Tygodnik Podhalański, 11 sierpnia 2016

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2016)

Maciej Pinkwart

Skarby

 

 

Dzieci są naszym skarbem i dlatego powinniśmy je trzymać pod zamknięciem w domu. Nie, nie na zawsze – tego żaden dom by nie wytrzymał, poza tym nas by zamknięto w domu wariatów. Dlatego trzeba je wyprowadzać na spacer, umożliwiać dewastowanie czego innego niż dorobek naszego życia i dostarczać rozrywki starszym paniom, pochylającym się nad każdym wózkiem i straszącym swoim uśmiechem każde maleństwo.

Obecność dzieci w życiu publicznym to dorobek ostatnich czasów, które przyniosły czteroprzymiotnikowe wybory, kiedy to każdy głos liczy się tak samo i każdy może być wybrany do ciał przedstawicielskich, bez względu na wykształcenie lub jego brak, kulturę lub jej brak, zdrowie psychiczne lub jego brak oraz płeć lub jej brak. Ale i tu istnieje próg wiekowy, poniżej którego nie można głosować oraz nie można zasiadać w parlamencie. Czyż nie jest to dyskryminacja? Słyszymy często, że nawet nienarodzone dziecko jest już pełnoprawnym człowiekiem, więc jak już się urodzi, to praw tych tracić nie powinno. Chociaż dziecku nie narodzonemu nie przysługuje pięćset plus…

Świat dzieci i świat dorosłych w wyższych sferach były to kosmosy w zasadzie zupełnie odrębne, których wspólnymi momentami były pierwsza prezentacja potomka po narodzinach, a następnie pierwsze wejście młodego człowieka na salony. Po drodze dziecko było hodowane, wychowywane i kształcone tak, by mogło włączyć się w życie dorosłych jako czynnik pozytywny, a nie uciążliwy dostawca hałasu i brzydkich zapachów. W dawnych biografiach nie znajdujemy opisów ceremonii chrztu czy pierwszych komunii, będących małymi weselami na kilkaset osób. A salony, na których prezentowano już ukształtowanego młodego człowieka zmieniły się dość zasadniczo. Gdzie by dziś takie przedstawienie miało się odbywać? W pokoju telewizyjnym? W McDonaldzie?

Dziś dzieci pojawiają się w przestrzeniach publicznych do niedawna zarezerwowanych dla dorosłych, a wychowywane bezstresowo – swój stres wynikający z kontaktu z obcym im środowiskiem przekazują rodzicom i otoczeniu. Dziecko w muzeum jest ciałem obcym i bujdą jest twierdzenie, że kontakt ze sztuką pozytywnie wpłynie już na rocznego widza. Są muzea dla dzieci – i tam powinniśmy maluchy prowadzić. Podobnie z muzyką – specjalne koncerty dla młodych słuchaczy są cenne i pożyteczne. Ale dziecko na koncercie muzyki poważnej bynajmniej nie ukształtuje sobie gustu, a jedynie zepsuje efekt artystyczny i muzykom, i dorosłym słuchaczom. Tymczasem tu, na naszej prowincji koncerty traktuje się jako miejsce mniej czy bardziej zorganizowanego hałasu, w którym głośne gadanie, krzyki czy bieganie po sali nudzących się dzieci traktuje się z wyrozumiałością: przecież to tylko dziecko. Ciekawe, czy taką samą pobłażliwość okazywano by dzieciom i ich niemądrym rodzicom na koncertach w wielkiej filharmonii? Na spektaklach teatralnych? Na państwowych ceremoniach?

Przed koncertami czasem słyszy się przypomnienie o konieczności wyłączenia telefonów komórkowych. Warto to rozumieć szerzej.

 

 

Poprzedni felieton