Tygodnik Podhalański, 6 sierpnia 2014
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)
Maciej Pinkwart
Ostatni trymestr
Zaczyna się ostatni trymestr – ostatnie trzy miesiące przed rozwiązaniem. I co? I nic. Jest tak, jakby zbliżające się listopadowe wybory samorządowe nikogo nie obchodziły. To, że wyborcom jest zasadniczo wszystko jedno, kogo będą lekceważyć w radzie miejskiej, na stanowisku wójta czy w fotelu burmistrza, jest jeszcze w pewien sposób zrozumiałe. Ale że jest wszystko jedno przyszłym radnym, wójtom i burmistrzom?
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby już niebawem pogląd Janusza Korwina-Mikke o tym, że demokracja się przeżyła i należy powrócić do monarchii, po drodze odbierając prawo głosu kobietom i igrzyska paraolimpijczykom, stał się jeśli nie powszechny, to ważący na wyniku wyborów.
A w gruncie rzeczy żadne rozwiązanie nie jest dobre. Jeśli Stanisław Ślimak w Szaflarach i Andrzej Jacek Nowak w Białym Dunajcu ponownie wygrają wybory, to malkontenci będą marudzić, że ludzie nie chcą zmian z wygodnictwa, że wójtowie się przyspawali do foteli, a może właśnie już jest to gminny ustrój monarchistyczny. Mało kto będzie uważał, że dotychczasowe władze będą dalej rządzić dlatego, że dotąd rządziły dobrze i ludzie ich cenią i lubią. Jeśli w Zakopanem wystartuje ponownie Janusz Majcher, a w Nowym Targu Marek Fryźlewicz – będzie to uważane za gwałt na demokracji, a ich wygrana zostanie zinterpretowana jako efekt złej działalności opozycji.
A demokracja w wyborach działa tak, jak piłkarze na boisku: wygrywa ten, co strzeli przynajmniej o jedną bramkę więcej. Kto zbierze przynajmniej o jeden głos więcej.
Naturalnie, jest jeszcze kampania wyborcza. Byłe władze, jeśli zechcą być władzami ponownie, muszą nam zdać sprawę z dotychczasowej działalności i naobiecywać to, z czego będą zdawać sprawę za cztery lata. Opozycja ma robotę o połowę łatwiejszą: zamiast sprawozdania przedstawia krytykę dotychczasowych władz, zamiast obietnic – prezentuje wizje. A praktyka ostatnich kilku kadencji pokazuje, że z nielicznymi wyjątkami ani władza, ani opozycja nie lubi kontaktów bezpośrednich z tzw. elektoratem i unika otwartych zebrań przedwyborczych. Pewno tak będzie i tym razem. Apostołowanie wśród nawróconych jest najbardziej skuteczne. Relacje z takich konwencji przekażą media, kto chce, to sobie porówna i wyrobi pogląd, a w komentarzach na rozmaitych portalach da upust swojej frustracji, agresji i dysgrafii…
Za program wyborczy będą znów nam musiały starczyć obietnice w kwestiach, które w ogóle nie powinny być programem żadnych partii i ugrupowań politycznych, jeśli związane są z normalnym funkcjonowaniem naszych miejscowości. Budowa parkingów czy sal koncertowych, poprawa nawierzchni ulic, ronda i bezpieczne skrzyżowania, prawo- czy (nie daj Boże!) lewoskręty, sklepy czy baseny – obiecywanie takich rzeczy ma taką wagę, jakby przyszły wójt zapewniał, że urząd gminny będzie otwarty dla petentów, a w ośrodku zdrowia przyjmować będą lekarze.
Wyjątkiem jest jak zwykle Marek Fryźlewicz, który będzie mógł obiecać swoim wyborcom miejsce na nowym cmentarzu.