TUTAJ Nowinki archiwalne, ładny oksymoron, co?
26.05.2005. Wczoraj wieczór zupełnie wyjątkowo spędziłem oglądając mecz o puchar Ligi Mistrzów, bo AC Milan grał z Liverpoolem. Trudno było się zdecydować, za kim być, bo z jednej strony w Liverpoolu gra polski bramkarz Jerzy Dudek, który jest miłośnikiem Beatlesów, w końcu też chłopaków z Liverpoolu, ale z drugiej - Asia jest fanką Milanu, no i klub sportowy z Milanówka nazywa się KS Milan... Skłaniałem się raczej ku Milanowi, no i w 57 sekundzie Maldini strzelił Dudkowi piękną bramkę. Czyli potrzebował na to niewiele więcej niż jedna gołota (to nowa jednostka czasu - 53 sekundy, bo tyle wytrwał ostatnio na ringu nas wspaniały pięściarz...). A potem jeszcze dwie i do przerwy Liverpool przegrywał 0-3. A potem coś niesamowitego - akurat rozmawiałem przez telefon ze Zbyszkiem Jachimskim, jak w ciągu zaledwie sześciu minut padły trzy bramki dla Liverpoolu. 3:3 było do końca, półgodzinna dogrywka nie zmieniła tego rezultatu, mimo rewelacyjnych strzałów Szewczenki w ostatniej minucie, które absolutnie intuicyjnie obronił Dudek. A w rzutach karnych Milan nie strzelił trzech z pięciu! Dwa z nich rewelacyjnie obronił Dudek, który zaczarował jakimiś szamańskimi gestami przeciwników. Puchar dla Beatlesów!
Zadzwoniłem do Asi, która mi wcześniej mówiła, że do kolegi pojedzie oglądać. Byłą trochę smutna, trochę zadowolona, potem rozmawiałem z Lidką o meczu, piliśmy hiszpańskie winko i nagle, kilka minut po północy... dzwonek do domofonu. Nie otwieramy, bo myślimy, że pewno pijacy. Po chwili następny - wyglądamy - nic... Po chwili Lidka wypatrzyła, że przy drzwiach stoi... Asia. Ten kolega to był Mariusz z Dębna, a ona przyjechała, żeby jako pierwsza złożyć Mamie życzenia z okazji Dnia Matki... No, rzeczywiście była pierwsza... Urwała sąsiadom kwiatek i to był może najwspanialszy prezent, jaki jej Mama dostała... Bo byliśmy przekonani, że ona jest w Krakowie i co najwyżej zadzwoni, no - może przyjedzie po południu...
W południe obie pojechały na wycieczkę do Szczawnicy (spacer na Słowację wzdłuż Dunajca, potem obiad w Kocim Zamku...), a ja leczyłem moje okropne przeziębienie, bo w piątek mam o 11 wizytę u lekarza w Spytkowicach, potem egzaminy z Wiedzy o Regionie w Szkole, spotkanie z Markiem Minarczukiem, egzamin z filmoznawstwa, promocję książki, której współautorką jest jedna nasza młoda literatka Zuzia Marchewka, a w sobotę - spotkanie z wojskowymi w Kościelisku. Od niedzieli mogę chorować....
Wczoraj też dostałem interesującą propozycję serii spotkań autorskich w szwajcarskiej Bazylei. Miało by to być w II połowie września.... Aha, jak na razie zrezygnowałem z warsztatów w Nowym Targu.