Maciej Pinkwart

Minifelietony przedwyborcze (2 września - 14 października 2023)

 

1. Krzyżne. Zastanawiam się, czy orędownik świeckiego państwa Szymon Hołownia, gdy zostanie posłem - w co nie wątpię, należy mu się to - postawi wniosek o zdjęcie krzyża z sali sejmowej oraz z państwowych urzędów, szkół, szpitali itp., i czy jego trzeciodrożny kumpel, Władysław Kosiniak-Kamysz poprze ten wniosek? A może postawi go inny orędownik świeckości państwa, Włodzimierz Czarzasty, który przez cztery lata swobodnie wicemarszałkował podkrzyżnie? Żeby była jasność: nie jestem zwolennikiem burzenia katedr, zaorywania kapliczek przydrożnych czy denominacji przełęczy Krzyżne. Tylko że to są dla mnie elementy kultury i tradycji, a nie symbole ideologicznego zawłaszczania "świeckiego" jakoby państwa. Osobiście mi to pstryka, żeby nie powiedzieć - wisi, czy to czy owo wisi, ale jak świeckość to świeckość... Aha, mam świadomość, że wobec ogromu innych, poważniejszych problemów, rząd Tuska ani przez sto, ani nawet przez 600 dni nie będzie się tym zajmował. Tak tylko pytam.

2 września 2923

2. Serce i wątroba. Trwa festiwal przedwyborczych przekrętów i nonsensów, wśród których niepoślednie miejsce zajmuje prezentacja haseł wyborczych, pod którymi poszczególne partie chcą walczyć o głosy. Hasła te są mało trwałe – i mało kto pamięta te, które poprzednio prowadziły partie i osoby do zwycięstwa lub klęski. Mnie dotychczas najbardziej podobało się może nie tyle hasło, ile slogan wyborczy Rafała Trzaskowskiego, kiedy to wielkie, zdawałoby się, tłumy krzyczały „Mamy dość”. Nie wystarczyło to do wygranej, bo pan Duda i jego obóz polityczny przejęli to i zanegowali, wobec czego ponad połowa elektoratu uwierzyła, że PiS nie ma dość, i powierzyła panu Dudzie prezydenturę ponownie, zapewne po to, by jego partia i sterujące nią osoby mogły sobie dołożyć do skarbczyków to, czego im to tego „dość” brakowało. Obawiam się, że PiS-owskie skarbczyki są nie zapełnione w takim stopniu, jak elewatory i stodoły polskich rolników i jeszcze do zapełnienia brakuje im trzeciej kadencji. Inna rzecz, że są osoby, które nigdy nie mają dość.

Spośród obecnych sloganów najbardziej podoba mi się hasło Lewicy: „Mam serce po lewej”. Jest to zapewne nawiązanie do powiedzenia Aleksandra Kwaśniewskiego o tym, że on ma serce po lewej stronie, co pokazało, że był to wyjątkowy prezydent w naszych dziejach. Z tym, że od razu przypomina mi się niezgodne z polityczną poprawnością powiedzenie ówczesnego lidera Lewicy Leszka Millera o pewnej działaczce, że ma ona mężne serce w kształtnej piersi. Serce było w porządku i rzeczywiście ładnie opakowane, ale po przegranej Lewicy działaczka pohalsowała na prawo razem ze swoją słynną torebką.

Ja też mam serce z lewej. Ale wątrobę po prawej, a o tym już żadne hasło nie mówi...

3 września 2923

3. Folklor i Pewex. Jak rozumieć wiecowe dekoracje na przedwyborczych spotkaniach PiS, na których za prezesem zawsze stoją kobiety (czasem też mężczyźni) w strojach regionalnych? Bo żołnierze, czołgi, płoty białoruskie, wozy strażackie, policjanci – to zrozumiałe, wszystko to mówi jasno wyborcom, że za PiS-em stoi siła, która nie tylko PiS obroni, ale i postraszy opozycję i jej zwolenników. Ale folklor z dawno zamierzchłych epok? Antyelitarność – oczywiste. Przaśność? Że polska wieś stoi za prezesem murem? I że polska wieś to Koła Gospodyń Wiejskich, Janko Muzykant, furman z batem i wieniec na głowie? Znając odrealnienie Kaczyńskiego można też sądzić, że prezes widzi swoich zwolenników jako ludzi z minionej epoki, w której wizerunek Polski sprzedawany za granicę obejmował sielskie krajobrazy, żubra i żubrówkę, łowickie pasiaki, góry i górali oraz towary dostępne na Zachodzie i w eksporcie wewnętrznym, znane jako Polish Vodka oraz Polish Cham.

4 września 2923

4. Toksyczne rządy. Gdyby nawet przyjąć, że składowiska toksycznych odpadów, jakich w Polsce są setki, powstały za czasów rządów Platformy, to argumentacja taka w ustach działaczy PiS-u pokazuje tylko to, że przez osiem lat swoich rządów ludzie Kaczyńskiego nie potrafili naprawić tego, co rzekomo spieprzyła Platforma. Ten argument jest do zastosowania w każdych okolicznościach, w których Kaczyński, Morawiecki i inne dziwadła będące przy władzy mówią swoich głównych problemach alkoholowych, tj. o winach Tuska. Jeśli po ośmiu latach ich rządów jest tak źle, że win Tuska nie udało się a. udowodnić i osądzić, b. naprawić tego, w czym Tusk zawinił – to jest najbardziej przekonującym dowodem, że do rządzenia Polską PiS się kompletnie nie nadaje. Ale jest jeszcze jedna, nieco przerażająca perspektywa: jeśli Tusk i jego ludzie zatruli Polskę, zniszczyli gospodarkę i zaprzedali nasz kraj obcym potencjom, a PiS niczego z tym nie zrobił, to oznaczać może i to, że w ramach walki z opozycją są oni gotowi poświęcić zdrowie i życie Polaków, którymi rządzą w imię tego, by udowodnić, że Tusk jest be, a oni cacy. Naród, którym tak chętnie wycierają sobie gęby, nie ma żadnego znaczenia poza tym, że płaci podatki, z których odsysają lwią część dla siebie, a ochłapy rzucają swoim posłusznym entuzjastom.

5 września 2923

5. Na granicy jest strażnica. Film „Zielona granica” obejrzę niechętnie, jak większość filmów Agnieszki Holland, które są dziełami z tezą, a zatem bardziej publicystycznymi, niż artystycznymi. Ale w państwach autorytarnych nic nie jest tylko artystyczne. Problem granicy białoruskiej jest stworzony przez reżimy po obydwu stronach; smutne, że jako instrument wewnętrznej walki politycznej wykorzystywana jest tragedia ludzi, zmuszonych do emigracji – przez wojny, głód, zmiany klimatu. Z całym szacunkiem do tragedii na zielonej granicy - to jest nic w porównaniu z tym, co nastąpi za kilka, najdalej kilkadziesiąt lat, kiedy to do bogatej i klimatycznie jeszcze bezpiecznej Europy ruszą nie tysiące osób, ale dziesiątki milionów. Nie powstrzymają ich ani płoty, ani żyletkowe druty kolczaste, ani mniej czy bardziej operetkowe gesty prezesów, premierów, ministrów, mundurowych siłowników. Zdaje się, że żadna z partii aspirujących do rządzenia Polską problemu tego nie porusza w programach wyborczych, świat też chowa głowę w piasek. Nie wchłoniemy milionów ludzi obcych kulturowo, językowo i religijnie, zdesperowanych, którzy za śmiercią musieli się oswoić. Nie powstrzyma ich jeszcze wyższy, może pancerny płot, ani pushbacki – jak nie powstrzymały dziesiątki tysięcy ofiar Morza Śródziemnego. I co wtedy? Starczy nam amunicji, żeby ich wszystkich wystrzelać? Może trzeba dopisać jeszcze jedno pytanie do pisowskiego referendum: „Czy wyrażasz zgodę na zabijanie wszystkich obcych, którzy będą usiłowali wtargnąć do Europy?”

6 września 2923

6. Iluzja jedynek i miejsc biorących. Wciąż dajemy się wkręcać w narrację wokół spraw nieistotnych, a odwracających uwagę od ważnych. Tak jak ekscytacja na temat tego, kto w prezencie od Kaczyńskiego, Tuska, Hołowni, Kamysza, Czarzastego czy Mentzena dostał „jedynkę” i inne „miejsca biorące” na listach wyborczych. Nie ma czegoś takiego jak miejsca biorące: nasza obecna ordynacja wyborcza stanowi, że mandaty przypadają tym, na których zagłosuje najwięcej ludzi, bez względu na to, na którym miejscu listy byli umieszczeni. O tym, ile mandatów poselskich przypadnie której partii decyduje suma głosów oddanych na jej listę, plus ewentualna premia za pierwsze miejsce w wyścigu wyborczym (d’Hondt). Ta dążność do bycia na szczycie listy to z jednej strony próżność kandydatów, z drugiej – pozostałość po okresie PRL-u, kiedy to władze apelowały o „głosowanie bez skreśleń”, skutkiem czego do Sejmu wchodziły osoby z początku listy. Dziś głosowanie polega na postawieniu krzyżyka przy nazwisku tylko jednego kandydata, który nam się podoba. A że jest wielu ludzi, którzy na listach zauważa tylko liderów i postacie znane z telewizji i na nich głosuje – to nie jest zasada wyborcza, tylko socjotechniczna. Warto głosować zgodnie z własnymi preferencjami, a nie na to, co nam narzucają. Inna rzecz, że zgodnie z zasadą inżyniera Mamonia z „Rejsu” – ludziom podoba się to, co najlepiej znają. No, ale nie musimy być Mamoniami.

7 września 2923

7. Reklamujemy rząd. Nie ma mowy o równości wyborczej, bo rząd, tworzony przez jedną partię, jednego wodza i rzekomo w imieniu jednego narodu, dysponuje budżetem państwa i używa go dla swoich potrzeb, także wyborczych. Naturalnie, robi to w zgodzie z prawem, bo przecież na czas kampanii rząd nie przestaje działać, więc ma prawo – na przykład – do dawania setek ogłoszeń o swojej wspaniałej działalności do prasy, radia, telewizji i na uliczne bilbordy. Ciekawe, że w takich sytuacjach płaci nie tylko „swoim” mediom (marszałek Witek ostatnio dziennikarzy mediów prorządowych publicznie nazwała „swoimi” dziennikarzami), ale i tym, które będąc obiektywnymi, uważane są na co dzień za wrogie, czy „polskojęzyczne”. A zatem my wszyscy, często odlegli o lata świetlne od popierania rządu, poprzez powierzenie rządowi dysponowania pieniędzmi z naszych podatków, wspieramy ten rząd. Który postępuje, naturalnie, w zgodzie z prawem, ale niemoralnie. Ale moralność ten rząd identyfikuje tylko z rękami na kołdrze. A poza tym Kali się kłaniać spoza kurtyny poprawności politycznej.

8 września 2923

8. Nieważność referendalna. W zapowiedzianym na 15 października referendum pytania mają się nijak do konstytucyjnej zasady, iż powinny dotyczyć spraw najważniejszych dla państwa. Bo żadna partia nie zamierza wyprzedawać majątku narodowego w obce ręce (to co mogli, już wyprzedali, a co do Okęcia, to się zobaczy), ani podnosić wieku emerytalnego (a szkoda), ani likwidować płotu białoruskiego (niestety, nie zamierza się też zająć likwidacją przyczyn postawienia płotu), ani przyjmować tysięcy nielegalnych imigrantów (władze PiS przyjmują setki tysięcy, ale ich sobie legalizuje). Równie dobrze moglibyśmy głosować na temat tego, czy jesteśmy za tym, żebyśmy chorowali, starzeli się i umierali. Głosowanie na „nie” tych problemów nie usunie. Referendum ma mieć charakter plebiscytu popularności i dać PiS-owi pozór do wykazania, jak wielką legitymację do rządzenia ma od ludzi. Jeśli w referendum weźmie udział (to znaczy, weźmie kartkę referendalną) więcej niż 50 % uprawnionych – ich propaganda uzna, że ponad połowa Polaków popiera PiS. To, jaki procent ludzi rzeczywiście w referendum weźmie udział nie będzie miało wpływu na realną działalność władz. Trzeba więc odmówić wzięcia udziału w referendum, kartki nie wziąć i odnotować to na spisie wyborców.

Inna rzecz, że robienie z takiej hucpy wielkiego „halo” też nie ma sensu. Czy kartkę weźmiemy czy nie, zagłosujemy czy nie – jest wręcz śmiesznie mało istotne w porównaniu z tym, czy pójdziemy na wybory i w kabinie wyborczej zrobimy to, co należy zrobić, by przywrócić w Polsce normalność.

9 września 2923

9. Partyjność. Wyborco, jeśli szukasz partii, która zdobyła poparcie dzięki szerokim programom socjalnym, głosiła, że jej wielkim sojusznikiem jest Bóg, zwalczała wcześniejsze elity i zanim wybudowała swoje – zabiegała przede wszystkim o poparcie ludzi najniżej wykształconych, partii, w której wszystkie decyzje podejmował osobiście przywódca, nieżonaty mizogin, głoszący kult wielodzietnej rodziny i namawiający do rodzenia dzieci za wszelką cenę, która podglądała i podsłuchiwała na masową skalę przeciwników i zwolenników, zwalczała homoseksualizm, lecz akceptowała homoseksualistów wśród swoich, popierała antysemityzm i rasizm, zdelegalizowała aborcję, głosiła antykomunizm i antyrosyjskość, a dogadywała się z Rosją nad głowami innych państw, za najważniejszy swój cel uznawała zbrojenia, uprawiała propagandę militarną, a jej przywódcy chętnie fotografowali się z żołnierzami i sprzętem wojskowym, wszystkich obcych traktowała jak wrogów, a nie popierających jej współobywateli uznawała za zdrajców, wrogów ludu i zaprzańców, sprawowała rządy przy pomocy policji i wojska, budowała sobie poparcie przy pomocy wszechobecnej propagandy, przede wszystkim poprzez swoje gazety, środki masowego przekazu i podporządkowane sobie teatry, film i literaturę, a na wiecach publicznych poprzez wrzask i manifestacyjne chamstwo próbowała skutecznie zagospodarować co najniższe instynkty społeczne – nie szukaj jej na tegorocznych kartach wyborczych. Ta partia została zdelegalizowana. Nazywała się NSDAP.

10 września 2923

10. Tercet egzotyczny. Powołanie na listy wyborcze Bogusława Wołoszańskiego, Michała Kołodziejczaka i Romana Giertycha przyniesie Platformie więcej szkody niż pożytku. Wołoszański w Piotrkowie nie będzie żadną przeciwwagą dla Macierewicza nie dlatego, że redaktor „Sensacji XX Wieku” był współpracownikiem SB, ani że był „pieszczochem” reżimowej telewizji (w czasach, kiedy innej nie było), ani nawet nie dlatego, że w swych programach popełniał merytoryczne błędy – tylko dlatego, że dla przyszłej pracy w polityce nie będzie w niczym przydatny. Kołodziejczak nie będzie nowym Lepperem, zresztą współpraca z Lepperem dla nikogo nie skończyła się dobrze, zwłaszcza dla niego samego. Ale przede wszystkim Kołodziejczak gra na siebie, na partykularne interesy swojego środowiska (i to dalece nie całego), a proponowane przezeń metody zdecydowanie nie pasują do demokratycznego i liberalnego oblicza Platformy, jakie znamy i chcielibyśmy popierać. Mrzonki o tym, że rząd (może z Kołodziejczakiem jako ministrem) wprowadzi system kontraktacji i nakaże handlowcom i klientom kupować określone produkty - są rodem z minionej epoki. Najciekawszy w tym gronie jest Giertych, ale i on zupełnie się w wyborach nie przyda, nie dlatego że kiedyś był katotalibem i okropnym ministrem oświaty, ale że Tusk przedstawił go tylko jako przeszkadzajkę, która ma wkurzyć Kaczyńskiego. To za mało jak na polityka, a zapowiedź tego, że teraz Giertych pokaże jakieś haki na Kaczyńskiego jest niewiarygodna: jeśli coś wie, to czemu nie ujawnił tego wcześniej? Niezgłoszenie przestępstwa, jeśli nie wynika z tajemnicy zawodowej adwokata, jest przestępstwem. Jeśli haki mają charakter moralny – to idziemy w stronę bagna, jakie było dotąd utożsamiane z tymi, od których Tusk chciałby i powinien nas uwolnić. Ale tylko wtedy, gdy on, jego partia i jej program zyskają nasze poparcie. Rzecz jasna, nieudaną triplę można ominąć – bo zapewne żaden z tych trzech kandydatów realnie do Sejmu się nie dostanie.

11 września 2923

11. Kasztanka i garnitur. Obecnie rządzący lekceważą przyszłość, nie rozumieją teraźniejszości, więc w niekończących się rekonstrukcjach starają się ulepszyć przeszłość. W podręcznikach historii będziemy niebawem czytać o wygranym powstaniu listopadowym i styczniowym, o pokonaniu okupujących stolicę Krasnoarmiejców podczas powstania warszawskiego i o działaniach antykomunistycznej partyzantki pod wodzą Rajmunda Kaczyńskiego, ps. Ogień. Rządzący Polską Czyngis-cham oskarżany jest często o to, że w swoich koncepcjach politycznych usiłuje odtworzyć idee PRL, ale z przeciwnym znakiem, co mu się nie bardzo udaje, bo nie może zastąpić białego czarnym ktoś, kto publiczne zapewniał, że nie da sobie wmówić, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Z tego czarnego zrobił się Czarnek, a z białego flaga, którą się wywiesza w obliczu przegranej. Ale to nieprawda: współczesna polityka w wielkiej skali bierze inspiracje nie z PRL-u, tylko z Polski międzywojennej, próbując połączyć Dmowskiego z Piłsudskim. Dokładniej – z Dmowskiego bierze na sztandar antyniemieckość (prorosyjskość zaś występuje jedynie na zapleczu, bo na sztandarach by się nie przyjęła), a z Piłsudskiego marzenie o miłości ludu i Kasztankę, która przy nienajlepszej dykcji myli się z kaszanką. Tradycja to wielka wartość, ale na niej samej nie zbuduje się przyszłości narodu, tak jak sam garnitur nie wygłosi porywającego przemówienia.

12 września 2923

12. Kodeksy i przykazania. Jak mało wiary w swoich wiernych ma w Polsce Kościół, jeśli mając jakoby misję od Boga stara się wymusić na organach państwowych wprowadzenie całkowitego zakazu aborcji! Podobno 90 procent Polaków to katolicy, więc czemu nie słuchają swoich pasterzy i nie stosują się do stanowiska kościoła, tylko trzeba ich przymuszać do określonych zachowań przy pomocy restrykcji kodeksowych? Dlaczego dwa lata więzienia za aborcję mają przekonywać ludzi bardziej niż perspektywa wiecznych mąk piekielnych? Czy Kościół i jego wyznawcy w piekło wierzą mniej niż w celę we Wronkach?

Aborcja jest grzechem, zgoda, i nieszczęściem, pełna zgoda. Czy jest zabójstwem – nie sądzę. Ale grzechem, nieszczęściem i zabójstwem są bezduszne działania na granicach, dopuszczające do umierania bezbronnych ludzi, których jedyną winą jest to, że są inni, głodni i zdesperowani. Ani w postępowaniu kościelnych hierarchów, ani działaczy Ordo Juris, ani fundamentalistów katolickich z PiS-u czy Konfederacji nie dostrzegam od lat zorganizowanej kampanii przeciwko piractwu drogowemu, przemocy domowej, złodziejstwu, oszustwom podatkowym, bezczelnym kłamstwom i niemoralności w szerokim rozumieniu. Przeciw łamaniu celibatu, wyłudzeniom finansowym, pogardzie dla innych niż dominujące poglądów i światopoglądów. Przeciw alkoholizmowi, narkomanii, niezdrowemu ożywianiu się i mowie nienawiści.

Może Kościół i jego pracownicy w tych kwestiach już się poddali, widząc nieskuteczność swojego działania oraz powszechne i odwieczne lekceważenie przepisów, które jakoby otrzymaliśmy od samego Boga na górze Synaj. Gdyby wierni naprawdę wierzyli w boską moc, nie potrzebne byłyby żadne kodeksy, wystarczyłoby Dziesięcioro Przykazań. Ale to nie działało już w czasach Mojżesza.

13 września 2923

13. Wojenko, wojenko… Andrzej Stasiuk nazywa obecną sytuację w Polsce wojną domową. I słusznie, bo teraz już nie chodzi tu tylko o mowę nienawiści: pojedźcie do Gaci koło Przeworska na wiec wyborczy PiS i obok mężczyzny, trzymającego transparent „Precz z Tuskiem: Niemcem, złodziejem i kłamcą!” stańcie z transparentem: „Precz z Kaczyńskim, Ukraińcem, złodziejem i kłamcą!”. Jeśli wyjdziecie z tego żywi i bez kajdanek na rękach, to tylko dlatego, że was z tym transparentem i tak nie wpuszczą w ogóle do wsi. A teraz wyobraźmy sobie, że opozycja wygrywa wybory. Niech nasza wyobraźnia szaleje nadal: Sąd Najwyższy wynik ten uznaje, a prezydent mianuje Tuska premierem. Który Kapitol jako pierwszy zostanie zdobyty przez tych, którzy wyniku nie uznają? Czy beneficjenci systemu 500 + i -nastych emerytur przekują kosy na sztorc? Czy gmachy na Woronicza oddadzą klucze innym portierom? Czy narodowa akcja leżenia krzyżem przed Sejmem, by do niego nie wpuścić wrogich posłów będzie przez policję chroniona, czy rozpędzana? Czy wojsko zachowa neutralność, czy ogłosi pucz z Mariuszem Błaszczakiem na czele? Jak w takiej sytuacji zachowa się NATO, Rosja i jej przybudówki?

Może więc lepiej, żeby PiS wygrało te wybory, bo to co będzie potem, jest łatwo przewidywalne, a gadanie o obronie umierającej wolności nikogo w różnych Gaciach nie obejdzie? A jeśli PiS przegra, będzie prawdziwa wojna domowa, której skutek jest wysoce niewiadomy, a w dodatku nie wiemy, jak się wobec siebie nawzajem zachowają wciąż warczące na siebie tygrysy opozycji, której daleko i dziś, i jutro do miana rządowej koalicji?

Nie liczcie na to. Wystarczy, że na nasz strach przed wojną liczy prawica i jej wschodni kibice. Trzeba po prostu wygrać na tyle przekonująco, żeby pomysł marszu na Kapitol z groźnego stał się żałosny. I niech każdy, kto te wybory z takich czy innych powodów zlekceważy, będzie świadomy, że gdy zimna wojna domowa zmieni się w gorącą, to on będzie winny.

14 września 2923

14. Skąd się biorą emerytury? Myślę, że większość zwolenników coraz wcześniejszego przechodzenia na emeryturę wyobraża sobie, że po prostu będą coraz krócej pracować, a coraz dłużej dostawać pieniądze bez pracy i tak jak emeryci z krajów zachodnich mając wolny czas i pieniądze „od państwa” - będą kupować wille na Florydzie czy Wyspach Kanaryjskich, popijać cocktaile z palemkami, a w wolnych od odpoczynku chwilach zajmować się wnukami, fundując im z emerytury nowe smartfony i markowe ciuchy. Ale emerytury nie biorą się z marzeń i dobrych chęci, tylko z ciężkiej pracy. I to pracy naszej, a nie Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Kiedyś wyliczano je przy pomocy specjalnego współczynnika w stosunku do zarobków z kolejnych dziesięciu lat zatrudnienia, w których pracownik zarabiał najlepiej. Dziś jest poniekąd prościej (a ja to jeszcze upraszczam): przez cały okres zatrudnienia odprowadzają nam składki na ZUS, a w momencie przejścia na emeryturę sumę tych składek dzieli się przez liczbę lat dzielących nas od statystycznej długości życia w Polsce. A wynik tego ilorazu dzieli się przez 12 miesięcy. Potem jeszcze od uzyskanej sumy odlicza się obowiązkowe potrącenia i już możemy się cieszyć bez pracy comiesięczną sumką na koncie. Ale im krócej pracujemy, tym mniej mamy naskładane w ZUS, i tym więcej lat szczęśliwej starości przed nami. Im mniejsza suma w liczniku (suma składek), tym mniejszy iloraz. Im większy mianownik (liczba lat potencjalnego przeżycia), tym mniejszy iloraz. Czyli nasza emerytura. Im krócej pracujemy, tym mniej mamy na kontach ZUS. W dodatku im mniej ludzi pracuje tym ogólny majątek państwa jest mniejszy. A więc mniej na oświatę, obronę kraju, sport i kulturę, no i na zdrowie. I mniej szans na długie życie na emeryturze.

15 września 2923

 

15. Polexit niepotrzebny. Opozycja demokratyczna straszy nas tym, że kiedy ofiarujemy (opozycja ofiaruje?) PiS-owi kolejną kadencję rządów, Kaczyński i jego ludzie wyprowadzą Polskę z Unii Europejskiej, w imię obrony suwerenności naszego kraju, na którą Unia jakoby dybie. Przepraszam, a po co mamy się z Unii wydalać? Tylko po to, by źli – jak to teraz się mówi – brukselscy biurokraci, a głównie Niemcy czy jakaś Dania, a może i Luksemburg nie mówili po świecie, że PiS jest be? Żeby rządów prawicy nie krytykowali, bo prezes krytyki nie lubi, więc nie można go denerwować, niech się prezes cieszy. I żeby nas nie pouczali, a w dodatku nie udowadniali, że łamiemy przepisy Unii, no i a łamanie przepisów unijnych skutkuje karami finansowymi, idącymi w miliony euro dziennie.

Spokojna głowa, nie ma się czego bać. Po pierwsze – o krytyce Brukseli można po prostu nie informować swoich wyborców, a inni nie mają znaczenia. Po drugie – mogą sobie nas krytykować, mogą żądać od nas powrotu do obowiązującego prawa, mogą na nas nakładać kary – a my, rząd tysiąclecia, nie zmienimy swojej polityki, a kar nie będziemy płacić. Potrącą nam z naszych dotacji? Akurat! Już niebawem Polska stanie się płatnikiem netto, a więc będziemy więcej do Unii wpłacać niż z niej dostawać. Nie będzie z czego potrącać. A im mniej pieniędzy będzie płynąć w naszą stronę – tym dla PiS-u lepiej, bo nauczone do brania czegoś za nic rzesze fanów prezesa poniosą w lud zarzewie antyunijnego buntu.

Polexit? A po co? Wystarczy, że będziemy tę Unię – której częścią jesteśmy – jeszcze gorzej obrażać, jeszcze mniej się z nią dogadywać, jeszcze bardziej na jej temat kłamać. Unijne prawo nie przewiduje możliwości wyrzucenia ze wspólnoty jakiegokolwiek kraju, nawet najbardziej antyunijnego. Będziemy sobie po prostu egzystować gdzieś na peryferiach, kompletnie nieważni i nie szanowani przez innych. Formanie w Unii Europejskiej, praktycznie w azjatyckich tajgach. Nasi sąsiedzi unijni, rzecz jasna mogą wprowadzić tymczasowe kontrole na granicy swoich państw z Polską, praktycznie zamykając nam przed nosem schengenowskie furtki. Ale co to PiS obchodzi? Do Końskich, Torunia i Usnarza paszport potrzebny nie będzie.

16 września 2023

 

16. Niedziele handlowe. Bardzo się dziwię, że temat liczby niedziel, w których dozwolony będzie handel po wyborach stanowi temat agendy programowej ważnych partii politycznych. Czy każda niedziela ma być handlowa (Koalicja Obywatelska), czy tylko co druga (Trzecia Droga) - to jest takie istotne dla społeczeństwa? Są kraje (np. protestancko-muzułmańskie Niemcy, katolicko-muzułmańska Francja) gdzie markety są w niedziele zamknięte i nikt z tego powodu nie desperuje. Są takie (np. katolicka Słowacja, prawosławna Grecja) – gdzie są czynne i jakoś tamtejszy kościół na to specjalnie nie narzeka. We Włoszech oficjalnie sklepy mają być w niedziele zamknięte, ale są zazwyczaj otwarte. Ja jestem wychowany w ustroju komunistycznym, gdzie w trosce o zapełnianie kościołów w niedzielę wszystkie sklepy były zamknięte, i gdy wracałem w święto z wycieczki i w domu nic nie było, chleb musiałem kupować sobie w restauracji „Jędruś”. Po pierwsze – to jest tylko kwestia organizacyjna, zarówno ze strony nas, klientów, żeby sobie kupić co trzeba w sobotni wieczór, albo w niedzielę w mniejszych sklepach, jak i handlowców: żeby odpowiednio opłacać sprzedających, lub dawać im wolne w zamian za dyżury niedzielne. Muzea, kina, restauracje czy stacje benzynowe są czynne w święta i nikt z tego powodu nie strajkuje, nie składa petycji ani nie płacze nad łamaniem świętości dnia świętego. Bo u nas kwestia niedzielnego handlu nie jest problemem handlowym, ekonomicznym czy rodzinnym, tylko religijnym. Jeśli Koalicja po wygranych wyborach uwolni niedzielny handel, niewykluczone, że do handlu w dni „święte” (W Nowym Targu na jednym z marketów wisi rymowanka: w dni święte zamknięte) będzie się stosowało klauzulę sumienia.

17 września 2023

17. Pociąg do władzy. Co ciągnie ludzi do władzy? Co sprawia, że tak desperacko chcą zostać posłem, senatorem, premierem, ministrem, wiceministrem czy wójtem? I to często bez najmniejszych kwalifikacji, potwierdzonych jakimikolwiek osiągnięciami, zdobytymi dzięki nauce, pracy, twórczości… Nie chodzi mi nawet o to, że obecnie rządząca ekipa składa się w znacznej mierze z kompletnych ignorantów, których umiejętności nie pretendowałyby ich nawet do objęcia stanowiska sprzedawcy w mięsnym. Dotyczy to, w mniejszym czy większym stopniu także innych partii czy organizacji. Gdy przychodzi nam na myśl nazwisko jakiegoś znanego polityka, który może przyciągnąć nasz długopis do kratki koło swego nazwiska na liście wyborczej, warto zastanowić się nad tym, z czego ów/owa jest znany? Czy z tego, że jest politykiem, który ma wylatane kilkadziesiąt godzin u Moniki Olejnik, Roberta Mazurka i Bogdana Rymanowskiego, lub w pyskówkach państwowych mediów, czy z jakichś jego publikacji, osiągnięć artystycznych, zadziwiających świat pomysłów, działań społecznych?

Władza… Czy chodzi o pieniądze? Bynajmniej: minister w rządzie PiS zarabia mniej więcej tyle, co informatyk z porządnym stażem i sporymi osiągnięciami. Wiceminister ma niewiele więcej niż pracownik supermarketu. No, ale informatyk musi sporo umieć i znać się na tym co robi, a w supermarkecie trzeba być w pracy, a nie w telewizji czy na pikniku wyborczym. Obaj za to nie mają szans na stanowiska w spółce skarbu państwa…

Narkotyk władzy może polegać na sprawczości, którą ma się na eksponowanym stanowisku. Ale w PiSie jest się po prostu mechanizmem, działającym na pilota z Nowogrodzkiej. To gdzie jest ta frajda?

Parę razy w życiu byłem na stanowisku kierowniczym. Nie cierpiałem tego, bo zamiast czuć euforię z powodu możności wydawania innym poleceń, czułem przygnębiające poczucie odpowiedzialności. To, zdaje się, w polityce jak dotąd nie ma miejsca.

18 września 2023

18. Linia Wisły. Jeśli tajny dokument wojskowy, którego fragmenty minister Błaszczak przedwyborczo pokazuje całemu światu, dowodzi, że linię forsownej obrony w 2011 roku ustalono na linii Wisły, to po pierwsze – było to 12 lat temu. Po drugie – to miałaby być ostatnia, a nie pierwsza linia obrony, i to tylko w myśl jednego ze scenariuszy. Taką linię obrony ustalał nie Tusk, była ona rozwinięciem strategii planu obronnego z 2009 r., podpisanego przez prezydenta. Prezydent nazywał się Lech Kaczyński. Strategia na opracowana na wypadek, gdyby NATO nie zareagowało należycie szybko i przez jakiś czas musielibyśmy się bronić. Ciekawe, czy dokument Błaszczaka pochodził może z Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, do którego z polecenia ministra obrony w 2015 roku włamała się żandarmeria wojskowa kierowana przez młodego przyjaciela Macierewicza, Bartłomieja M.? Na marginesie – mimo wyroku sądowego, uznającego tę akcję za całkowicie bezprawną, poprzednikowi Błaszczaka włos z głowy nie spadł. Jak za nic.

Minister Błaszczak zapowiada, że w przeciwieństwie do Tuska rząd PiS będzie bronił każdego skrawka polskiej ziemi. Przedtem prezydent Joe Biden mówił o obronie każdego cala terytorium NATO, ale polski minister przedwyborczo właśnie z NATO wystąpił. Może nasz dzielny obrońca zechciałby się publicznie wytłumaczyć, dlaczego nie obronił Polski przed rosyjską rakietą, która nad linią Wisły spokojnie przeleciała i utknęła w lesie pod Bydgoszczą, dwadzieścia kilometrów na zachód od Wisły. Pan Błaszczak, zdaje się, miał nowogrodzki zakaz mówienia o tej sprawie i rakieta by spokojnie zardzewiała, gdyby nie to, że znaleziono ją przypadkiem po 127 dniach od momentu, jak przeleciała przez linię Wisły. A białoruskie śmigłowce do Wisły nie doleciały, tylko przeleciały przez granicę, ponaśmiewały się z Polskiego Płotu Narodowego i nie niepokojone przez leżących zapewne na linii Wisły żołnierzy polskich wróciły do bazy.

Naturalnie, ze wszystkiego można się śmiać. Ale nie powinno się śmiać z tego, co jest podłe i żałosne.

19 września 2023

 

19. Road to Hell. Bardzo chciałbym się mylić, ale uważam, że liderzy Trzeciej Drogi właśnie podpisali wyrok na siebie, a przy okazji na odsunięcie PiS-u od władzy. Decyzją chyba Hołowni - bo to on w tym związku sprawia wrażenie tygrysa alfa – Polska 2050 Szymona Hołowni (lider nigdy nie zapomina ostatnio, by podawać w mediach pełną nazwę swojej partii) i PSL nie wezmą udziału w Marszu 1 października, gdyż uważają go za indywidualną inicjatywę Donalda Tuska i Koalicji Obywatelskiej. Być może mają rację – ale czy każda indywidualna inicjatywa kogoś innego niż on sam będzie Hołownię odstręczać od współpracy? I on chce współrządzić Polską?

Przypuszczam, że tym krokiem Trzecia Druga nie tyle przekracza Rubikon, ile właśnie daje nurka w jego mętne wody i ląduje pod progiem wyborczym. A oddane na nią głosy zostaną rozdzielone przez pana d’Hondta między tych, którzy wchodzą do Sejmu. Proporcjonalnie. Już wiecie, kto wygra wybory?

Nie, nie wiecie. Trzeba, do cholery, machnąć rękę na drogi, prowadzące na manowce, tak żeby tego d’Hondta wykorzystać dla potrzeb demokracji. Po prostu, jeśli głosów oddanych na KO będzie więcej niż na PiS, to premia przypadnie Koalicji. A Lewica, która od inicjatyw Tuska się nie odcina jak turysta Malinowski na wycieczce taternickiej, niech się stara zdobyć jak najwięcej głosów tych, którzy jasno i zdecydowanie chcą świeckiego państwa, wolności dla nauki, prawa do aborcji i normalności w sumieniach. I godziwych, a nie klientelskich stosunków społecznych i pracowniczych. Jeśli jednak Trzecia Droga wejdzie do Sejmu, to raczej trudno mi będzie ją uważać za ugrupowanie współrządzące. Chyba że ambicje panów H. i KK dotyczą tylko foteli ministerialnych. Niewykluczone, że zaproponuje je im Kaczyński.

20 września 2023

20. Antyrosyjska proukraińskość. Półtora roku temu polska pomoc dla ukraińskich uchodźców zyskała nam miano najlepszego przyjaciela tego narodu. Dziś nam jakby trochę przeszło, a kwestia ukraińskiego zboża jest bardziej pretekstem do awantury (choć jest też obrazem nieudolności działań strony polskiej, a może nawet unijnej) niż jej powodem. Kilkaset kilometrów dalej na północ na granicy polsko-białoruskiej polskie służby na rozkaz polskich polityków przy poparciu ze strony wielu Polaków robiły to co robiły, a czego nie nazwę wobec możliwości zastosowania wobec mnie procedury karnej. Eksponowana jest nielegalność uchodźców muzułmańskich, przedzierających się przez lasy i rzeki i życzliwość dla tych prawosławnych, witanych chlebem i zupą na przejściach granicznych. Kwestie szwindlów wizowych celowo na razie pomijam.

Mam wrażenie, że nasza spontaniczna pomoc dla Ukrainy wynikała z tego, że na kraj ten napadła Rosja. Czy gdyby na Ukrainę najechali – przypuśćmy – Węgrzy, Turcy czy Ormianie, bylibyśmy tak samo empatyczni? Siedzą w nas zarówno ta antyrosyjskość, opierająca się na wielowiekowych doświadczeniach, jak i echa federalistycznych koncepcji politycznych Piłsudskiego i projektów wschodnich Giedroycia, a sprowadzających się do marzeń o odsunięciu Rosji jak najdalej od naszych granic i naszej polityki. Uważamy, że co złe dla Rosji, to dobre dla nas, i odwrotnie. Popieraliśmy niepodległość Bałtów, potem Gruzję w jej wojnie przeciw rosyjskim najeźdźcom (kiedy to Lechowi Kaczyńskiemu nad głową kule gwizdały po rosyjsku), popieraliśmy bunt Czeczenii, popieraliśmy usamodzielnianie się postrosyjskiego Kaukazu, popieramy Ukrainę. To rozsądne, a nawet szlachetne. Ale federacja państw antyrosyjskich nie powstanie, niewiele też wyniknie z szarpania Rosji za nogawki przez jej sąsiadów. Wojna w Ukrainie musi się skończyć, ale obawiam się, że nie skończy się bez strat terytorialnych dla naszych sąsiadów. A potem musimy, niestety, usiąść i zastanowić się nad wyższością realizmu nad III częścią „Dziadów”.

21 września 2023

21. Instrukcja skutecznego rządzenia. Naprawdę, niewiele potrzeba. Trzeba tylko kupić sobie poparcie większości w parlamencie i tyle. Jasne, że niektórym się to nie podoba, to smutne, jacy są oni wredni i głupi, ale mogą sobie demonstrować, wychodzić w setkach tysięcy na ulice, ogłaszać krytykę rządu w swojej prasie, radiu i telewizji, a w razie łatwiejszych do zdefiniowania deliktów prawnych – zgłaszać przestępstwa na policję i żądać wszczęcia postępowania prokuratorskiego, zaś w przypadku naruszeń dóbr osobistych – wszczynać sprawy z powództwa prywatnego. I co? I nic. Nie trzeba nikogo z protestujących zamykać do więzień, ani przetrzymywać w aresztach, nawet nie konieczne jest – choć z nadgorliwości wobec władzy się zdarza – wysyłanie na demonstrujące kobiety zomowców z pałkami teleskopowymi i ormowców z gazem łzawiącym. Wystarczy ich zlekceważyć. Podemonstrują – i pójdą do domów oglądać „Szkło Kontaktowe”. Powrzeszczą – aż zachrypną. Pomalują na tekturkach dowcipne, albo wulgarne hasła – ale kiedyś je będą musieli schować i tylko Michał Rusinek napisze o tym kolejną książkę. Władza od tego się nie załamie, bo władza przełączy sobie telewizję na rodeo albo TVP Historia i wszystkie protesty znikną. Sprawy zgłoszone do prokuratury zostaną umorzone z powodu niestwierdzenia przestępstwa lub znikomej szkodliwości czynu, a jak nawet trafią do sądu i ten orzeknie wobec rządzących jakąś karę – to wystarczy, tak jak prezes, wyroku takiego nie uznać, nawet się od niego nie odwołując, po prostu go nie wykonać. Kiedy pan zgodnie z wyrokiem sądu przeprosi posła Nitrasa? – pytali dziennikarze Ryszarda Terleckiego. Nigdy – odpowiedziały plecy marszałka, Roma locuta, causa finita. Mamy przecież demokrację, każdy z przedstawicieli władzy może sobie dowolnie lekceważyć dowolny sąd. I gra gitara, a demokracja szaleje. Żadnej opresji nie ma, a porządek panuje w Warszawie.

22 września 2023

22. Odklejka. O kompletnym odklejeniu się Jarosława Kaczyńskiego i jego ludzi od rzeczywistości świadczy decyzja o próbie zmuszenia do emitowania w kinach spotu, dającego „odpór” filmowi „Zielona granica”. Kina w Polsce są przeważnie prywatne i o repertuarze decyduje właściciel, który kieruje się głównie chęcią zysku. Film Agnieszki Holland zwłaszcza po niebywałej akcji promocyjnej, jaką zafundował mu rząd, spełnia wszystkie nadzieje komercyjne. Do emisji spotu nikt właściciela kina nie zmusi, ale jest taka szansa, że zostanie on puszczony dla podgrzania atmosfery. Naturalnie, PiS może sobie do upojenia puszczać dowolne bąki w swoich mediach, tylko że tam odbiorcami są ludzie, którzy raczej na „Zieloną granicę” i tak się nie wybierali, więc będzie to kolejna PiS-owska zupełnie nietrafiona inwestycja. Znacznie ważniejsze – choć nie sądzę, żeby w jakikolwiek sposób skuteczne – są słowa prezesa PiS w jego oświadczeniu dla prasy, gdzie po zaliczeniu Agnieszki Holland i jej entuzjastów do Komunistycznej Partii Polski stwierdził, że każdy kto nie potępi tego filmu, zapisuje się do strony antypolskiej, czyli do tych, którzy chcą z naszego kraju zrobić kondominium naszych sąsiadów, a Polaków zmienić z obywateli w podporządkowaną ludność. A więc dla zaspokojenia Kaczyńskiego nie wystarczy filmu nie oglądać, ani nie chwalić – trzeba go potępić. To już było, tego za komuny wymagali od ludzi polityczni komisarze kultury.

To, że Kaczyński i niemal wszyscy ci, którzy „Zieloną granicę” hejtują filmu nie widzieli ma mniejsze znaczenie niż to, że z tych słów i całej tej kampanii wyziera maska kryptokomuny, choć w czasach PRL-u starano się artystów raczej kupić niż niszczyć. Ale nawet gdyby PiS wygrało kolejną kadencję i starało się domknąć zmianę ustroju na całkowicie poststalinowski, w myśl idei jedności moralno-politycznej narodu – to mu się to nie uda. Od czasów Władysława Gomułki i Zenona Kliszki sporo się zmieniło, a na replikę reżimu Kimów w środku Europy żaden żałosny liliputin nie ma co liczyć.

23 września 2023

23. Armia maruderów. Mówi się, że nie wiadomo, kto na finiszu będzie pierwszy, KO czy PiS, ale tak naprawdę wygra ta partia, która zajmie trzecie miejsce i stanie się koalicjantem zwycięzcy, bo bez koalicji rządy nie będą możliwe. Zapewne tak będzie, ale dla mnie do zwycięstwa w największym stopniu przyczynią się ci, którzy dziś chcą głosować, ale jeszcze nie wiedzą, na kogo, a ich uczucia są jak wariacje b-moll Szymanowskiego: temat jest znany (żeby nie zabrali, ani 800 plus, ani dodatkowych emerytur, ale też ani wolności słowa, ani demokracji), ale co chwila inaczej brzmią jego przetworzenia. Nie wierzę w możliwość urwania Zjednoczonej Prawicy kogokolwiek z tych, którzy stanowią jej podstawowy elektorat: wiem już z doświadczenia, że żadne racjonalne, ekonomiczne czy moralne argumenty nie przekonają nikogo z nich do zmiany barw klubowych, bo to kwestia wyborów nie politycznych, tylko wyznania wiary. Liderzy Trzeciej Drogi co prawda mamią siebie i nas, że i w PiS-ie są przecież mądrzy i uczciwi ludzie, którzy się trochę gubią w meandrach argumentacji i gramatyki swojego wodza, więc może go opuszczą, ale na pewno nie zagłosują na Tuska, który ich okradł, sprzedał Polskę Niemcom, Ruskom i Murzynom i w dodatku ma taką emeryturę, jakiej nie ma nawet sam prezes. Więc Hołownia i Kosiniak-Kamysz owemu nadłamanemu członkowi PiS proponują swoje mli-mli: żadnych radykalizmów, prawa człowieka po referendum, w imię ojca, syna i Wincentego Witosa, kolorowe komże prezesa KK i przewodniczącego SH, zapraszamy do stołu, każdy się zmieści.

To raczej nie zadziała, stół jest za mały i zbyt kanciasty. Ale zamiast wyrywać Kaczyńskiemu słabego członka z Partii, warto obejrzeć się wokół siebie – takich nieogarniętych do dziś maruderów każdy z nas ma w swoim otoczeniu przynajmniej kilku. Jeśli udałoby się ich zaprosić na rzeczową rozmowę (byle nie na piwo z Mentzenem!) – może pójdą 15 października w tę samą stronę co my. Nie z każdym warto rozmawiać, i nie każdy nadaje się na rozmówcę, ale próbować trzeba.

24 września 2023

 

24 (-20). Równouprawnienie. Nie jestem korwinowcem, choć JK-M imponował mi kiedyś jako brydżysta, a jego pogląd na temat samochodowych pasów bezpieczeństwa podzielam. Jestem za równością praw mężczyzn i kobiet, ich płac i karier, lecz jestem przeciw równości traktowania obu płci. Uważam, że konieczne jest wobec kobiet dziaderskie okazywanie kurtuazji, bo kobieta to – w większości wypadków – istota fizycznie słabsza, intelektualnie sprawniejsza, a obarczona zadaniami społecznymi, których ciężar jest nie do udźwignięcia przez mężczyzn. To przede wszystkim kwestie macierzyństwa, ale także właściwej wielu kobietom umiejętności rozładowywania konfliktów i walczenia z ich skutkami – choć w dziedzinie wywoływania konfliktów panuje co najmniej równouprawnienie. Mężczyzna, choć wymagamy od niego partnerstwa i w pracy, i w domu, i w wychowaniu dzieci jest wciąż raczej dodatkiem do macierzyństwa, które z samej swej nazwy jest nacechowane płciowo. Owszem, uciera się termin tacierzyństwo, ale po pierwsze jest to potworek językowy, a po drugie kangurowanie, zmiana pampersów, kąpiel, pchanie wózka, śpiewanie kołysanek czy opowiadanie bajek mogą być świetnie wykonywane przez tatusiów (w wypadku jednego z zawodów: wujków), ale tatuś nie zajdzie w ciążę i nie urodzi dziecka, chyba że jest Schwarzeneggerem w filmie Junior, ale i on nie nakarmiłby dziecka własnym mlekiem. No jasne, są różne humany i bebika, a pociąg do butelki można kształtować od początku, ale co pierś to pierś. Inna rzecz, że nikt nie wypędza z restauracji tatusia, karmiącego dziecko (czy siebie) flaszką, a niech tylko mama wyciągnie pierś, od razu zainterweniuje kelner, policja, ksiądz i sąsiadka.

Podobnie w kwestii stroju: niech mnie nie napada ruch #metoo za to, iż aprobuję odmienne tendencje w rozwoju mody męskiej i kobiecej. To nie męska natarczywość erotyczna powoduje to, że na czerwonym dywanie lub festiwalowej estradzie to panie występują w bieliźnie lub sukniach, składających się z samych rozcięć. One przecież nie ubierają się tak, żeby zwrócić na siebie uwagę – po prostu to ich reakcja na ocieplenie klimatu i ja to gorąco popieram. Mam nadzieję, że równouprawnienie w modzie nie nastąpi i nie skończy się paradami rozciętych spodni i urżniętych górnych części fraków. A że jestem człowiekiem starej daty i pozytywnie reaguję na długie rozcięte i krótkie przy odpowiednich atrybutach – niech mi to nie będzie wzięte za molesting, zwłaszcza że dość słabo widzę, kiepsko słyszę, a na wykorzystanie w tej kwestii zmysłu dotyku raczej nie mam co liczyć.

25 września 2023

 

25 (-19). Humanizm. Piotr Szumlewicz w „Wyborczej” pisze, że programy opozycji w dziedzinie transferów socjalnych powtarzają, a niekiedy nawet przebijają ofertę wyborczą PiS, co jest – zdaniem publicysty – działaniem bez sensu, bo wygląda na to, że Koalicja Obywatelska i Trzecia Droga zwracają się do takich wyborców, którzy dają się kupić za socjal, czyli generalnie do wyborców PiS. O Lewicy tu nie wspominam, bo jej prosocjalne działania są oczywiste na czerwonych, lub tylko różowych sztandarach. Tym samym – twierdzi Szumlewicz – opozycja zniechęca do siebie tych, którzy popierali ją dlatego, że nie jest PiS-em, że umieją liczyć i wiedzą, że nie ma darmowych obiadów, a rząd, żeby komuś coś dać, musi komuś coś zabrać. Jak nie dziś, to jutro długi trzeba będzie zacząć oddawać.

Obawiam się, że na zmiany deklaracji jest już za późno, poza tym na PiS będą i tak głosowali ci, co chcą głosować na Kaczyńskiego, a na opozycję ci, którzy chcieliby odstawić go do kuwety. Idziemy za sztandarem, za nawykiem, za hasłem przewodnim i za osobistym przekonaniem, że tak jak robimy będzie lepiej - a nie za programem. Ale po wyborach – oby – wygranych przez Koalicję trzeba będzie doprosić do rządów jakichś partnerów, a wtedy zaczną się przepychanki i kłótnie o szczegóły programu. A pokonani rozliczą zwycięzców z każdego punktu oferty wyborczej, zwłaszcza z tych, które wciągną Polskę w kłopoty, tylko po to by przeciwników ufajdać w oczach wyborców. Inna rzecz, że w przeciwieństwie do Piotra Szumlewicza sądzę, że wśród elektoratu antypisowskiego jest sporo tych, którzy z oferty socjalnej chętnie korzystają, nie akceptując tego, co Kaczyński za ten socjal kupuje. Może to nie jest specjalnie propaństwowe i dalekowzroczne, ale ludzkie. No, a homo sum, więc humani nihil a me alienum puto. Czyż nie?

26 września 2023

26 (-18). Bóg i mamona. Od wielu lat i od wielu rządów mówiło się o likwidacji Funduszu Kościelnego, który w obecnym kształcie działa od 1991 roku. Początkowo miała to być rekompensata za zabrane przez państwo majątki kościelne, teraz jest państwową dotacją na funkcjonowanie instytucji religijnych. W ostatnich latach rządów Platformy zaczęto mówić o likwidacji Funduszu i zastąpieniu go dobrowolnym odpisem podatkowym, dzięki któremu członkowie wspólnot wyznaniowych mogliby opłacać finansowanie swoich Kościołów przeznaczając na to 1,5 % swojego podatku, czy nawet więcej. Rozmowy rządu z Episkopatem (Kościół Katolicki jest największym beneficjentem Funduszu Kościelnego) na ten temat prowadzono do 2015 roku, a po przejęciu władzy przez PiS temat zniknął z debaty publicznej. W tym roku budżetowy przelew na rzecz Funduszu miał wynieść 216 mln zł. To zupełnie skromna suma w porównaniu na przykład do 2,7 mld złotych na rządową telewizję. Nie chcę się tu wdawać ani w szczegółową analizę składników tego funduszu, ani w omawianie innych źródeł finansowania Kościołów (właściwie chodzi o Kościół Katolicki, inne związki wyznaniowe traktowane są jak folklor), a o religii i roli katechetów w szkole napiszę innym razem. Gdyby w Polsce przyjęto taką zasadę, jaka obowiązuje w wielu krajach zachodnich (Austria, Niemcy, Dania, Finlandia, Szwecja), czyli że wierni opłacają w formie podatku ustalonego przez państwo funkcjonowanie wybranego przez siebie związku wyznaniowego lub też deklarują dlań dobrowolny odpis podatkowy (jak np. w Hiszpanii, Portugalii, na Węgrzech i we Włoszech) – dochody Kościoła mogłyby wzrosnąć kilkakrotnie w stosunku do tego, co otrzymuje on dzisiaj. Mogłyby. Ale uzależnione byłyby od woli i szczodrobliwości wiernych. A ci mogliby zacząć się zastanawiać, czy na pewno chcą finansować wszystkie rodzaje działalności swoich pasterzy, nawet jak nie działają w Dąbrowie Górniczej. Więc tak jak jest dzisiaj, jest może skromniej, ale pewniej – byt kościoła w niewielkim tylko stopniu wiąże się ze szczodrobliwością wiernych (taca, kolęda), bo głównie jest to inwestycja państwa w przychylność władz kościoła. Że to inwestycja na dłuższą metę nietrafiona, pokazuje przykład Irlandii.

27 września 2023

27 (-17). Po co nam państwo? To proste: państwo mam nam dawać pieniądze, żeby było nam lepiej, bo choć pieniądze szczęścia nie dają, to 800 +, oraz 13-ta i 14-ta emerytura już tak. Tę prostą prawdę, przemawiającą do 1/3 społeczeństwa odkrył PiS, na jej podstawie zrobił plan rządów i rządzi. Oczywiście, musiał jeszcze odciąć swoich wyborców od informacji o tym, jak naprawdę wygląda realny świat i jakie mechanizmy są niezbędne dla funkcjonowania nowoczesnego państwa we współczesnym świecie. Tylko, że PiS-owi nie są potrzebne do istnienia - czyli rządzenia - ani nowoczesne państwo, ani współczesny świat. PiS doskonale wie, że dla jego wyborców – a obawiam się że także dla wielu wyborców innych partii - kwestie obsady ważnych stanowisk przez fachowców, funkcjonowanie Trybunału Konstytucyjnego, trójpodział władzy, wolność mediów, realność inwestycji, obecność czy nieobecność w strukturach międzynarodowych, ekologia czy polityka energetyczna, nie mają żadnego znaczenia. No, niby jakieś tam mają, ale kto by to wszystko zrozumiał i szukał w Google, jakie to znaczenie jest. Służba zdrowia jest fatalna, no jest, ale zawsze taka była, więc nie mamy na to wpływu. Poziom oświaty spada? No, nie wszędzie spada, a w ogóle trzeba się zastanowić, czy opłaca się nam opłacać tych darmozjadów – nauczycieli, którzy pracują 18 godzin w tygodniu i mają dwa miesiące urlopu, czy nie lepiej kupić każdemu człowiekowi lapika, na którym wszystko można sprawdzić, obliczyć, a nawet dowiedzieć się, kiedy odjeżdża najbliższy bus do Białki. A że nas wyrzucą ze strefy Schengen za aferkę wizową? Bardzo dobrze: jak tak, to my wybudujemy płot dookoła wszystkich granic, szwagier i wujek na tym zarobią, a my jak dawniej będziemy żyć z przemytu błamów z Turcji i złota z Ukrainy. Nie będzie Ukrainy? Jak nie, to nie. Od złota mamy swoją Złotoryję. Te ryje to od rycia, a nie od siedzenia w kinie.

28 września 2023

28 (-16). Pytanka do opozycji. Jeśli wygracie te wybory, to czy zlikwidujecie CBA i wprowadzicie jakiś porządek w służbach specjalnych tak, żeby nie były łańcuchowymi psami rządzących? Czy pracownicy służb specjalnych i policji będą poddani weryfikacji? Czy przywrócona zostanie apolityczna służba cywilna? Jak szybko rozdzielicie funkcje prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości? Jak zamierzacie unormalnić Trybunał Konstytucyjny i Narodowy Bank Polski? Czy IPN będzie w dalszym ciągu zbrojnym ramieniem prawicy, z własnymi prokuratorami i własnymi historykami? Czy podkomisja smoleńska Antoniego Macierewicza zostanie rozwiązana i rozliczona, a jej dokumenty ujawnione? Czy myślicie o tym, jak odsmoleńszczyć i odjaniepawlić polską przestrzeń publiczną, czy pozostawicie tę sprawę czasowi? Czy nadal będzie propagowany kult tzw. żołnierzy wyklętych, czczonych dlatego, że zabijali komunistów, chłopów, Żydów i Słowaków? Czy Centralny Port Komunikacyjny zostanie zbudowany? Co z budową fabryki polskich samochodów elektrycznych? Czy zostanie dokończony przekop Mierzei tak, żeby zaczął działać port w Elblągu? Jak będziecie powoływać kierownictwo wielkich spółek skarbu państwa – w trybie nominacji czy poprzez obiektywne konkursy? Co z regionalną prasą, wykupioną przez Orlen? Jak zreformujecie Polskie Radio i Telewizję? Jak, poza obiecanymi podwyżkami dla nauczycieli, będzie zmienione funkcjonowanie szkolnictwa – chodzi mi o finansowanie szkół samorządowych, kościelnych i społecznych oraz o rolę kuratorów oświaty? Czy stanowiska ministrów i wiceministrów będą stricte polityczne, czy także merytoryczne? Czy planowane jest powierzenie stanowisk rządowych przedstawicielom i KO, i Trzeciej Drogi, i Lewicy? Czy macie plan, jak w przyszłości ułożyć stosunki z Rosją na wypadek jej a. przegranej, b. wygranej? I, za Władysławem Frasyniukiem: co zrobicie/zrobimy, jeśli PiS przegra wybory, ale nie uzna tego faktu, tak jak nie uznaje niewygodnych wyroków sądowych i okopie się we władzy przy pomocy wojska, policji i swoich krzyżowców?

I, last but not least: czy dzisiejsza opozycja ma jakiś plan B, co do przyszłej działalności politycznej swoich ugrupowań i liderów na wypadek, gdyby jednak PiS wywalczył w wyborach kolejne lata rządów?

29 września 2023

 

29 (-15). Sternik bez patentu. Jarosław Kaczyński każe wszystkim potępić film Agnieszki Holland, przy okazji opluwając ją i większość społeczeństwa zatrutymi wydzielinami swoich gruczołów. Zapowiada że w trzeciej kadencji zlikwiduje niepraworządną działalność sądów, a także doprowadzi do zmiany sytuacji, w której ekipa rządząca nie steruje większością prasy, radia i telewizji. Prezes udaje, że nie umie liczyć lub że nie wie, jaka jest dostępność tzw. TVP, Polskiego Radia oraz prasy braci Karnowskich i redaktora Obajtka. Nie tak dawno, kiedy telewizja TVN, należąca do amerykańskiego koncernu Discovery – Warner Bros nadała kilka niewygodnych dla Kaczyńskiego i jego żołnierzy w sutannach audycji – sternik nawy państwowej kazał wezwać na dywanik ambasadora amerykańskiego, by zażądać od władz USA ukrócenia działalności tej stacji. Kaczyński, jego ludzie i jego elektorat zdaje się nie mają pojęcia, że istnieje coś takiego, jak wolna prasa, która nie podlega rządzącej partii i której władza nie może niczego zabronić i kazać. Władze PiS nie zauważyły, że Telewizja TVP jest być może wzorowana na Telewizji Polskiej z czasów Macieja Szczepańskiego, ale inne stacje mają inne wzorce, o których mógłby się prezes czegoś dowiedzieć, gdyby obejrzał kiedyś filmy „Siostry Magdalenki” i „Spotlight” czy „Wszyscy ludzie prezydenta” i „Czwarta władza”, i gdyby zauważył różnicę między „Trybuną Ludu” a „Gazetą Wyborczą”.

Marzenia o ręcznym sterowaniu mediami w XXI wieku dają się co prawda zrealizować, ale strasznie dużo kosztują, nie tylko pieniędzy, ale przede wszystkim szacunku i prestiżu w świecie trochę większym niż gmina Godziszów w powiecie janowskim. Może warto by było prezesowi PiS uświadomić, że kiedy Radio Zet kupił czeski oligarcha Daniel Kretinský, w playliście nie zaczął dominować „Jožin z bažin”, a dziś, gdy głównym udziałowcem Zetki stała się „Agora”, szkoleń dla spikerów nie prowadzi Adam Michnik.

30 września 2023

30 (-14). Przedmiot dodatkowy. W programach partii opozycyjnych pojawia się projekt rozdziału kościoła od państwa, w którego wprowadzenie w życie nie wierzę. Ale mój brak wiary wynika raczej z wieku i doświadczenia, niż z braku akceptacji. W projektach tych mówi się o szkolnych lekcjach religii: jedna z partii zapowiada, że religii będzie mniej niż matematyki i historii, i że będzie ona realizowana tylko na pierwszej lub ostatniej lekcji, żeby ci, co nie chcą na nią chodzić, nie tułali się po świetlicach czy pod drzwiami modlącej się klasy. Inna żąda całkowitego usunięcia religii i katechetów ze szkół. Tu mam inną opinię. Jeśli dziecko ma chodzić na religię, to lepiej, żeby była ona w szkole niż w kościele, ze względów zarówno organizacyjnych, jak i ideowych. Religia w szkole to przedmiot, religia w kościele to sacrum. A sacrum w oświacie to oksymoron. Problem zresztą nie jest w miejscu nauczania religii, tylko w programie i kadrach: w obu tych sprawach szkoła nie ma nic do powiedzenia, bo decydują o tym władze kościelne. Ale katechetom trzeba płacić z budżetu szkoły, i to niemało: w skali kraju ponad miliard złotych rocznie. Oczywiście z podatków, czyli z pieniędzy wierzących w różne religie i niewierzących też.

Jeśli religia ma być nadal nauczana w szkole, to powinna mieć status przedmiotu ponadobowiązkowego, opłacanego z pieniędzy rodziców (jak np. pływalnia, dodatkowe godziny języka obcego, kursy sportów walki itp.), przy ewentualnym wsparciu Kościoła. Wystawianie stopni wydaje się nie tylko zbędne, ale zgoła obrazoburcze, bo katecheci jak dotąd nauczają katechizmu, a nie wiedzy o religii. Stawianie stopni z religii to jakby dzielenie katolików (inne religie są nauczane raczej śladowo) na celujących, dobrych czy niedostatecznych… To chyba sprzeczne z zasadą podstawową: katholikos (καθολικός) znaczy: powszechny. Gdybym był bardziej wierzący niż jestem, powiedziałbym, że do Boga nie wypada iść z obowiązku, tylko z aprobaty. A poznawać Go – z tradycji lub poczucia wspólnoty.

1 października 2023

31 (-13). Rząd gamoni. Nie, nie chodzi mi wcale o nieudane, niezrealizowane czy zgoła niepodjęte inwestycje: Centralny Port Komunikacyjny, Przekop Mierzejski, lotnisko w Radomiu, elektrownię w Ostrołęce, fabrykę samochodów elektrycznych, świnoujski prom, z którego ostała się jeno zardzewiała stępka, dziurawy płot na granicy białoruskiej. Bynajmniej. Chodzi mi o przedwyborcze pomyje, wylewane na opozycję, a szczególnie lidera Koalicji Obywatelskiej. Teraz nie ma już działacza PiS, który by nie szafował określeniami: zdrajca, agent, złodziej, kłamca, sprzedawczyk – w odniesieniu do Donalda Tuska, i innych ważnych postaci opozycji czy twórczości. Parodią samego siebie był premier Mateusz Morawiecki, który na konwencji PiS-u w katowickim Spodku paradował z tekturową czarną teczką i opowiadał, jakie to porażające dowody na przestępczą działalność Tuska ma w środku. Starszym z Państwa z pewnością przypomniał się słynny pruszkowsko-kanadyjsko-peruwiański kandydat na polskiego prezydenta Stan Tymiński, który podczas kampanii w 1990 r. też pojawiał się z czarną teczką (ale porządną, skórzaną i grubą), w której rzekomo miał dowody, kompromitujące Lecha Wałęsę. Zawartość teczki Tymińskiego nie została ujawniona, a on sam wybory prezydenckie z Wałęsą przegrał. Ale nie o powtarzanie tamtego chwytu – w wersji jeszcze bardziej kuriozalnej – tutaj chodzi, tylko o fakt, że jeśli szef rządu zdobył jakieś dowody na przestępczą działalność Tuska, czy kogokolwiek, to dlaczego nie przedłożył ich w prokuraturze? Dlaczego żadne z oskarżeń, którymi szafuje się teraz w kampanii nie zostało wcześniej oficjalnie zgłoszone przez policję czy służby specjalne? Dlaczego na początku kadencji 2015 roku nowi ministrowie zajęli całe posiedzenie Sejmu na opowiadanie o tym, jakie dowody na przestępstwa, korupcję czy niegospodarność swoich poprzedników znaleźli w ich teczkach i mimo upływu ośmiu lat nikomu nie postawiono żadnych zarzutów? Dlaczego trzeba było powołać pozaparlamentarną i w istocie pozaprawną komisję do zbadania rosyjskich wpływów, co dowodzi, że wpływów takich nie znalazły – a może nie szukały – oficjalne organa rządowe? I kto stanął przed sądem, oskarżony o zamach smoleński, o którym z granitową pewnością mówił nie tylko Antoni Macierewicz, ale i Jarosław Kaczyński i ich współpracownicy?

Nie potrafili znaleźć dowodów? Nie było ich, czy wolą je zachować dla czasów, kiedy znikną ostatnie wolne sądy, albo gdy będą chcieli odzyskać utraconą w tym roku władzę?

Chciałem zatytułować ten tekst „rząd nieudaczników”, co jest w zasadzie rusycyzmem, no a to mogłoby być za bardzo aluzyjne. Tytuł podpowiedział mi wczoraj prezes Kaczyński, przezywający w ten sposób współpracowników Tuska. Kto się przezywa...

 

2 października 2023

32 (-12). Neozapateryzm ojkofobiczny. Jarosław Kaczyński lubi podkreślać swój paternalizm w stosunku do ludu, który tyle mu zawdzięcza: wyzwolenie spod okupacji niemieckiej, pokonanie bolszewików, powstanie Solidarności pod wodzą Lecha… Kaczyńskiego i Piotra Dudy, obalenie PZPR, wygnanie Tuska do Brukseli, zaoranie kultury wysokiej i literatury niezrozumiałej, premierowe poczęcie Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego, usytuowanie Piotra Glińskiego na stolcu ministra kultury, odkrycie towarzyskie Julii Przyłębskiej, ocalenie polskiej piosenki przed Pawłem Kukizem i obnażenie prawdziwie antypolskiego oblicza najwybitniejszych polskich twórców. Prezes PiS podziela niechęć swojego elektoratu do ludzi z wyższym wykształceniem, ale nie próbuje prostować, gdy ktoś w euforycznym zapale nazywa go profesorem. Bo tak naprawdę próbując niszczyć dawną elitę wcale nie kreuje na współczesną elitę Janusza Kowalskiego, Wojciecha Wencla czy Piotra Zybertowicza, tylko sam siebie. W dodatku jest w swoim mniemaniu trybunem ludu, ale takim z „Trybuny Ludu” z czasów Gomułki, a nie „Tribune des Peuples” z czasów Mickiewicza. Zyskuje aprobatę swoich wyznawców, gdy swoich przeciwników nazywa gorszym sortem, elementem animalnym, neozapaterystami czy ojkofobami. Elektorat nie musi wiedzieć, co to znaczy – wystarczy że podziwia, jak prezes TAMTYM dowala. Wyborca PiS-u też czasem ma Googla, więc mógłby próbować prezesa zrozumieć, ale nie próbuje – bo to nie słownik wyrazów obcych ani podręcznik gramatyki i fonetyki polskiej czynią z Jarosława Kaczyńskiego przywódcę, kochanego i rozumianego przez lud, tylko to, że potrafi tak kunsztownie obrażać ludzi, z którymi nigdy nie pójdzie do teatru czy filharmonii i nie pospiera się merytorycznie na temat przyszłości sztucznej inteligencji czy możliwości kolonizacji Marsa. Jego lud nie wymaga od niego, żeby tańczył wiedeńskiego walca, czytał Tokarczuk i Twardocha, podziwiał Leonarda w Luwrze, albo podśpiewywał piosenki Micka Jaggera czy Bono. Muzycznie prezes uwielbia kult, oczywiście bez Kazika Staszewskiego, tylko z rodziną Kaczyńskich w roli świętych.

3 października 2023

 

33 (-11). Koniec keine Grenzen. Jeszcze wczoraj przejechaliśmy przez granicę bez problemów. Po krótkiej wycieczce po Słowacji wylądowaliśmy w Łysej nad Dunajcem, bo chciałem kupić sobie piwo Kelt, a Renata Kofolę. A dziś rząd zamknął dla ruchu samochodowego w naszym terenie wszystkie przejścia z wyjątkiem Jurgowa i Chyżnego, gdzie będą wyrywkowe kontrole pojazdów wjeżdżających do Polski. Dotychczasowe przejścia drogowe w Niedzicy, Łysej Polanie, Chochołowie i Winiarczykówce (Lipnica Wielka) stają się przejściami dla pieszych. Znów nie wolno przekraczać granicy na szlakach turystycznych- zapewne po to, by jacyś kurierzy tatrzańscy nie przeciągali imigrantów przez grań.. Zarządzenie obowiązuje do 14 października, potem może być przedłużane w sumie na dwa miesiące. A co potem? Się zobaczy, czy jeszcze będziemy w strefie Schengen.

Powód? Tzw. bałkański szlak wmycania do Unii tzw. nielegalnych imigrantów, który wiedzie przez Słowację. Ale Słowacja nie leży na Bałkanach. Żeby się tam dostać, trzeba pokonać zewnętrzną granicę UE między Serbią a Węgrami, a potem wewnętrzną między Węgrami a Słowacją. Przez Słowację do Polski wjeżdża podobno coraz więcej nielegałów – według ministra Kamińskiego we wrześniu było to 900 osób. Minister nie ujawnia, jakie jest źródło tych danych oraz kiedy i jak osoby te zostały zatrzymane.

Dziś pojechałem do Chochołowa. Na granicy stały samochody policyjny i wojskowy.  Policjanci informowali o tym, że można przejść na zakupy, nie można było przejechać. Żołnierze z bronią stali po polskiej stronie i pistolety maszynowe mieli skierowane w stronę Chochołowa. A niby bronili nas przed inwazją Obcych. Przedwyborczy charakter tej manifestacji był oczywisty dla wszystkich ludzi, których niewielki tłumek zgromadził się na parkingu przygranicznym. Jednak wyborcy PiS pewno myślą: ale są dzielni, Schengen nie Schengen, bronią nas przed ciapatymi, mają jaja, trzeba głosować na tych, co mają władzę. Chociaż nie wiem, czy na Podhalu zamknięcie granic ze Słowacją tak powszechnie się spodoba. Bo szczekanie na Unię swoją drogą, a interesy i atrakcje turystyczne – swoją.

Ale niewykluczone, że jeśli PiS wygra wybory, po następne piwo „Kelt” będę musiał się skakać przez płot graniczny.

4 października 2023

 

34 (-10). Park Jurajski. Kiedy już stwierdzimy, że nie możemy skutecznie przeciwstawić się sprawom, w których nolens volens uczestniczymy (starość, rządy PiS, katastrofa klimatyczna), należy przyjąć postawę naukowca, który prowadzi badania przy pomocy tzw. obserwacji uczestniczącej. Odnotowuję nie bez rozterki wywołanej niezrozumieniem to, że do rządów w obecnej Polsce w zasadzie w każdej dziedzinie powołane zostały osoby całkowicie niekompetentne, nie tylko nie znające się na swojej dziedzinie, ale zwyczajnie nieinteligentne, nie umiejące nie tylko niczego zrobić dobrze, ale jeszcze nie potrafiące porozumiewać się ze społeczeństwem ani z mediami. Uwaga: nie chodzi o oracje wygłaszane do ludu czy odpowiedzi na pytania z kartki. Innym powodem zdziwionej konstatacji jest to, że w 38-milionowym narodzie ostatnio wszystko, co najistotniejsze zależy od nieskładnych, nienawistnych wypowiedzi i chaotycznych decyzji jednego człowieka, który nie ma w ręku realnej władzy, a ci, którzy tę władzę mają – słuchają go z podkulonym ogonem i realizują nawet to, co nawet oni widzą jako rzecz szkodliwą, niemożliwą, czy po prostu idiotyczną. Dlaczego posłowie głosują tak, jak im każe prezes ich partii, czasem nie wiedząc, za czym głosują? Przecież z Sejmu prezes ich nie odwoła. Dlaczego premier w chamstwie i arogancji stara się prześcignąć Janusza Kowalskiego, choć naprawdę nie tylko nie musi, ale jako szef rządu (a nie nierządu) nie powinien z racji na powagę swego stanowiska? Dlaczego prezydent wygaduje androny, żeby się przypodobać prezesowi partii, od której już nic w jego życiu i karierze nie zależy? Może ci wszyscy ludzie (wszyscy – to znaczy i władze, i wyborcy) uwierzyli, że Polska jest tyranią i tylko dzięki kultowi tyrana mogą przeżyć? Warto, by sobie jednak uświadomić, że do dziś nie przetrwał nawet tyranozaur. Może dlatego, że choć tyran, to jednak wobec sił natury był tylko zaurusem, czyli jaszczurką z nadętym ego.

5 października 2023

 

35 (-9). Zadyszka kompleksowa. Prezes PiS-u przemawia dyszkantem usiłując sprawiać wrażenie człowieka zdecydowanego i stanowczego, ale ma przy tym coraz większą zadyszkę, która może brać się z jego wieku i braku treningu fizycznego (wiem coś o tym, jesteśmy prawie równolatkami), ale przede wszystkim bierze się z zadęcia, wynikającego z kompleksu niższości. Nie chodzi mi o wzrost. Ta zadyszka, raczej intelektualna niż fizyczna sprawia że prezes, a za nim cały PiS zafiksował się na jednym nazwisku i odmienia je przez wszystkie przypadki, może z wyjątkiem wołacza, ale boi się spotkać z nim i spierać twarzą w twarz, w dodatku swoje plany na przyszłość opiera cały czas na przeszłości – poczynając od okopów Świętej Trójcy do tego co działo się złego przez minione osiem lat – ale nie te ostatnie, tylko przedostatnie, z czasów Tuska. Od czasu do czasu pojawiają się żarliwe zapewnienia, że już, już, może za kilka, może za kilkanaście lat dogonimy, a może nawet przegonimy Niemcy pod względem stanu gospodarki i zamożności obywateli. Warunek jest jeden: zagwarantują to tylko dalsze, może nawet wieczne rządy PiS-u.

Tylko jednego prezes nie mówi: po co mamy gonić Niemcy i kraje Zachodu, jeśli i Niemcy, i kraje Zachodu to jedno wielkie bagno, zło i zgnilizna moralna? Dlaczego mamy inwestować w PiS, który być może sprawi, że będziemy zarabiać jak Niemcy, ale nic nie mówi o tym, że będziemy wydawać jak Niemcy? Czy emerytura pozwoli nam na dostatnie życie po 65 roku, jeśli będzie na nią pracować coraz mniej ludzi, odkładających coraz mniejsze składki? Zdecydowanie wolałbym mieć dobrą i rozumną gospodarkę, taką jaka może być w Polsce i zarabiać tyle, żebym w Polsce czuł się może nie komfortowo i dostatnio (w Niemczech taki stan też nie jest powszechny), ale bezpiecznie pod względem finansowym i każdym innym – czego warunkiem jest nasza obecność we wspólnej Europie. Bo co mi po tym, że będę bogatszy od przeciętnego Niemca, jeśli moje ambicje są większe niż codzienny Wurst und Brot mit Schnaps und Diesel? I jak mam te swoje ambicje realizować w pudełku z konserwą, szczelnie zalutowanym na granicach tak, byśmy nie mogli widzieć, ile tak naprawdę nam do tych umownych Niemców brakuje i jacy to weseli są ci, którzy nie mają kompleksu Tuska i nie odmieniają jego nazwiska przez wszystkie przypadki. No, może z wyjątkiem wołacza.

6 października 2023

36 (-8). Patriotyzm buraczany. Nie przypadkiem symbolem stosunku PiS do rolnictwa i rolników jest suwerennopolski wiceminister Janusz Kowalski i jego pisowski zwierzchnik, Robert Telus. A może także fakt, iż jako film kandydujący do Oskara desygnowano animowanych Chłopów, a nie Zieloną granicę. Animowanie chłopów wydaje się być stałym elementem przedwyborczych spotkań PiS-u, choć kolorowo ubrani rolnicy i rolniczki są jedynie przaśnym tłem dla polityków. Puste gesty są wszakże kupowane z aprobatą przez tych, którzy prawdopodobnie sądzą, że obecność w telewizji – obojętnie, czy w Dzienniku Telewizyjnym TVPis, czy w „Szkle kontaktowym” TVN – otwiera im bramy raju. By jednak oprzeć swoje relacje ze wsią na podstawach ekonomicznych PiS rozdaje kluczyki do samochodów strażackich, remontuje komisariaty i konsumuje na piknikach darmowe ogórki ze smalcem, a także zamyka granice dla ukraińskiego zboża, żeby zboże polskie mogło być sprzedane na polski rynek. Zupełnie słusznie, choć jakoś cicho na temat tego, dlaczego Polska najpierw zobowiązała się wobec Ukrainy i Unii Europejskiej do tego, że zorganizuje transfer ukraińskiego zboża przez teren naszego kraju tak, by nienaruszone trafiło tam, gdzie go potrzebują – do Afryki i Azji, a jakoś tak dziwnie rozpłynęło się w Polsce i trafiło do polskich firm, które je zaczęły z wielkim przebiciem rozprowadzać po kraju. Listę firm, którym ułatwiono taki szwindel, minister rolnictwa miał ujawnić w tydzień po objęciu stanowiska – ale jakoś ten swój zapał detektywistyczny Robert Telus ugasił, może tą gaśnicą, z którą brylował na Tik-Toku, bo firm jakoś nie ujawnił do dziś i mogę się założyć, że nie ujawni nigdy. Natomiast władze PiS-u zaczęły rolników i nas przy okazji zapewniać, że zmuszą każdy sklep spożywczy do tego, by jedna trzecia półek zapełniona była polskimi towarami. Bardzo słusznie, popieram od czasu, kiedy w moim sklepie osiedlowym sąsiadka dopytywała mnie, czy sprzedawane tam ziemniaki są polskie, czy nie daj Boże, żydowskie. Zapewniłem, że polskie, bo nieumyte. A buraki leżące obok co prawda nie pochodzą z Podhala, ale na pewno są z Unii Europejskiej. Przeżegnała się i nie kupiła.

Mamy w domu drzewo cytrynowe, małego bananowca, awokado, figowca i krzaczek kawowy. Szykujemy się do handlu polskimi produktami w polskich sklepach.

7 października 2023

37 (-7). Ruska komisja. Premier Morawiecki szybko się uczy, może nawet szybciej niż prezydent Duda, który uczy się cały czas, a rezultaty są jakie są. Premier nauczył się już odmieniać przez wszystkie przypadki, w każdym czasie i trybie nazwisko człowieka, któremu doradzał jak ten był u władzy, nauczył się opluwać i wymiotować wszelkiego rodzaju obelgami, starannie odwracając w ten sposób uwagę od swojego postępowania i swoich obietnic. I nauczył się jeszcze jednego: że o czymś, co jest rosyjskie, należy mówić: ruskie, co jakoby jest też obelgą, a w każdym razie dezawuuje to, o czym się mówi. Cóż, nic nowego: o dawnych rzeczach i sprawach z czasów Związku Radzieckiego mówi się od pewnego czasu nie „radzieckie”, tylko „sowieckie”. Oba te zwroty wskazują, jak bardzo i premier, i jego pobratymcy ideowi są pod wpływem Rosji, jej spraw i nawet jej języka: ruski w znaczeniu rosyjski mówią właśnie Rosjanie, od wieków usiłujący przedstawić się jako spadkobiercy Wielkiej Rusi, której głównym ośrodkiem był… Kijów i Włodzimierz, gdyż tam patriarcha Konstantynopola Kalikst I usytuował siedzibę Metropolii Wielkoruskiej, podczas gdy Metropolia Małoruska miała siedziby w Haliczu i Nowogródku. Ruski jako rosyjski to wynalazek Moskwy, zaadaptowany przez Mateusza Morawieckiego. O tym, że sowiecki pochodzi od słowa soviet, co znaczy rada - wiedzą wszyscy. A przede wszystkim Rosjanie, od których słowo to zaczerpnął Zachód, a potem jego sojusznicy. A Polacy słowo sowieci traktują jak obelgę, co Rosję niezwykle śmieszy.

Z tego powodu nazywanie pozasejmowej i pozakonstytucyjnej Komisji do Spraw Badania Rosyjskich Wpływów w Polsce Ruską Komisją jest całkowicie uzasadnione. Od tych wpływów u nas aż się roi. Być może dlatego komisja powołana z wielką pompą w celu dyskredytowana przeciwników PiS-u siedzi jak na razie cicho jak mysz pod miotłą, niewykluczone, że w obawie przed tym, by któraś w wezwanych przed jej oblicze osób – przed kamerami TVPiS nie wykazał, jakie te wpływy są do dziś. Może to powiedzieć Tusk, mogą redaktorzy Piątek i Rzeczkowski, może w końcu kierownik działu archiwów jakiejkolwiek telewizji czy ogólnopolskiej gazety. Ciekawe, jak się z tym wszystkim czuje prezydent Polski.

8 października 2023

 

38 (-6). Chamstwo koncesjonowane. Nie przypuszczam, żeby ktokolwiek ze współczesnych młodych rodziców sadzał swoje dziecko przez telewizyjnymi transmisjami wieców i konwencji przedwyborczych PiS-u, żeby je uczyć kultury, wzajemnego szacunku, czy choćby języka polskiego. Politycy już dawno zapomnieli, że w dawnej Polsce słowo polityczny oznaczało grzeczny, teraz albo robi się z tego słowa obelgę, na przykład nazywając żądania większej pomocy dla osób niepełnosprawnych żądaniami politycznymi, albo uważa się politykę za środek do osiągania celów, a celami tymi są zdobycie i utrzymanie władzy. I jak na razie nie ma w tym nic zdrożnego – pod warunkiem, że środki prowadzące do tego celu są zgodne z definicją polityki w państwach demokratycznych: polityka to uzgadnianie zachowań współzależnych społeczeństw o sprzecznych interesach. Uzgadnianie… Kiepski żart. Partia rządząca na razie Polską znalazła lepszy, łatwiejszy w zastosowaniu i, niestety, skuteczny sposób na uprawianie polityki czyli na zdobycie trzeciej kadencji i utrzymanie władzy. Tym sposobem jest wszechobecne chamstwo. I bynajmniej nie polega ono na szafowaniu przekleństwami i jechaniu pa matuszce, że się wyrażę w jedynym obcym języku, znanym większości współczesnych geriatrycznych władców. Chodzi o bezczelność, nieszanowanie nikogo poza swojakami (zasada szanowania swojaków nie dotyczy prezesa), zawłaszczanie pojęć, które powinny dotyczyć wszystkich obywateli, takich jak patriotyzm, bezpieczeństwo, praca, dobro, prawda, merytoryczna dyskusja. Chodzi o nieodpowiadanie na pytania dziennikarzy, jeśli odpowiedź jest trudna albo niewygodna dla władzy, o odwracanie się plecami do rozmówcy w celu okazania mu pogardy, o wypowiadanie się o przeciwnikach wyłącznie po nazwisku, odbieranie im prawa do wypowiedzi (nawet w parlamencie, do którego wybiera się ludzi po to, by tam mogli swobodnie mówić, parlare), pozbawianie ich – na razie słowne – prawa do bycia Polakami, oskarżanie o zdradę ojczyzny i wszystkie siedem grzechów głównych bez cienia dowodów, obrzucanie najgorszymi inwektywami w przeświadczeniu, że póki się jest przy władzy i trzyma wszystkie sznurki do spraw państwowych, dopóty można bezkarnie robić wszystko.

Do czasu, drodzy (oj, jak drodzy!) państwo rządzący, do czasu. Ten czas nadejdzie już niebawem. I obyśmy pamiętali, że chamstwo jako paradygmat władzy powinno zostać wyłącznie w annałach zamkniętej historii partii, która dowcipnie nazywa się Prawo i Sprawiedliwość.

9 października 2023

 

39 (-5). Paranoja tuskologiczna. Po serii wielkich wyczynów politycznych (oracja Do przyjaciół Rosjan po katastrofie smoleńskiej), psychologicznych (nikt nam nie wmówi że czarne jest czarne, a białe jest białe), patriotycznych (Z ziemi polskiej do Wolski) i ekonomicznych (ubruttowienie netta) – Jarosław Kaczyński w obecnej kampanii wyborczej poszedł na minimalizm, ograniczając się w zasadzie do opluwania Donalda Tuska i jego zwolenników. Próbuje go w tym wyprzedzić (niebezpiecznie, panie Mochnacki!) premier Morawiecki, który słowem Tusk zastępuje wszystkie obelżywe rzeczowniki, czyniąc z nazwiska swojego byłego szefa epitet poniekąd eufemistyczny. Można wszelako podejrzewać, że robienie z Tuska personifikacji wszelkiego zła jest świadectwem wąskich horyzontów myślowych, zapewne wynikającym z jakiejś strategii obronnej, ale trzeba pamiętać, że drużyna Barcelony nawet bez Lewandowskiego potrafiła wygrywać, a drużyna polska nie potrafiła nawet z. Dla mnie Tusk jest nie tylko wybitnym politykiem, który przez kilka lat był jednym z najważniejszych ludzi na świecie, co raczej nie czeka ani prezesa PiS-u, ani obecnego premiera czy prezydenta, ale przede wszystkim człowiekiem sympatycznym, zwyczajnym i rodzinnym, no i ma psa, a nie kota, w związku z czym nie musi zatrudniać setki ochroniarzy, z których część ma za zadanie czyszczenie kuwety. Kaczyński przemawia, Tusk mówi. Szef Platformy Obywatelskiej jest poza tym osobliwością historyczną w dziedzinie, że tak powiem, władzologii: przez PiS-em nigdy żadna władza nie przyznawała się do takiej swojej impotencji, która sprawiła, że Tusk, czyli nie rządzący od dziewięciu lat premier, nadal winien jest wszystkiemu złu, które w Polsce było, jest i będzie, na wieki wieków amen, a obecna władza nic na to nie umie poradzić. Skoro tak uważają jego najwięksi wrogowie, w każdym zdaniu eksponując jego diaboliczną sprawczość – co rzecz jasna nie przeszkadza im mówić, że za Tuska nic się w Polsce nie udało – to może warto powiedzieć sprawdzam i zobaczyć jak Tusk będzie sobie radził, kiedy w realu znów sięgnie po władzę. Można być pewnym, że nie będzie usprawiedliwiał swoich ewentualnych porażek tym, że kiedyś tam na piedestałach rządowych mościli się panowie Kaczyński, Morawiecki i Duda, nie zapominając rzecz jasna o Januszu Kowalskim.

10 października 2023

40 (-4). Służba czy drużba? Zapaść służby zdrowia to nie wina rządów PiS-u, PO, komuny czy postkomuny. Problem jest zbyt trudny, żeby dało się go traktować jako część programu partii, mierzony długością jednej czy dwóch kadencji władzy. Mój pogląd, jako spojrzenie wieloletniego pacjenta, nie jest systemowy, tylko roszczeniowy. Jednak świat wypracował już pewne rozwiązania, niektóre dobrze się sprawdzają i warto z nich korzystać. Podstawowym problemem są pieniądze i kadry. Można to uprościć do kwestii pieniędzy. Tych nie ma i prędko nie będzie, bo prawdziwe pieniądze – jeśli nie rządzi PiS czy komuna – nie biorą się deklaracji, ani z drukarni Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Składka zdrowotna powinna być odprowadzana przede wszystkim przez pracodawców, a jej formą powinien stać się powszechny system ubezpieczeń zdrowotnych, dysponujący składkami zakładów pracy, osób indywidualnych i państwa, które przecież m.in. po to ściąga z nas podatki. Chorujesz – leczenie opłaca ci ubezpieczyciel. O tym, że kontrakty zakładów pracy z prywatnymi firmami medycznymi funkcjonują o niebo lepiej od opieki państwowej dobrze wiemy. Uczelnie medyczne powinny być certyfikowane przez fachowe gremia, a firmy medyczne muszą zapewnić personelowi medycznemu najwyższe możliwe uposażenie - nie może być tak, że minister zarabia więcej niż lekarz, pielęgniarka czy położna: bez ministra medyk przeżyje, bez medyka minister nie. Nieporównywalna jest też odpowiedzialność: medyk odpowiada za życie ludzi, minister za nic. Oczywiście wysoka płaca powinna wymuszać najwyższe standardy merytoryczne i moralne. Niedopuszczalne jest dalsze tolerowanie tzw. klauzuli sumienia, powołując się na którą lekarz może odmówić wykonania zabiegu, który jest zobowiązany wykonywać w myśl umowy o pracę. Nie chcesz lub nie możesz wykonać aborcji? Zostań okulistą, nauczycielem geografii albo księdzem. Czy zaakceptujemy to, że lekarz – świadek Jehowy będzie mógł odmówić przeprowadzenia transfuzji krwi czy operacji wyrostka? Jedynymi sposobami na ograniczenie liczby aborcji i innych tragedii macierzyńskich są nie przepisy karne, tylko uświadomienie seksualne, szeroka dostępność środków antykoncepcyjnych, badania prenatalne i rozpowszechnienie metody in vitro. Wszystkie te techniki powinny być darmowe i popierane przez społeczeństwo. A głównym filarem służby zdrowia powinni stać się lekarze rodzinni, doskonale wykształceni i opłacani, pracujący w dobrych ośrodkach i w domach pacjentów, opiekujący się ich niewielką liczbą - tak, żeby każdy pacjent był dla nich otwartą księgą historii choroby i wyzdrowień.

Ja wiem, że jestem starym idealistą i niestety, sam już z realizacji tych i o wiele lepszych programów nie skorzystam. Ale marzyć można w każdym wieku.

11 października 2023

 

41 (-3). Kaganek w krużganku. Z oświatą jest jak z pomocą społeczną: trzeba dawać ludziom wędkę, a nie rybę. Inaczej mówiąc: nie realizować programów nauczania, w których w czasie lekcji będziemy mówić o tym, gdzie urodził się Adam Mickiewicz i co otrzymujemy w wyniku oddziaływania kwasu solnego na blaszkę cynku, tylko powiedzieć, gdzie znajdziemy najbardziej wiarygodne informacje z dziedziny historii literatury i chemii. Czy zatem oświata i w ogóle szkoła są nam potrzebne, jeśli wszystko już jest dostępne w Internecie? Jednak aby skorzystać z podpowiedzi Google’a, musimy mieć sporą wiedzę, żeby odróżnić informację prawdziwą od prawdopodobnej, a tę od fałszywej. Uczeń przymuszany do nauki tabliczki mnożenia, może nam powiedzieć, że po co mu to, jeśli w telefonie, tablecie, laptopie czy zegarku ma kalkulator, gdzie natychmiast sprawdzi, ile to jest 5 x 9. Otóż właśnie: nie natychmiast. To, co mamy we własnej pamięci jest dostępne natychmiast i zawsze jest z nami, a nowoczesnych gadżetów możemy akurat nie mieć, albo nie będą działać. Poza tym wyciągnięcie sprzętu, włączenie apki i wstukanie działania, zajmie trochę czasu. Jasne, nie zawsze trzeba się spieszyć. Ale czasami trzeba...

Kiedyś umiałem na pamięć pół „Pana Tadeusza”, kilkanaście wierszy Horacego po łacinie i dziesiątki dowcipów. I co mi z tego, jeśli ta wiedza wywietrzała jak paczuszka lawendy? Nikt już nie będzie podziwiał mojej Mickiewiczowskiej erudycji, nikt nie zrozumie mojego Horacego, a dowcipy zmieniły się w niestrawne suchary. Prawdziwym celem współczesnej oświaty nie jest uczenie się na pamięć, tylko nabieranie wprawy w umiejętności dokonywania właściwych wyborów: odróżniania faktów od fejków na podstawie analizy źródeł, szukania koherencji formy i treści (jeśli minister jest chamem, to nie może kierować nauką czy kulturą), właściwego postępowania wobec przyjaciół, przeciwników, wrogów i sojuszników. I uwierzenia, że dobry człowiek nie musi być wysoko wykształcony, ale powinien umieć rozróżnić dobro od zła i czarne od białego – ze świadomością, że pomiędzy jednym a drugim rozciąga się trudna niekiedy do zanalizowania przestrzeń. A w tej analizie może nam pomóc przyjazny i świadomy nauczyciel oraz znajomość podstawowych faktów i słów, choćby tego, że bynajmniej i przynajmniej to nie to samo, a kaganek i krużganek łączy tylko to, że oba te słowa nie powinny być używane przez osoby, dla których najbardziej precyzyjnym narzędziem jest młotek, a najlepszym argumentem w rozmowie jest wrzask.

12 października 2023

42 (-2). Exit Poll a Polexit. Zabawny anagram… W niedzielę wieczorem wyniki badania jakie przeprowadzą ankieterzy wśród 100 tysięcy osób, wychodzących z lokali wyborczych, powiedzą nam o tym, jaka będzie nasza przyszłość. Czy będzie rządzić nami partia, dążąca do umocnienia Polski w strukturach europejskich czy też taka, która te struktury będzie chciała rozsadzić. Część działań w tym kierunku już podjęto: przez PiS nie dostaliśmy miliardów euro z Krajowego Planu Odbudowy, niedługo stracimy także dolę z europejskich funduszy strukturalnych, w tym z funduszu spójności. I PiS powie: to po co nam taka Unia, która nie daje nam pieniędzy? PiS złamał ustalenia traktatu z Schengen, wydając wizy wjazdowe do Unii w ilościach hurtowych i zamykając granicę ze Słowacją. To ostatnie pod kuriozalnym zarzutem, że źle chroniona granica słowacka (a nie jest to przecież granica zewnętrzna Unii!) powoduje to, że tysiącami płyną do nas uchodźcy, jak na Lampedusę. Ciekawe, czym płyną: Białką, Popradem czy Dunajcem? PiS twierdzi, że nie chce polexitu, tylko zreformowania Unii w taki sposób, żeby jej władze dawały Polsce pieniądze, ale nie wtrącały się do tego, jak są one wydawane, ani do tego, jakie są zasady ustrojowe w Polsce i na Węgrzech – bo wg PiS tylko te dwa kraje wiedzą czym naprawdę jest Unia Europejska, a nie jakaś tam Francja, Włochy, Niemcy czy kraje Beneluxu, o których wyborca PiS nie koniecznie w ogóle słyszał.

Z Unii nas nie wyrzucą, bo nie mogą. Ale z Schengen już mogą. Z finansowania też. Z bezcłowego handlu i inwestowania też. Poza tym, jeśli jesteśmy w jakimś związku i publicznie cały czas twierdzimy, że partner nas oszukuje, okrada, ubliża nam, bije, wtrąca się do nas, kontroluje, na co wydajemy pieniądze, które od niego dostajemy, chce nas zagłodzić, pozwalać, żeby nas gwałcono i zabijano – to czy taki związek ma szanse przetrwać? A jeśli tak, to po co? To, oczywiście nie jest taki polexit, jakim był brexit – zostajemy w Unii, ale nie będziemy się stosować do jej zasad i co nam zrobią? Nic. I my w Unii też nie zrobimy nic. Ale panie Szydło i Kempa, panowie Tarczyński, Jaki, Brudziński i wielu innych będą nadal dostawać unijną kasę. My nie. Pomyślmy o tym, zanim poznamy wyniki badania exit poll.

I uwaga do gości TVN: Po ewentualnym zwycięstwie PiS-u nie ważcie się mówić, że oto znów znaleźliśmy się w czarnej d…, bo PiS oskarży stację o rasizm.

13 października 2023

 

43 (-1). Co wybieramy? W niedzielę, 15 października każdy z nas postawi znak X w odpowiedniej kratce – jeden przy kandydacie do Sejmu i jeden przy kandydacie do Senatu. Ale najpierw musimy się wybrać do lokalu wyborczego: od tego wyboru zależy dużo, może wszystko. Każdy z nieidących na wybory mówi, że nie ma na kogo głosować, zresztą od niego nic nie zależy, bo on ma tylko jeden głos. Ale takich, co tak mówią jest ponad osiem milionów.

Wybieramy:

Czy Polska będzie częścią Europy Zachodu, ze wszystkimi jej wadami i zaletami, z Wawelem, katedrą w Kolonii, Luwrem, Akropolem, katedrą Sagrada Familia i legendą o Drakuli - czy będzie częścią Euroazji, z setkami bałwochwalczych pomników, Kremlem, koloniami karnymi i podgoloną głową Kim Dzong Una...

Czy będziemy uśmiechniętymi obywatelami, umiejącymi rządzić swoim krajem - czy klientami, wiszącymi u klamki rozdającego benefity dobrego wuja...

Czy wróci zdystansowane poczucie humoru ze szczyptą soli attyckiej, wywołujące śmiech, ale i refleksje - czy też już na zawsze będziemy skazani na rechot i wymuszony entuzjazm pochlebców...

Czy będziemy zawziętymi ortodoksami - czy przyjmiemy to, że od czasu do czasu rację może mieć ktoś inny...

Czy o każdą różnicę zdań będziemy się obdarzać nienawiścią - czy wrócimy do umiejętności rozmowy, dyskusji, sporu na argumenty, nawet kłótni, ale z poczuciem, że naprzeciwko nas siedzi nie wróg, zdrajca, zaprzaniec, tylko przeciwnik, który tak jak my chce dobrze, tylko inaczej...

Czy nadal będziemy niszczyć Ziemię, czyniąc ją sobie poddaną - czy będziemy potrafili być przyjaznymi uczestnikami świata przyrody, kochającymi i kochanymi przez tych, z którymi dzielimy Ziemię...

Czy będziemy nadal krzyczeć o tym, jacy jesteśmy wielcy, wspaniali i niepokalani -  czy z pokorą, ale zarazem i dumą przyjmiemy to, że jesteśmy ludźmi, więc nic, co ludzkie nie jest nam obce; także błędy, a nawet zbrodnie, które potępiamy, ale nie kłamiemy, że ich nie było...

Czy będziemy zgadzać się na manipulowanie historią i nauką tak, by na wierzchu zawsze była racja partii aktualnie rządzącej - czy też pozwolimy twórczości, nauce i poczuciu dobra na swobodne kształtowanie wiedzy i woli poszczególnych ludzi...

Czy będziemy obrażać wszystkich, którzy nie akceptują naszego postępowania - czy zrozumiemy, że życie i polityka niekiedy wymaga pójścia na kompromis...

Czy będziemy wielbić przeszłość i nadal hodować pragnienie odpłaty za doznane krzywdy - czy też pójdziemy naprzód, stając się współtwórcami przyszłości...

Czy pozwolimy władzy narzucać sobie ideologię, wiarę, wolę i cele - czy może zauważymy, że społeczeństwo jest szczęśliwe wtedy, kiedy władza nie kupuje sobie za pieniądze poparcia, ale po prostu nie przeszkadza w rozwoju ludzi i każdego człowieka...

Ten nasz wybór powinni realizować ludzie, którzy pozwolą nam współuczestniczyć w tej realizacji. Wybierzmy dobrze.

13/14 października 2023