27-01-2007
No więc zima jest jak się patrzy, śnieg, mróz, zawieje i zamiecie. Doświadczyłem tego na własnej skórze, a raczej na karoserii naszego samochodu, bowiem właśnie w ostatnich dniach musiałem sporo jeździć, i to na dalszych trasach. Najpierw 26 stycznia, w mrozie i wietrze, ale przy słoneczku do Krakowa, gdzie na naradzie w dyrekcji zostałem mianowany pełnomocnikiem Muzeum do spraw Roku Szymanowskiego, z dość sporymi kompetencjami i ogromnym bagażem spraw do załatwienia. Spotkanie było długie, spraw mnóstwo, tak że zdążyłem tylko na krótko spotkać się z Asią, żeby zjeść razem obiad i oczywiście podziwiać jej nową kurtkę (na zdjęciu). Musiałem szybko wracać, bo jak co piątek miałem warsztaty literackie w nowotarskim MOK-u. W sobotę po świeżym śniegu wyjazd do Gliwic, gdzie u Tali spotkaliśmy się z Sergiuszem, który przywiózł tam Wiktora, bo w Warszawie zaczęły się ferie i junior przyjechał do nas na zimowisko. U Tali jak zwykle miło i serdecznie, był też Harry i Grażyna, słowem ruch ogromny. Wracaliśmy w strasznej śnieżycy i tłoku, po nocy oczywiście, wiatr robił zaspy na drodze, a w dodatku na zakopiance były wielokilometrowe korki. Najgorzej było w samych Gliwicach, na autostradzie na odcinku Gliwice-Katowice, potem koło Krakowa no i od Rabki do Nowego Targu. Naprawdę niebezpiecznie i bardzo nieprzyjemnie.
Wiktor ma w planie jazdę na nartach, ja niestety nie będę mógł mu towarzyszyć z różnych powodów, także i dlatego, że on zaczął ferie - a ja właśnie skończyłem i od wtorku smyram do szkółki. Odpocząłem od lekcji i szkolnego reżimu, no i teraz niestety aż do Wielkanocy nie ma zmiłuj. A w tym samym czasie trzeba wysmażyć wszystkie założenia Roku Szymanowskiego, w dodatku mam kilka wyjazdów i do Krakowa, i do Warszawy. Czego nie cierpię.