Maciej Pinkwart
Raport ze ścieżki
6 maja 2025
Wykonując rutynowy, ale dziś niemal jesienny spacer po rowerowo-pieszej ścieżce
spacerowej biegnącej dookoła Polany Szaflarskiej (jak sama nazwa wskazuje – w
Nowym Targu) po raz kolejny zauważyłem bardzo starannie wykaligrafowaną na niej
sugestię erotyczną, odnoszącą się do prezydenckiego kandydata Koalicji
Obywatelskiej. Ponieważ obok była ławka, przysiadłem, żeby przez chwilę
zastanowić się nad głębią tego przesłania. Od razu zaznaczam, że jestem
człowiekiem starym, który już niejedno w życiu widział, także na ścieżkach i w
tej dziedzinie nic mnie nie zaskakuje. Zwłaszcza na nowotarskiej ścieżce
spacerowej, gdzie przez wiele miesięcy – a może i lat – w innym miejscu widniały
nie tylko sugestie gwałtownej miłości wobec jakiegoś Łukasza czy Franka, już nie
pamiętam – ale i towarzyszące temu liczne i gabarytowo mocno przesadzone i
nieproporcjonalne wizerunki męskich drugorzędnych cech płciowych, co zresztą nie
robiło wrażenia nawet na małoletnich dziewczynkach, po owych gonadach ochoczo
pląsających na rolkach czy hulajnogach. Wszyscy traktują to jako przejaw
specyfiki lokalnej, podhalańskiej kultury. O tym, że nie przeszkadza to w
najmniejszej mierze służbom miejskim i władzom samorządowym, tamże spacerującym
po penisach i jądrach – ani wspomnieć nie warto.
Oczywiście wiem, że na jedenaście dni przed pierwszą turą wyborów już dawno
minął czas na dyskutowanie o merytorycznych, albo choćby tylko ideowych
różnicach między kandydatami – o ile czas taki był kiedykolwiek. Odnoszę
wrażenie, że merytorycznie dyskutowali z sobą co najwyżej kandydaci z drugiej
ligi prezydenckiej. Ci z pierwszej głównie obrzucali się nawzajem zdechłymi
psami, ci z trzeciej bardzo starali się o to, żeby jeszcze 19 maja ktokolwiek
pamiętał o tym, że jakimś dziwnym przypadkiem zakwalifikowali się do tego
turnieju. Ale, jak wiadomo, nie ma przypadków – są tylko znaki. Do tego jeszcze
wrócimy.
Nie przypuszczam, żeby nawet najżarliwszy przeciwnik kandydata postponowanego na
nowotarskim chodniku choć przez jedną chwilę miał nadzieję na to, że ja, mając
granitową pewność że będę głosował na Trzaskowskiego, przeczytawszy ów napis,
wy…ebię swoje przekonania przez okno i postawię krzyżyk na kandydacie,
będącym osobistą decyzją prezesa PiS-u. Albo choćby na to, że wyborca, wahający
się odnośnie co do decyzji, po tej chodnikowej lekturze jak na skrzydłach uda
się do urny, by poprzeć kogoś, kogo zdaje się popierać erotyczny postuler ze
ścieżki spacerowej. A kogóż on popiera, kogóż? Oczywiście, tego nie wiemy na
pewno, bowiem zapomniał się on podpisać, ale możemy iść o zakład, że nie był to
agitator profesor Joanny Senyszyn.
Można z dużą dozą prawdopodobieństwa domniemywać, że piszącym nie kierowała chęć
zmiany czyichkolwiek preferencji wyborczych, tylko czysta nienawiść do
przeciwnika jego kandydata. A może nawet do kogoś, kto reprezentuje wszystko to,
czego on reprezentować nie będzie. Trzaskowski bowiem jest względnie młody (a
przynajmniej młodo wygląda), dobrze wykształcony w kilku kierunkach, także za
granicą, ma stopień naukowy doktora (a nie doktóra), ma spore
doświadczenie polityczne, pełnił i pełni kilka odpowiedzialnych stanowisk
państwowych i samorządowych i potrafi rozmawiać w kilku językach obcych, co
zdaje się najbardziej irytuje jego przeciwników, którym nawet język polski
sprawia wyraźny kłopot. No i – last but not least – mówi się o nim, że
jest przystojny.
Ciekawa jest popularność takich erotycznych sugestii, namów czy deklaracji w
środowisku prawicowym. Wiemy oczywiście (a dowodnie przekonuje o tym lektura
książki Sodoma Frédérica
Martella), że najbardziej prawicowi przeciwnicy LGBT są krypotogejami i
postępują w myśl zasady łapaj złodzieja. Oczywiście, nie ma co doszukiwać
się ukrytych treści w czymś, co treści nie ma za grosz, a jedynie czystą
nieskalanym żadnym rozumowaniem nienawiść.
Powie ktoś: no a
wasi protestanci za poprzednich rządów obnosili się z tekturkami z
symbolem ośmiu gwiazdek. Tak, to prawda, też nie uważam, że tamte tekturki
przekonały do głosowania przeciw PiS-owi kogokolwiek z wielbicieli ówczesnych
gwiazd: Kaczyńskiego, Macierewicza, Terleckiego, Błaszczaka, Ziobry, Szydło,
Suskiego, Kowalskiego… Jest osiem? Jest, wystarczy. Różnica między
gwiazdkowaniem formacji politycznych a poszczególnych polityków jest
istotna, ale w sumie to teraz nieważne: ani nienawistne napisy, ani niszczenie
plakatów wyborczych, ani mniej czy bardziej ogólnikowe slogany na wiecach nie
mają już żadnego znaczenia i nikogo do zmiany poglądów nie skłonią: podziały w
społeczeństwie są tak duże, że prezes Kaligula mógłby wystawić na prezydenta
swoją kotkę Fionę (a nie, prezydent wg Kaczyńskiego musi być przystojnym,
uczciwym, obytym w świecie i okazałym mężczyzną, ale jego wielbiciele na pewno
zapomnieli o tej deklaracji, widząc to, co się stało) – a naród pisowski i tak
by tę kandydaturę poparł. Z kolei Tusk mógłby wystawić Dodę, a jego koalicjanci
i tak by mówili, że oni są ładniejsi, zgrabniejsi, lepiej rozebrani i mają
większe doświadczenie estradowe i wojskowe, bo większego nie ma zucha, niżli
Szymon Burczymucha.
Poza wezwaniem
do gwałtownego kochania Trzaskowskiego na nowotarskiej Polanie Szaflarskiej
stałym elementem tej wiosny stały się owce, a dokładniej – pozostałości ich
przemarszów po ścieżce pieszo-rowerowej. Obok ścieżki postawiono kosor,
skąd owce i barany peregrynują w głąb okolicznej przyrody. Koło pobliskiego
parkingu stanęła bacówka, którą widać, słychać i czuć, bo jest otwarta – w
przeciwieństwie do stojącej po drugiej stronie placu budki z lodami, której nie
opłaca się otwierać w dni powszednie. Miejskie służby opróżniają kosze od
śmieci, nie tykając oczywiście ani politycznej obsceny, ani tradycyjnej
baraniej dani (to kiedyś była jedna z form podatku lokalnego), ani
proalkoholowych reklam w rejonie nadrzecznej Strefy Relaksu. Barany wszelako w
tej przedwyborczej dobie dają się odczuć najbardziej, może dlatego, że
pozostawiają po sobie najwięcej znaków. Przypadek? Nie sądzę. Nie ma przypadków
– są tylko znaki.