Tygodnik Podhalański, 10 lipca 2014
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)
Maciej Pinkwart
Lato, jakże cię ubłagać...
Podnosicie oczy znad lektury i patrząc za okno, wznosicie szczery aż do bólu okrzyk sympatii dla doktora Tytusa Chałubińskiego, który przed laty przekonał Polaków o tym, że klimat Zakopanego jest piękny i zdrowy. Lato od paru tygodni gości w naszych kalendarzach, więc wystawianie twarzy do słońca powinno być codziennym rytuałem. O ile je gdzieś na niebie wypatrzycie…
Albo od czasów Chałubińskiego sporo się w klimacie zmieniło, albo moje oczekiwania są jednak nieco inne od tych z XIX w., bo nie sądzę, żebym akurat zdrowym klimatem dał się tu skusić. Szczególnie latem.
Jakim latem? - zapyta klimatolog. Bo klimatyczne lato to okres, w którym średnie dobowe temperatury są wyższe niż 15 stopni. No, a ile takich dni bywa w Zakopanem ciurkiem? Pojedyncze niekiedy się zdarzają i zapewne na faktach oparta jest anegdota o turyście, który zirytowany ciągłą niepogodą pyta zakopiańczyka: - Panie, a kiedy tu u was w ogóle bywa lato? – i otrzymuje odpowiedź: - w zeszłym roku było w czwartek…
I próżne są nadzieje tych, którzy szans na trwałą poprawę owej zdrowej, kuracyjnej sytuacji upatrują w przereklamowanym chyba trochę medialnie ocieplaniu się klimatu. Zanim dotrze ono pod Tatry, Zakopane zniknie z powierzchni ziemi, rozdeptane przez kibiców kilku zorganizowanych tu olimpiad i mistrzostw świata. Po drugie, ocieplający się klimat nie przyniesie nam słonecznych lat, tylko nieco mniej zimne deszcze…
Zatem zamiast narzekać, powinniśmy cieszyć się tymi przebłyskami pogody jakie i tu się zdarzają, a przede wszystkim nauczyć się od Brytyjczyków, że dobra pogoda nadaje się tylko do tworzenia tła dla wakacyjnych słitfoci, a zła jest doskonałym tematem dla niezobowiązującej konwersacji. Kornel Makuszyński opisuje stosunek pewnego poety do zjawisk pogodowych: Do diabła mu słońce, które jest rozkoszą głupich. Zresztą do słońca jest tylko pięć porządnych rymów. Bohater tej opowieści niezawodnie musiał być zakopiańczykiem, bo tu jest do dziś mnóstwo kiepskich poetów i znakomitych mizantropów.
Największym entuzjastą zakopiańskiej pogody był prawdopodobnie Andrzej Strug, który w 1910 roku napisał Zakopanoptikon, czyli kronikę 49 deszczowych dni w Zakopanem. Pouczająca ta opowieść ukazuje prawdziwych zakopiańczyków (bywalców, mieszkańców i górali) w ich naturalnym środowisku: podeszczowym bagnie, zawodowej zawiści, głupocie dziennikarskiej, pazerności, pseudotaternickich sporach i pozornej walce o ochronę Tatr. Warto w deszczowy dzień sięgnąć po tę książkę i pomyśleć, jak wiele się przez te przeszło sto lat zmieniło. Niektóre sprawy o 360 stopni…
Co można robić w Zakopanem, czekając na nadejście lata? Oczywiście, czytać książki, oglądać wystawy, zwiedzać muzea... Jest tu, co prawda, co najmniej setka restauracji, które podają kwaśnicę i placek po góralsku, zbójnicku, juhasku, bacowsku, gazdowsku, podhalańsku i węgiersku, ale z uwagi na ostatnie trudności kadrowe w tutejszym szpitalu, warto dwa razy się przed takim ryzykiem zastanowić.