Tygodnik Podhalański, 30 października 2008

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim

Maciej Pinkwart

Światła mijania

 

Tak to idzie po kolei: pierwszy śnieg, zmiana opon na zimowe, zmiana czasu, śpimy godzinę dłużej (oszustwo, bo godzinę później kładziemy się spać), koszule z krótkim rękawem na dno szafy, niespokojna myśl o finansach w związku z Mikołajem i Gwiazdką…

Mijają za szybko dni, noce się dłużą, jedzenie bez cholesterolu nie smakuje, nie pić, nie palić, nie pieprzyć, nie solić… Największą przyjemnością staje się brak nieprzyjemności. Żeby pogadać z przyjacielem, trzeba się wybrać na cmentarz. Wciąż chcemy się spieszyć na autobus, ale ostatni odszedł przed kilku laty, więc wypada już tylko pomału i dostojnie, laska już tylko do podpierania, koniak tylko na serce, kroplomierzem. Kiedyś rok dłużył się okropnie od gości na imieniny do gości na urodziny, od prezentów na Mikołaja do prezentów na Gwiazdkę, od ferii do wakacji. Dziś od Sylwestra do Sylwestra jest tylko jeden dzień, o imieninach dawno sami zapomnieliśmy, o urodzinach przypomina lekarz przy każdej wizycie: wie pan, nie jesteśmy już najmłodsi – mówi, obejmując tą liczbą mnogą mój i swój wiek, razem ponad setkę. Miło, ale brzmi fałszywie.

Ta szybkość mijania ma swoje niewątpliwe dobre strony: odległość między pierwszym śniegiem a pierwszymi krokusami, między oponami zimowymi i letnimi, jesienną i wiosenną zmianą czasu stale się zmniejsza. I tylko początek listopada zatrzymuje nas na chwilę, kiedy z reklamówką zniczy i wianuszkiem nieśmiertelników, otuleni szalikiem, pełni rozterek czy zostać w czapce okazując brak szacunku, czy miąć ją w ręku, ryzykując kolejne zapalenie zatok – wybieramy się na rytualny cmentarny spacer.

Znicze z rabatem, bo powyżej dziesięciu, nie zapomnij zapałek, dzień dobry, jak co roku, nieźle się trzymasz, najważniejsze, że jeszcze żyjemy, chryzantemy chyba zwiędną, tak się dobrze trzymał i już go nie ma, co to ma za znaczenie, jak przyjdzie nasz czas, w zeszłym roku kradli i podobno sprzedawali pod cmentarzem, wnuki w Anglii, no to obyśmy się za rok…

Mijamy się.

Ale przecież jest metoda, żeby ją oszukać, wredną, gdy zza cudzych jeszcze nagrobków wypatruje kolejnych ofiar: nie wszystko mi zabierzesz, chuda, nieubrana w mięso panienko: nie zabierzesz tekstu felietonu w gazetowym archiwum, książki w bibliotece, obrazu w muzeum, nut w partyturze, zbudowanego domu, posadzonego drzewa, kochających dzieci…

Znicza zapalonego obcą ręką, by na grobie było coś więcej niż kilka nikomu już nic nie mówiących dat i słów, oświetlonych zaduszkowymi światłami mijania.