TUTAJ Nowinki archiwalne, ładny oksymoron, co?
31-12-2005. Pochmurny, śnieżny i z lekkim mrozem (minus 5) koniec 2005. W podsumowaniach tego co było od jakiegoś czasu wartością samą w sobie staje się to, że w ogóle to jeszcze ja sam piszę to podsumowanie... Na pewno rok w sumie pozytywny, ale... No właśnie domieszka sceptycyzmu towarzyszy w zasadzie wszystkim pozytywom mijającego roku. Sprawa sądowa Lidki, wszczęta przez grupkę zawistnych frustratów z byłej Rady Rodziców, podjudzanych przez miejscowych pismaków, którzy z radością obrzucają nas błotem głównie dlatego, ze nie należymy do żadnych miejscowych klik a jednak sporo w życiu osiągnęliśmy - zakończyła się wyrokiem dla Lidki pozytywnym. Ale... spodziewamy się, że nasi przeciwnicy w chęci zaszkodzenia już nie Lidce, a szkole, skorzystają z apelacji, by w tym zakopiańskim bagienku pomieszać jeszcze trochę. Teraz ja - mimo usiłowań dyrekcji krakowskiej, jak na razie nie wyrzucono mnie z "Atmy", ale... sytuacja jest nie do zniesienia: moim "szefem" został ktoś zupełnie niekompetentny i to on będzie oceniał moją pracę... Napisałem parę utworów, kilka większych pozycji, ale... nie ukazała się żadna moja nowa książka. Po Nowym Roku ma wyjść jednak czwarte wydanie "Przewodnika historycznego", w "Pascalu" o konsultowana oraz uzupełniana przeze mnie "Słowacja" w wydawnictwie "Hachette". Asia zaliczyła szczęśliwie pierwszy rok studiów, szykuje się do zimowej sesji na trzecim semestrze. W grudniu rozpoczęła pracę. Sergiuszowi urodziła się córka Liwia. Z naszym wnukiem Wiktorem spędziliśmy sympatycznie część wakacji, poznając dogłębnie uroki słowackich basenów termalnych. Kupiliśmy nowy samochód, który wciąż jest tylko częściowo nasz... Korzystaliśmy wielokrotnie z faktu, że autostrada A-4 połączyła Kraków z Gliwicami, więc droga do naszej rodziny, Tali, Jurka i Harrego skróciła się do dwóch godzin. Udało się nam we trójkę i w fajnym towarzystwie odbyć wspaniałą podróż w stronę zachodzącego słońca, od Werony, przez Monaco, Niceę, Do Barcelony, i z powrotem przez Awinion, Genewę i Lichtenstein... Odkurzyliśmy kontakty z niektórymi dawnymi przyjaciółmi i miło to jest nadzwyczajnie. W Milanówku mój wiersz wygrał ogólnopolski konkurs, no i otworzyło to "temat milanowski" w naszych planach.
Właśnie dawni przyjaciele (z którymi kontakt mamy cały czas bliski) - Ewa i Jurek Bilewiczowie odwiedzili nas przed Sylwestrem i obgadaliśmy kilka spraw. Sylwestra spędzamy tradycyjnie u Zosi K., z jej córką, wnukiem, Jankiem i przyjaciółmi. Mieliśmy iść wcześniej na koncert sylwestrowy Tatrzańskiej Orkiestry Klimatycznej,. ale mimo zaproszenia ze strony dyrygentki Agnieszki Kreiner nie pójdziemy, bo nie znaleźliśmy się na liście zaproszonych przez urząd miasta: koncert miał być otwarty dla wszystkich, tymczasem zrobił się dla "swoich", jako że prawdopodobnie będzie na nim pan Marcinkiewicz, pisowski premier, więc my tam nie mamy co robić. Może i dobrze, bo nawet bez pana premiera Zakopane zrobiło się nie do wytrzymania. Wczoraj z Nowego Targu jechałem przeszło dwie i pół godziny, z czego półtorej godziny może dwukilometrowy odcinek między Spyrkówką a Krupówkami. Padał śnieg, jechali warszawiacy, jeździły autobusy, pomoc drogowa, dorożki, pijani rowerzyści i nawet szedł środkiem jezdni taki "Edi" z wózkiem na złom. Samochody grzęzły w zaspach, zdychały pod górkę, parkowały wprost na jezdni, a ja jechałem do "Atmy", żeby odsiedzieć tam bez jakiejkolwiek rzeczywistej potrzeby kilka biurowych godzin i podpisać listę obecności, bo nikt ode mnie nie wymaga jakiejkolwiek merytorycznej pracy (no bo niby kto?), tylko formalnej dyscypliny... Ale fajnie... Szczęśliwego (i mniej głupiego...) Nowego Roku!