Tygodnik Podhalański, 25 września 2008

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim

Maciej Pinkwart

Kurde, Poloń!

 

Wyłączenie połowy Zakopanego z eksploatacji, z powodu zakończenia kolejnego etapu deszczowego pedałowania jest moim zdaniem znakomitym pomysłem. Ulicami, nareszcie pozbawionymi parkujących na poboczach i chodnikach samochodów jeździły tylko auta policyjne i sponsorskie, które nie parkowały, ale za to trąbiły tak jakby jechało wesele – no, a przejazd wesela przynosi szczęście. Okazuje się, że w Zakopanem wcale nie trzeba budować podziemnych parkingów – wystarczy zabronić parkowania pod groźbą wywiezienia na parking, którego nie ma. Tłumy policjantów pilnujących wygody kolarzy i ich sponsorów dawały złudzenie bezpieczeństwa, a kierowcy na zakopiance mogli jeździć bez stresu i obawy, że spotkają patrol. Przyjemność z tego była jednak niewielka, bo w Poroninie był taki korek, jakby miejscowa ludność zablokowała skrzyżowanie. Okazało się jednak, że to tylko resztówka po wyścigu, który dawno już przejechał w okolicach Bukowiny, ale emocje potrafią zablokować drogę równie skutecznie jak przejazd kolejowy strzeżony.

Wyścig był emocjonujący, kibice zakładali się o to czy na zakopiańskich ulicach, znanych ze swej jakości, dojdzie do gigantycznej kraksy, o której będą mówić w telewizji. Ale wszystko było wspaniale i Zakopane świetnie nadaje się do tego, by rozgrywać tu imprezę, którą sprawozdawcy telewizyjni nazywali rajdem.

W piątek miasto zmieniło swoje oblicze: przybyło pieszych spacerowiczów, bo nie można było jeździć samochodami. Jesienną nudę ożywiały głośniki, nadające wesołe pieśni masowe i komunikaty z trasy wyścigu. Nad Podhalem latały kolorowe helikoptery. Na ulicach ustawiono metalowe bariery, co upodobniło Zakopane do Warszawy w czasie manifestacji górników. Mnogość kolorowych reklam, które nagle pojawiły się na ulicach sprawiła, że czuliśmy się jak w telewizji TVN i niejeden z nas już liczył na udział w zyskach, jakie niewątpliwie wpłynęły do kasy miejskiej za tzw. zajęcie pasa drogowego. A nostalgię niektórych przedstawicieli ludności miejscowej wywołały malownicze bramy triumfalne, które po przeszło 60 latach znów pojawiły się na zakopiańskich ulicach. Niestety, trochę to wszystko było dęte.

A kiedy umilkły klaksony, dopingujące okrzyki, zagłuszające szczękanie zębami, piękne dziewczęta z gęsią skórką pod rajstopami przestały się przytulać do zwycięskich cyklistów, polscy zawodnicy z zadumą patrzyli na wciąż niedostępne dla nich podium i gdy wypuszczono już powietrze z bram triumfalnych – setka kolarzy i kilkuset działaczy oraz sponsorów rozjechało się po hotelach, szczękając zębami i unosząc wspomnienie tego, co od czasów doktora Chałubińskiego przyciąga do Zakopanego tłumy: wspaniałego i zdrowego klimatu górskiego.