Tygodnik Podhalański, 20 marca 2008
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim
Maciej Pinkwart
Baba z jajami
Nie będzie to kolejny trwożliwy tekst faceta, podlizującego się feministkom. Nie muszę, wszyscy wiedzą, że od lat kocham się beznadziejnie w Manueli Gretkowskiej, a na starość w ogóle coraz bardziej się czuję kobietą, tylko o skłonnościach lesbijskich. Toteż nie zdziwiła mnie prasowa informacja o tym, że gdzieś zauważono, iż na czele jakiegoś Koła Gospodyń Wiejskich stoi mężczyzna. Już ćwierć wieku temu wycieczkę KGW do „Atmy” przyprowadził facet i nawet dawał mi 20 złotych łapówki za to, żebym jego podopieczne dobrze obsłużył. Nie wziąłem, obsługując w ramach muzealnego etatu, co dodaję na wszelki wypadek, żeby nie przysparzać pracy panu Mariuszowi Kamińskiemu z CBA.
Kiedyś w okresie przedświątecznym poprzez szczyt Gubałówki ciągnęły do Zakopanego całe watahy gaździn z podhalańskich wiosek, nosić po domach własne produkty, przede wszystkim jaja, masło i mleko, które chętnie kupowano, bo były świeższe, zdrowsze i tańsze od sklepowych. Przed wojną prasa pisała z oburzeniem, że takie baby z jajami często zostawiały swój towar w Kapliczce Gąsieniców na Pęksowym Brzyzku, wierząc, że pod opieką Najwyższej Instancji będzie bezpieczny. Taka więź bezpośrednia między sprzedającym a kupującym budowała zaufanie i sprzyjała wzajemnej wymianie informacji między tymi, którzy mówili o tym, co tam, panie, w polityce, a tymi co informowali o tym, że krowa łod Mulice się ocieliła i mleko musi zdrożeć. Rzadko jednak informacje owe przekraczały granice lokalnych opłotków i pozostawaliśmy w przekonaniu, że wszędzie jest tak samo jak w Ratułowie i Zakopanem.
Przed kilkunastoma laty spędzałem po raz pierwszy Wielkanoc w Paryżu. W Wielką Sobotę z córką i jej rówieśną koleżanką wyruszyliśmy z gustownym koszyczkiem do święcenia. Chodziliśmy od kościoła do kościoła i nigdzie nie święcili. Zdeterminowana Asia B. wzięła sprawy w swoje ręce i w kolejnej świątyni - zresztą grekokatolickiej – osobiście chlusnęła do koszyczka wodą z kropielnicy. Bo Francuzi, tak jak i reszta Europy Zachodniej, obyczaju święcenia pokarmów nie znają.
To są właśnie te lokalne smaczki, które mogą i powinny rozróżniać kulturowo ludzi w zjednoczonej Europie, w której będzie dość miejsca i na pielgrzymkę biskupa Paryża, wnoszącego w Wielki Piątek ciężki krzyż na wzgórze Montmartre, i na święcenie pomalowanych jajek w kościołach polskich.
Lokalnie można także będzie uważać, że miejsce baby jest w kuchni, zwłaszcza wtedy, gdy mężczyzna będzie tam wyrabiał wielkanocną babę dwunastojajeczną.