Maciej Pinkwart

I więcej nic...

14 marca 2024

 

W 1976 roku teatrzyk, do którego pisałem teksty i nawet w nim występowałem, prezentował sztuczkę Cyganeria z tamtych dni, a w niej przede wszystkim piosenki z lat międzywojennych. Tuż przed finałem śpiewaliśmy przebój Jerzego Petersburskiego ze słowami Ludwika Starskiego Młodym być i więcej nic. Grałem tam m.in. staruszka, który w tle słów:

...Najbiedniejszym być, najskromniejszym być, ale mieć przed sobą świat.

Zakochanym być i kochanym być i mieć wciąż dwadzieścia lat...

staje obok młodziutkich wykonawczyń i odmierza spadające na łyżkę z butelki krople lekarstwa. Ale śmieszne. Nie wiedziałem, co to jest ageizm. Miałem 28 lat. Śpiewająca obok mnie śliczna koleżanka miała lat osiemnaście i szykowała się do matury. Świat choćby z tego powodu wydawał się piękny, choć niełatwy. Towarzysz Edward Gierek niedawno skończył 63 lata, a PRL wchodziła w smugę cienia.

Ja byłem już wściekle dorosły, ale nadal osoby, które żyły już od jakiegoś pół wieku uważałem za stojące nad grobem staruszki i starców. Starców jakoś lepiej tolerowałem, pewno przeczuwając swój dalszy los. Inna rzecz, że kiedy trachnął mnie pierwszy źle zdiagnozowany zawał miałem 31 lat. Potem było już coraz gorzej i gorzej – ale czas płynął tak szybko, okoliczności się zmieniały i żyło się tak intensywnie, że nad swoim stanem nie było kiedy się zastanawiać. Szybciorem minął niewyobrażalny kiedyś kawał życia i to właśnie mijanie stało się jego główną cechą. Prawdziwie stary poczułem się wtedy, kiedy wykupując swoje standardowe lekarstwa (co dwa miesiące proszę w przychodni o to samo co zawsze – kiedyś o to samo, co zawsze prosiłem w barze...) zapłaciłem 7,50 złotych, podczas gdy poprzednio moje zdrowie kosztowało mnie blisko dwie stówy. Wesołe jest życie staruszka!

Chwaląc się tym znajomym (pięćdziesięcioletnie młodziaki!), sięgnąłem do telefonu, żeby w nim wyszukać receptę (starzeję się cyfrowo!) i, zapewne z powodu drżenia rąk, kliknąłem o raz za dużo. Recepta otworzyła się na stronie z rozpoznaniem choroby. Chorób, dokładniej. Obok hipertonii, hiperlipidemii i paru innych obcych słów wypatrzyłem słowo czysto polskie: starość. No, nareszcie jedyne rozpoznanie, które jest trafne i bezdyskusyjne. Notabene, rozpoznanie zniknęło z mojego IKP, może więc jednak było nietrafne?

Popularne porzekadło mówi, że starość się Panu Bogu nie udała. No, a młodość to się niby udała? A dzieciństwo? W życiu bym nie chciał zaczynać od początku – ani w tamtych, tzw. moich, czasach, ani dzisiaj. Naturalnie, zalety i wady takiego czy innego wieku zależą od wielu kwestii: stanu zdrowia, okoliczności rodzinnych i szerzej – społecznych, sytuacji ekonomicznej, czy nawet politycznej. Co mi po świetnym zdrowiu, młodości i oszałamiających perspektywach zawodowych, jak opresyjna władza wsadzi mnie do paki za to, że pokazałem język lokalnemu kacykowi? Podstawówkę może jakoś bym skończył, ale matury bym nie zdał – dziś nawet nie wiem, z czego ją się zdaje. Można czy nie można zdawać z religii? Na przykład z islamu? Nie wiem, czy bym poszedł na studia, może bym się zakręcił wokół jakiejś pracy i kupiłbym sobie – w razie potrzeby – jakiś dyplom, na jakimś Collegium.

Inna rzecz, że w tzw. moich czasach takich potrzeb w zasadzie nie było. Mam tu na myśli raczej czasy kiedy źle się poczuł Władysław Gomułka, a Śląsk na Warszawę właśnie zamienił Edward Gierek, którego z mieszanymi uczuciami przyjęła moja świeżo nabyta po żonie babcia: uważała, że jest diabelnie przystojny, ale mówiła, że każda zmiana starej ekipy rządzącej na nową jest zmianą na gorsze – tych, co już się nakradli i nanadużywali zastępują ci, którzy to jeszcze mają przed sobą. A co do dyplomów – jakoś nie przypominam sobie, żeby jakiekolwiek drzwi otworzył przede mną dyplom magistra egiptologii. Nawet drzwi polskiej stacji badawczej w Deir-el-Bahari koło świątyni Hatszepsut w Egipcie były zamknięte, kiedy przed nimi stanąłem pierwszy raz, w 30 lat po obronie dyplomu. Inna rzecz, że była pora lanczu, czyli jak mówią górale – połedniny. W żadnej redakcji, w której pracowałem, etatowo bądź nie, nikt nie potrzebował nawet obejrzeć mojego dyplomu ukończenia studiów dziennikarskich. Przydał mi się dopiero dyplom doktorski: po jego obronie w muzeum, w którym wówczas pracowałem, dostałem dodatek do pensji. Mogłem sobie za to kupić cztery piwa miesięcznie. Kupowałem. Jak widać, umiałem mądrze sprzedać swoją nabytą z wiekiem wiedzę. Potem robiłem studia podyplomowe i różne kursy, zdawałem liczne egzaminy, im byłem starszy tym dziwniejsze. Najbardziej chwalę się uzyskaniem dyplomu „Europejskiego Komputerowego Prawa Jazdy”, potwierdzającego umiejętność obsługi Worda, Excela, Accessa i Internetu. Dołączyłem go, do setek innych papierów, gdy z pozytywnym skutkiem starałem się uzyskać najwyższy stopień nauczycielskiego awansu zawodowego. Robiłem to po to, żeby dostać podwyżkę i żeby mnie nie wyrotowali z pracy. Parę lat później wyrotowałem się sam. To była mądrość etapu.

No właśnie, mądrość. Prezes Narodowego Banku Polskiego, w swoim comiesięcznym stand-upie rozmyślał ostatnio o zaletach starości i młodości przekonując słuchaczy, że im człowiek starszy – ale zanim dopadnie go demencja - tym jest mądrzejszy. Młody nie jest mądry, ale tak już jest na tym świecie – twierdził profesor Glapiński - że stary człowiek chętnie by się z młodym zamienił, woląc młodość od mądrości. Nie wiem kogo z młodziaków prezes miał na myśli i z kim by zamienił swoją mądrość na jego młodość, może z 52-letnim Andrzejem Dudą.

Ale prezydent nie jest tu dobrym kandydatem do zamiany, bo zdaje się w dziedzinie konsumpcji wszystkich rozumów musi się stołować w Trybunale Konstytucyjnym, jako że w dziedzinie mądrości ściga się zapamiętale z posłem Marią Kurowską (Zjednoczona Prawica nie pozwala używać wobec siebie feminatywów, z czym się zgadzam), znaną miłośniczką dwutlenku węgla. Otóż pochylając się z troską nad ustawą, która ma zezwalać kupowanie tzw. pigułek dzień po osobom od 15 roku życia, pigułkę tę nazwał bombą hormonalną i argumentował swój sprzeciw tym, że kiedyś podpisał ustawę, zabraniającą korzystania z solariów osobom poniżej 18 roku życia. Rak skóry u osób mających bierne prawo wyborcze jest przyjemniejszy niż u tych, które go nie mają. Z tego wynika według prezydenta, że pigułka dzień po może być dostępna dopiero od 18 roku życia.

À propos głupiej młodości, nie koniecznie intelektualnie rozwiniętego wieku średniego i senioralnej mądrości: politycy przegapili chyba wciąż obowiązujący przepis, który zezwala na legalne uprawianie seksu od 15 roku życia, natomiast oglądanie seksu w kinie dozwolone jest od 18 roku życia. Może zresztą od 16 - jeśli tak, to z pewnością pochyli się nad tym z troską zarówno pan prezydent, jak i jakaś lewicowa ministra. Notabene, jedno z najbardziej interesujących pod względem erotycznym państw świata – Watykan, jeszcze kilka lat temu za legalny uważał seks z osobą 12-letnią. Ostatnio, za sprawą papieża Franciszka mieszkający tam księża, siostry zakonne i szwajcarscy gwardziści mogą być seksualnymi aktywistami dopiero od 18 roku życia. Zwolennicy niektórych odłamów polskiej partii Konfederacja zapewne z zainteresowaniem dowiedzą się, że w liczącej prawie 160 milionów ludności Nigerii (48,8 % - chrześcijanie, 43,4 % muzułmanie) dolna granica wieku w tej dziedzinie to 11 lat.

 Oczywiście, jestem jak najdalszy od zajmowania jakiegoś radykalnego stanowiska w sprawie różnic między legalnym seksem z osobami 15+ a nielegalnym w wieku 15-, choćby z powodów historycznych: gdyby zasada 15+ obowiązywała w XIV wieku, nie powstałaby dynastia Jagiellonów, albo starszy o jakieś ćwierć wieku Władek Jogaiła poszedłby do paki za pedofilię z 12-letnią Jadzią. Wcześniej kłopoty mógłby mieć poprzedni narzeczony świętej Andegawenki, o trzy lata od niej starszy Wilhelm Habsburg. Tu jednak chyba do niczego nie doszło, bo Willi był nie tylko okropnie szpetny, ale i nosił przydomek Uprzejmy, no i miał wtedy osiem lat, a na straży dziewictwa królewny do 12 roku życia stała swatka tego narzeczeństwa, babka Jadwigi – Elżbieta Łokietkówna. Inna rzecz, że temperamentna Węgierka, przed ślubem z Jagiełłą zamknięta na Wawelu, próbowała toporem rozwalić zamkową bramę i uciec do Niemca Wilhelma, który stał pod murami...

Prezes NBP niewątpliwie ma rację stosując antynomię między starą mądrością i młodą przyjemnością. Oczywiście, można te rzeczy jakoś łączyć, korzystając z przyjemności, wiązanych z młodością, po staremu, mądrze, dawkowanych. À propos dawkowania: z dużym zrozumieniem obserwuję dyskusję na temat pigułek. Ze starczą mądrością i młodą przyjemnością konstatuję, że w moim wieku mogę już śmiało korzystać zarówno z pigułki dzień po, jak i godzina przed, a nawet z tabletek Ezehron Duo, na cholesterol.

 

Inne komentarze i recenzje