Maciej Pinkwart
Małkinia europejska
Dla większości polskich polityków polityka europejska to w zasadzie przedłużenie
polityki wewnętrznej: kandydaci do Europarlamentu walczą o mandaty w Brukseli
tak, jakby walczyli o mandaty w Małkinii. W zasadzie nikt nie głosi
jakiegokolwiek pozytywnego programu dla Europy, co najwyżej koncentrując się na
programach negatywnych: nie dla wspólnej waluty, nie dla walki ze zmianami
klimatu, nie dla ograniczeń komunikacyjnych, nie dla wolnego handlu… Pozytywne
jest tylko coraz głośniejsze żądanie ekonomiczne: więcej dotacji za mniej
wspólnoty.
Chociem nie Słowacki, to byłem
w tzw. Grobie Agamemnona w Mykenach i mogę za wieszczem powtórzyć: Mówię, bom
smutny i sam pełen winy... Pójdę, oczywiście, na wybory w niedzielę i
zagłosuję na kandydata/tkę, który/a nie jest moim kandydatem ani pierwszego, ani
drugiego wyboru, ale zrobię to kierowany wyłącznie chęcią wpłynięcia na wynik
meczu naszej ligi okręgowej: ani on/ona, ani nikt nie wypowiadał się
(przynajmniej w taki sposób, żeby to do mnie dotarło) na temat tego, jak według
niego/niej Unia ma się zmieniać i jak my mamy się zmieniać wraz z Unią. Politycy
niektórych z opcji polskich (nie tylko polskich!) kamuflują swoją niechęć, czy
wręcz nienawiść do Unii (która patrzy im na ręce w kwestiach, które chcą robić
pod własną quasi-patriotyczną kołdrą) tym, że dzisiejsza Unia nie jest tą samą
Unią, do której dwadzieścia lat temu wstępowaliśmy. No, nie jest. A Polska jest?
A świat jest? Przemiany w kierunku postępującej integracji były od początku
istotą dobrowolnego związku państw, które chciały wspólnie tworzyć przyszłość.
Dlaczego to ma być dla nas zagrożeniem?
Moja diatryba nie jest skierowana do kandydatów na europosłów, nawet do tych –
tego – tej – na którego/którą będę głosował. Raczej – do tych, którzy będą go/ją
słuchali w Strasburgu. Niech sama Unia zrobi coś sensownego w kierunku
integracji! Parę lat temu polska europarlamentarzystka Róża Thun doprowadziła do
ujednolicenia opłat roamingowych za połączenia telefoniczne różnych operatorów
na terenie Unii. Wspaniale, dzięki, korzystam często. A teraz pora na
ujednolicenie na terenie Unii przepisów o ruchu drogowym. Nie widzę żadnych
powodów, dla których byłoby to niemożliwe i niewskazane. Na początek zacznijmy
od tego, żeby znaki, oznaczające autostrady w różnych krajach Europy miały ten
sam kolor: niebieskie, poza Polską są m.in. w Austrii, Belgii, Hiszpanii,
Francji, Niemczech, Węgrzech. A zielone – w Słowacji, Bułgarii, Grecji, Cyprze,
Czechach, Danii, Finlandii, Litwie, Rumunii, Szwecji, Włoszech…
A tak przy okazji: jeśli wojna w Ukrainie się skończy i będziemy rozważać
przyjęcie tego kraju do Unii, to czy Ukraina zmieni szerokość torów kolejowych
na europejski, czy nadal będzie to system rosyjski? Wiem, że to kosztowne i w
ogóle gadanie o takim drobiazgu w obliczu toczącej się tam wojny jest
niestosowne. Ale musimy myśleć zawsze trochę dalej, niż stąd do Małkinii.