Tygodnik Podhalański, 24 kwietnia 2008
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim
Maciej Pinkwart
Jak Kuba Bogu...
Jeśli ktoś myśli, że zamknięcie trasy narciarskiej na Gubałówce oznacza koniec Zakopanego, to mało wie o historii, a nawet dniu dzisiejszym tego miasta. Kolejkę uruchomiono w 1938 r. i tak naprawdę tę trasę „odkryto” dopiero w czasach PRL-u. A i tak znakomita większość turystów od lat przyjeżdża do Zakopanego latem, zaś główną motywacją tych przyjazdów jest turystyka tatrzańska. Niemniej jednak jak już się coś odkryło, to głupio jest zakrywać. Rodzina Gąsieniców mieszka na południowym stoku Gubałówki od początku istnienia Zakopanego (czyli przeszło 400 lat), z czego narciarze śmigają koło ich chałupy od stu lat. I jako się rzekło – od 70 lat wywozi ich na górę kolejka. Można było przywyknąć.
Narciarze przeszkadzają rodzinie Byrcynów dopiero od kilku lat. Mniej więcej od czasu, kiedy Wojciech Gąsienica-Byrcyn przestał kierować Tatrzańskim Parkiem Narodowym. I o tym jakoś dziwnie się zapomina.
Dr Gąsienica-Byrcyn był najlepszym dyrektorem w historii TPN, nieustępliwym obrońcą przyrody i sztandarową postacią w walce z obłędnym projektem organizacji Olimpiady w Zakopanem. Można śmiało postawić tezę, że to on wziął na swoje barki cały ciężar utrzymania parku narodowego w czasach, gdy burzliwe fale prymitywnego kapitalizmu chciały zalać Tatry powodzią inwestycji, które pozwoliłyby z naszego największego narodowego skarbu wycisnąć jak najwięcej dudków – oczywiście, pod sztandarem frasunku o wypoczynek „ludu pracującego miast i wsi”… Następca Byrcyna, dr Paweł Skawiński ma już łatwiej – to poprzednik wziął na siebie pierwsze, najgwałtowniejsze uderzenie. I w walce tej poległ.
Sprzymierzone siły biznesu, sportu, część otumanionej opinii publicznej i prasy zrobiły z dyrektora TPN tarczę strzelniczą. Nie było takich pomyj, których by na niego nie wylano. Zadziwiający sojusz ówczesnych władz Zakopanego i ówczesnej opozycji, kolejarzy, narciarzy, biznesmenów i związków zawodowych, w aurze intryg także politycznych, insynuacji, prawdziwych i wydumanych zarzutów – doprowadził do tego, że Byrcyna odwołano.
A wkrótce potem okazało się, że narciarska trasa na Gubałówce, przebiegając przez Byrcynowe pole, stwarza zagrożenie dla jego świętych praw własności i zdrowia jego rodziny. I ten punkt widzenia podzieliły wszystkie niezależne sądy.
Nieetyczne? No cóż, kto mieczem wojuje…
Pewno, że nikt się nie przyzna do takich motywacji, i słusznie. Ale władze Zakopanego muszą teraz wypić to gorzkie piwo. Pewno w końcu uda się dogadać - z Byrcynem, albo z jego sąsiadami, czy w końcu wymyślić coś nowego – bo samo szczucie opinii publicznej za pośrednictwem mediów jak na razie przynosi kiepskie rezultaty.