Tygodnik Podhalański, 10 kwietnia 2008
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim
Maciej Pinkwart
Perły w koronie
Góralski strój bohaterki wernisażu i członków jej rodziny oraz kapela góralska witająca gości w hollu pałacyku na Kozińcu mogły nas zmylić, ale już powieszone na ścianach obrazy na szkle – nie. Ewelina Pęksowa, której 40-lecie pracy twórczej świętowaliśmy (za sprawą Muzeum Tatrzańskiego i burmistrza Janusza Majchra) 5 kwietnia 2008 nie jest artystką ludową. Jest po prostu artystką par excellence. Bowiem sztuka od sztuki ludowej różni się tym, że jest stale odkrywcza, innowacyjna, zaskakuje coraz nowymi rozwiązaniami – wciąż pyta i poszukuje oryginalnych odpowiedzi. Ludowi artyści tym są wyżej cenieni przez etnografów, im dzieła ich są wierniejsze archetypom, artyści par excellence zaś liczą się dla sztuki wtedy, gdy do archetypów odwołują się tylko po to, by je zanegować, lub pokazać w odmiennym niż dotąd kontekście.
Jubileusz wspaniałej i wielkiej artystki „Tygodnik” opisuje gdzie indziej niezawodnym piórem Joli Flach, niech mi przeto będzie wolno odejść od kronikarsko-biograficznych zachwytów w stronę twórczości w ogóle. Otóż – choć tematyka i materia twórcza są oczywiście nieporównywalne – dzieła artystyczne, malowane na szkle przez Eweliną Pęksową przywodzą mi na myśl wspaniałą twórczość mojej sąsiadki z tej kolumny – cudownej poetki Wandy Czubernatowej. Bowiem w obydwu przypadkach mamy do czynienia z formą kojarzoną z folklorem, ale przecież o istocie absolutnie i profesjonalnie artystycznej. Ewelina Pęksowa maluje na szkle rzeczy, które nie zawsze mają wiele wspólnego z tradycją góralskiej sztuki. Wanda pisze gwarą podhalańską (choć nie tylko…) wiersze, które w zasadzie nijak nie mieszczą się w folklorze. Są wspaniałą poezją, zapisaną po prostu w gwarze. Ot tak, jak Jacques Prevert pisał po francusku, Seamus Heaney – Irlandczyk - po angielsku, a Anna Achmatowa po rosyjsku.
Skromną kapelą góralską, przygrywającą w czasie wernisażu wystawy Eweliny Pęksowej kierował jako prymista Jan Karpiel-Bułecka. I jego twórczość chciałbym tu dorzucić jako trzecią perłę do artystycznej korony Podhala. Powiedzieć o nim, że jest muzykantem ludowym to pomylić adresy. Jest po prostu wielkim, perfekcyjnie grającym skrzypkiem i doskonałym śpiewakiem, który specjalizuje się w tym rodzaju muzyki. Ale ile razy go słucham – a zwłaszcza, gdy patrzę jak gra – odnoszę wrażenie, że gdyby tylko chciał, mógłby jutro równie dobrze zagrać Wieniawskiego, tylko nie ma na to ochoty… Ba, występował przecież z partią tenorową Harnasi Szymanowskiego i zebrał wielkie oklaski…
Wspaniali współcześni artyści Podhala! Jak to dobrze, że w tej skalnej ziemi jednak rodzą się takie klejnoty – pozwala to nam przetrwać w powodzi chamstwa i ceperstwa, które góralszczyznę najchętniej uprościłoby do sakramenckiego piwa, a kulturę ludową do braku jakiejkolwiek kultury.