razie nie jeździłem), świetne, choć nieco niskie, zawieszenie... Jasne, że to i owo trzeba w nim jeszcze zrobić, ale najważniejsze, że już go używam i jak na razie jestem zachwycony. Nie tylko ja, of course. Komis w Szaflarach, gdzie go kupiłem to jakaś nadzwyczajna firma, bo wszystko mi w aucie wyporządzili, nawet kupili mi i zamontowali zimowe opony z zabezpieczeniami, a także - co wydaje się zupełnym ewenementem - sami załatwili rejestrację auta, tak że do mnie należało tylko złożenie kilku podpisów... i szerokiej MP w Lancii, 1 XI 2007, fot. Renatadrogi! (potrzebna jest szeroka, bo tylna kanapa ma 180 cm szerokości....), Po dwóch dniach jeżdżenia bardzo mi się podoba.

Dzięki niej wczoraj w ogóle jakoś pozdążałem... O 6.30 miałem na żywo na Pęksowym Brzyzku program w "Kawie czy herbacie" I programu TVP, a potem nagranie dla TV Kraków. Wróciliśmy z Renatą, która to dokumentowała do domu, potem na 11 z powrotem do Zakopanego - na odsłonięcie tablicy Szymanowskiego na murze Pęksowego Brzyzka. Od rana lało równym strumieniem, ale uroczystość była jak się patrzy, prowadził Franek Bachleda, przemawiałem ja i burmistrz Majcher, a potem obaj odsłoniliśmy tablicę. Kilkanaście wiązanek kwiatów, kapela góralska, parę ekip telewizyjnych. Potem miałem wywiad dla Radia Kraków i dla Radia Zet, i śmiałem się w duchu, bo przecież i Przemek Bolechowski, i Beata Sabała-Zielińska byli moimi następcami wMP, przy tablicy Szymanowskiego, 1 XI 2007, fot Renata obydwu stacjach... Potem pojechaliśmy z panem Dallem do Atmy, tam do jakiejś 3-ciej, filmowała muzeum ekipa z japońskiej telewizji NHK (przedtem mokła na cmentarzu), ja z kolei robiłem wywiady dla TVN 24 i dla TVP Info oraz dla magazynu "Pod Tatrami". Zjedliśmy potem obiad i po 16 poszliśmy do starego kościółka, gdzie o 17-tej zaczynał się koncert Jurka Gruszczyńskiego. Zaprosiłem go kilka tygodni temu do skomponowania utworu poświęconego pamięci Szymanowskiego, na klawisze, skrzypce (Kinga Gruszczyńska) i wiolonczelę (Joanna Najbor). Wiersze Iwaszkiewicza z tomu "Album tatrzańskie" pięknie recytowali Kasia Pietrzyk i Krzysiek Najbor z Teatru Witkacego, ja prowadziłem.

I to był dla mnie ostatni koncert Roku Szymanowskiego. Wieczorkiem wypiliśmy z Renatką i Michałem winko, potem spałem jak zabity do 8. Rano trochę gapiłem się w telewizję na programy ze mną, przed południem skoczyłem na "dziewiczy rejs" nowym autem na Słowację, a potem pojechaliśmy na Pęksowy Brzyzek po raz pierwszy od długiego czasu prywatnie. Renata oczywiście nie mogła się powstrzymać żeby nie robić zdjęć, Michał sprawdzał gdzie jakie drzewo wycięli, ja spotkałem sporo znajomych, zaświeciliśmy światełko Paryskim, Jadwidze Witkiewiczowej i Szymanowskiemu, porozmawiałem z kilkoma osobami, no i wróciliśmy do Nowego Targu.

Rok Szymanowskiego to dla mnie było 69 imprez rozmaitego rodzaju, dobrze ponad setka wykonawców, od lutego do końca października. Teraz musi być trochę spokoju, względnego oczywiście, bo wszystkie inne poza Rokiem Szymanowskiego sprawy pozostają. Przede wszystkim - mnóstwo pisaniny dziennikarskiej i innej. Ale do spraw muzycznych muszą wrócić niebawem, bo właśnie wczoraj dostałem z dyrekcji Muzeum informację, że zatwierdzono mój plan imprez na rok przyszły. A więc - zaczynam znowu...