Tygodnik Podhalański, 9 stycznia 2014

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)

Maciej Pinkwart

Mędrcy ze Wschodu

 

 

Po Nowym Roku w Zakopanem było plus sześć stopni, a w kreteńskim Rethymnie plus osiem. Tu i tam dominującym językiem na ulicach był rosyjski, choć rejestracje samochodów miały znaki rosyjskie, ukraińskie, białoruskie, a nawet mołdawskie. Tym samym Zakopane powróciło do grona międzynarodowych kurortów, takich jak Szarm el-Szeik, Hurghada, Rodos, Pafos czy Nicea. Obserwacje te poprzedzają święto Trzech Króli, kiedy to na Wschodzie zaczyna się Boże Narodzenie, a na Zachodzie świętuje się przybycie Mędrców ze Wschodu. U nas świętujemy i to i to, i w ogóle wszystko co się da: w Polsce będzie w tym roku 119 dni wolnych od pracy. A gospodarka kwitnie, choć według opozycji ludziom podobno żyje się coraz gorzej, a tak źle było tylko za Stalina i Hitlera. Więc posłowie powracają do jakże słusznego projektu obowiązkowego świętowania wszystkich niedziel.

Sądzę, że projekt ten jest zupełnie słuszny i należy go wprowadzić - z tym, że uzupełniłbym go jeszcze dodatkowo o wolne w poniedziałki, bo ja mam wtedy najwięcej pracy. Wolna także powinna być sobota, bo przecież o take Polskie walczyła już Solidarność w 1980 roku. Wracając do różnych idei z tamtych lat, można by rozważyć reglamentację pewnych artykułów i sprzedawanie ich na kartki, tylko Sejm musiałby powołać specjalną komisję do ustalenia listy tych towarów. Zapewne mogłyby to być prezerwatywy (projekt PIS), zegarki (sugestia PO) oraz marihuana (postulat TR), a także kazania papieża Franciszka (prośba SP) i wszystkie produkty modyfikowane genetycznie (dezyderat PSL).

Kwestia GMO przypomniała mi się na marginesie aktualnych połajanek w sprawie tzw. ideologii gender, a obie w kontekście znanego zdania Witkacego: Iluż nieporozumień nie byłoby wcale, gdyby ludzie piszący zadawali sobie trud definiowania pojęć, którymi się posługują! O GMO najgłośniej wypowiadali się ludzie, którzy sądzili, że to ma coś wspólnego z MO, zaś o gender mówią ci, którzy w kwestii płci powinni raczej siedzieć cicho, gdyż jest ona dla nich wynalazkiem szatana, występującym w dekadenckim filmie Dżender z St. Tropez. Zastrzegam od razu, że choć jestem poniekąd wielbicielem płci, możliwie jak najbardziej pięknej, nie widzę w sobie żadnych jej cech, a nawet w zasadzie tego nie żałuję.

Gender – czyli płeć w znaczeniu społeczno-kulturowej tożsamości – jest przedmiotem studiów naukowych od mniej więcej 20 lat, a zajmuje się społeczną rolą obu płci w życiu ludzi i symbolami tejże roli. Doskonałym przykładem jest tu strój: we współczesnej Polsce mężczyzna w spódniczce i z umalowanymi oczyma byłby wyśmiewany i byłby przedmiotem ataków ze strony prawicy politycznej. W starożytnym Egipcie mężczyzna musiał się tak ubierać, bo to należało do kulturowego wizerunku mężczyzny z wyższych sfer.

Co do mnie – jestem przeciwnikiem równości płci do czasu, kiedy w muzeach, teatrach i operach zaczną być widywani mężczyźni w koszulkach na ramiączkach i z gołymi plecami, i do czasu, kiedy taki strój będzie uważany za wizytowy.