Maciej Pinkwart
Polityka histeryczna
8 lutego 2024
Histeria wokół faktu, że dwóch znanych, ale przecież nie
najważniejszych urzędników PiS-u trafiło do pudła ze stosunkowo niewysokim
wyrokiem (dwa lata jak dla brata) za przestępstwo sprzed blisko 20 lat to nie
żadna manifestacja solidarności ze skrzywdzonymi rzekomo kolegami politycznymi.
To ostrzeżenie skierowane wobec obecnie rządzących oraz tej części
społeczeństwa, która domaga się rozliczenia za znacznie poważniejsze
przestępstwa popełnione w ostatnich ośmiu latach. Rozliczenia, które było
istotną częścią programu wyborczego demokratów, co z kolei z pewnością było
jednym z ważniejszych powodów wygranej wyborczej w dniu 15 października 2023. To
przesłanie brzmi: popatrzcie, jak bronimy dwóch pionków, którzy przecież sami
nie planowali tych przestępstw, ani nie dokonywali ich z własnej inicjatywy, na
własny rachunek i dla własnej korzyści. Ktoś im to kazał – no, powiedzmy:
zasugerował i ktoś obiecał im bezkarność.
Więc teraz wyobraźcie sobie, jak podpalimy Polskę, kiedy na
warszawskim Żoliborzu czy na ul. Nowogrodzkiej pojawią się radiowozy nie w celu
chronienia świętych krów, tylko po to, by tym inicjatorom, beneficjentom i
protektorom, a przede wszystkim twórcom naszej Szczęśliwości Plus założyć
kajdanki i osadzić na dołku. Kiedy choćby tylko wezwiecie na przesłuchanie Jego
Prezesowską Wysokość, Jego Dudowatość, byłych premierów, ministrów czy ojców
dyrektorów – zapłonie cała Polska. Oczywiście, że na żadne komisje, żadne nie
nasze sądy nie przyjdziemy, kto to widział, żeby jakiś gówniarz przesłuchiwał
nasze świątobliwości. I co nam zrobicie? Doprowadzicie nas siłą? Ha, ha, ha! Już
to widzimy! Chodź, Mariusz, pokaż im swojego wała!
O tym, jak bardzo nieważni w gruncie rzeczy są owi „posłowie
niezłomni”, bestialsko torturowani przez rurkę i pozbawieni przez zamachowców
prawa do pracy w Sejmie pokazała żałosna zadyma przed parlamentem 7 lutego 2024,
kiedy to kilkudziesięciu posłów PiS, otoczonych przez dwa razy tyle dziennikarzy
próbowało się przebić przez straż marszałkowską i wprowadzić do Sejmu dwóch
swoich kolegów. Nie dało rady, więc Jarosław Kaczyński oświadczył, że tak
naprawdę, to nie chcieli ich wcale siłowo do Sejmu wprowadzać, tylko pokazać, że
takie działania podejmują. Po czym sam bohatersko wszedł do środka, by odbyć
rozmowę z naczelnikiem Straży Marszałkowskiej, od którego otrzymał pismo, że
bronić Sejmu przed wtargnięciem osób nieuprawnionych naczelnikowi kazał Hołownia
(oczywiście, nikt tego przedtem nie wiedział...) – którego prezes ma za nic nie
umiejącego amatora (dobrze, że nie użył znów swojego ulubionego słowa
gówniarz), jak występuje z mównicy, to nawet się do marszałka
konwencjonalnie nie zwraca i jak może to i na niego, i na Tuska zrzuca górę
pogardy – i odchodzi. I nazywa działanie większości sejmowej i legalnie
wybranego rządu – zbrodniczym zamachem stanu i zdradą ojczyzny. Kuriozum
polityczne: legalnie wybrane przez obywateli rząd i Sejm dokonują zamachu stanu
wobec przegranych.
Żeby zakończyć wątek dwóch byłych posłów: Kaczyński i jego
akolici, w tym prezydent RP, wmawiają swoim zwolennikom, że Duda ich UNIEWINNIŁ,
a Sąd Najwyższy UNIEWAŻNIŁ skazujący ich wyrok sądu okręgowego, wydając
orzeczenie Izby Kontroli Nadzwyczajnej (skądinąd nie uznawanej przez Trybunał
Sprawiedliwości UE za prawnie powołany sąd). Dwaj doktorzy prawa: Kaczyński i
Duda udają, że nie wiedzą, iż zgodnie ze swoją kompetencją prezydent przestępców
nie uniewinnia, tylko ułaskawia, co nie zmienia faktu, że po prawomocnym
skazaniu obaj podsądni są z mocy prawa (Konstytucja i Kodeks Wyborczy)
pozbawieni możliwości sprawowania mandatu poselskiego. Zaś Izba Kontroli Sądu
Najwyższego nie ma kompetencji do anulowania wyroków sądu okręgowego, a jedynie
kontroluje prawidłowość wydawania dokumentów przez marszałka Sejmu. Który z
kolei sam nie pozbawia nikogo mandatu, tylko podaje do wiadomości Sejmu decyzję
wynikającą z prawomocnego wyroku skazującego. Kłamstwem świadomym, choć szytym
grubymi nićmi jest powtarzane przez polityków PiS twierdzenie, że obaj byli
posłowie zostali skazani za walkę z korupcją. Bynajmniej – skazano ich za próbę
zmuszania swoich ofiar do przyjęcia łapówki, za fałszowanie dokumentów i
nielegalne podsłuchy. Dotyczyło to operacji przeciwko ówczesnemu wrogowi
Kaczyńskiego – Andrzejowi Lepperowi. Jak na razie tylko tyle. Sprawy działania
wobec innych ofiar – za pierwszych rządów PiS-u i za ostatnich (oby!) - jeszcze
nie trafiły przed sąd. Najpewniej pierwszy ich powrót przed wymiar
sprawiedliwości będzie jednak dotyczył zakupu i nielegalnego stosowania systemu
Pegazus. Dobrze by było, żeby ta sprawa wyprzedziła wejście obu przestępców do
Parlamentu Europejskiego. Już się tam dotychczasowi europosłowie PiS
skompromitowali wystarczająco. I może wystarczy. A co do walki z korupcją przez
Kamińskiego i Wąsika – Jan Widacki w „Przeglądzie” podaje, że za czasów ich
rządów CBA ujawniło niewiele ponad 3 procent spośród wszystkich przestępstw
korupcyjnych, 97 % wykryły inne służby. A ich działalność nie doprowadziła do
skazania przed sądem żadnego z ich „celów operacyjnych”.
No, ale faktycznie ten kamuflaż działa i zapewne do wielu osób
przemawia otwartym tekstem: w razie zagrożenia najważniejszych przedstawicieli
byłej władzy w ich bezpardonowej obronie staną jeszcze nie pozbawieni immunitetu
posłowie PiS i ich kumple z republikańskich mediów, żołnierze Piotra Dudy z
łańcuchami, które dzięki PiS-owi zrzucili z rąk i nóg oraz z oponami z miliona
elektrycznych samochodów, chłopaki z basenu im. Antoniego Smoleńskiego,
parafianie z Sosnowca, Narodowe Legiony Patriotycznych Rencistów i Emerytów,
Koła Gospodyń Wiejskich z Podkarpacia oraz Janina Goss z torebką i Krystyna
Pawłowicz z sałatką. Tajniak od antyfeministycznej pałki teleskopowej także
zmobilizuje siebie i swoich kolesi, jeszcze rozgrzanych zachętami i
bezkarnością, jaką im zapewniła poprzednia władza, a obecna przeszła obok nich,
bo ma wyższe cele niż ich cela. Prezydent co prawda nie wprowadzi stanu
wojennego, ale tylko dlatego, że nadal będzie przeżywał na kanale „Zero”
(skądinąd świetna nazwa dla zwolenników poprzedniej władzy bądź symetrystów) to,
że Jarosław Kaczyński go nie lubi, bo przegrał wybory prezydenckie, a Duda
wygrał. I choć do końca kadencji dr. Dudy melina namiestnikowska będzie zapewne
czynna, ale wobec przestępców z byłej władzy będzie obowiązywał nadal okres
ochronny, więc nikt na Krakowskim Przedmieściu nie będzie musiał się chować.
Szefów spółek z nominacji Prawa i Sprawiedliwości, poza bolesną niewątpliwie
dymisją też nie spotka prawo i sprawiedliwość. Nawet nie dostaną po kieszeni,
zresztą już dawno wszystko przepisali na byłe i obecne żony, synów, córki i
spółki-wnuczki. A robienie im zarzutów z tego, że tak dużo zarabiali, że
nauczyciel dyplomowany, po studiach zawodowych, pedagogicznych i podyplomowych
przez całe życie nie zarobi tyle, ile oni przez miesiąc – jest czystą demagogią:
z pewnością zadbali o to, by ich kasa nie była trefna. Więc jeśli nawet kradli,
to zgodnie z prawem.
I co, dalej myślicie, że policja wyprowadzi w kajdankach tych,
którzy są winni tego, co się z naszym krajem porobiło za ich rządów? Akurat...
możecie sobie tę myśl wsadzić tam, gdzie trafi co najwyżej jakiś zrzucony z sań
na pożarcie Tuskowym wilkom Wawrzyk albo jakiś inny mało ważny urzędnik. Inni
będą albo ciężko chorzy, albo zbyt ważni czy starzy, albo chronieni przez
konkordat czy przez euroimmunitet, w który skwapliwie się zaopatrzą różni
wystawiający Polskę na pośmiewisko durnie płci męskiej, żeńskiej czy nijakiej.
A przy okazji: jak brzmi feminatyw od durnia? Durnia?