Tygodnik Podhalański nr 9, 1 marca 2018
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2018)
Maciej Pinkwart
Tracenie i bogacenie
Z wiekiem
syćko sie pomału
traci. Dotyczy to przede wszystkim połączeń
między neuronami w mózgu oraz zdolności regeneracyjnych wątroby, a także
zdolności adaptacyjnych organizmu. Traci się także cierpliwość, wiarę w
możliwość zmian i poparcie elektoratu. O pieniądzach już nie wspomnę. Jeśli zaś
jest się jeszcze świętym Maciejem, to jeszcze można stracić zimę.
Ponieważ dzień świętego Macieja od
wielu lat obserwuję z zainteresowaniem, więc wiem, że owo tracenie zachodzi tak
rzadko, iż w zasadzie można je uznać za błąd statystyczny. Przysłowie o tym, że
święty
Maciej zimę traci, albo ją bogaci można
traktować jako drastyczną alternatywę, albo jako mądrość ludową zawsze
prawdziwą, podobnie jak inne meteorologiczne spostrzeżenie ludu, spopularyzowane
przez Kornela Makuszyńskiego w powieści
Wyprawa pod psem:
Jeśli na
świętego Prota jest pogoda albo słota – na świętego Hieronima deszczyk jest,
albo go nima. W podhalańskich warunkach Maciej
prawie zawsze zimę bogaci, co dowodzi, że święty ów był człowiekiem dobrym,
bowiem oddaje zawsze zimie wszystko co ma, a sam pozostaje goły jak święty
turecki w środku lata, choć z Turcją akurat niewiele miał wspólnego, bo jak
wszyscy apostołowie był Żydem. Z Maciejem jest jeszcze taki kłopot, że był
apostołem zastępczym, dokooptowanym do grona Dwunastu po nagłym zejściu ze sceny
Judasza Iskarioty i tak naprawdę nazywał się Matjas, więc powinien być patronem
śledzików z cebulką, a jest wiązany z zimą, która nie chce odejść.
W tym roku Maciej wzbogacił nas syberyjskim mrozem, który
przypomniał mi o losach mojej rodziny, która przez pewien czas przebywała w
Tobolsku, gdzie tato mający początkowo bujną czuprynę, spędził jakiś czas przy
wyrębie lasów bez czapki, skutkiem czego potem w Rosji włos mu z głowy nie spadł
i latem 1918 r. wraz z bratem i rodzicami wrócił łysy do Warszawy,
niewykluczone, że tym samym transportem co Witkiewicz junior. Od tamtego czasu
ojciec nie przepadał ani za zimą, ani za Syberią, które to poglądy podzielam.
Ale luty szczęśliwie minął i rozpoczął się pierwszy z
wiosennych miesięcy. Marzec na Podhalu to jednak wciąż środek zimy, choć
nadzieja na marcową opaleniznę cieszy nas nie mniej niż pierwsze krokusy, które
już w styczniu można było podziwiać w Gdyni, w marcu na pewno pojawią się w
Milanówku, a na Wielkanoc z pewnością zostaną przez miłośników przyrody
rozdeptane w Dolinie Chochołowskiej.
Syberyjskie mrozy zaskoczyły nas szalenie, choć wiemy z
klasyki, że jak jest zima, to musi być zimno. Ale może w przyszłym roku będzie
inaczej. Zapowiadane ocieplenie klimatu nadejdzie u nas szybciej niż gdzie
indziej, bo zawieszone w powietrzu pozostałości ze spalanych w piecach
wspaniałych polskich skał zwierających śladowe ilości węgla będą absorbować
promienie słoneczne, a nasz rząd zapowiedział wybudowanie na wschodniej granicy
potężnego płotu. Niby przeciw ruskim dzikom zarażonym przez afrykański pomór,
ale jak będzie dobrze zrobiony, to powstrzyma też syberyjski mróz.