Tygodnik Podhalański, 5 grudnia 2013
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)
Maciej Pinkwart
Święto Dziękczynienia
W Ameryce krzyk zarzynanych indyków oznajmił, że Święto Dziękczynienia minęło i pora już wystartować w olimpiadzie przedświątecznych zakupów. Zapaliły się lampki na gigantycznej choince na Times Square w Nowym Yorku, a ze wszystkich stron słychać niby-kolędy, w których bynajmniej nie śpiewa się o Bożym narodzeniu, a jedynie o Bożym Narodzeniu. I wszyscy mają nadzieję, że nikt ani w domu, ani tym bardziej w Nowym Jorku nie będzie w Święta sam.
My prawie doganiamy Amerykę, a w niektórych sprawach nawet już ją przegoniliśmy. Wielka choinka świąteczna stoi przed Galerią Krakowską od kilkunastu dni, w podhalańskich marketach nawet swojska podsuszana i buraczki ćwikłowe toną w kolorowych łańcuchach, a bombki odbijają zatroskane twarze klientów, podejmujących kluczowe decyzje odnośnie do podstawowych wyborów, jakie nas czekają w tym roku: czy poziom naszego cholesterolu pozwoli nam na konsumpcję serka półtłustego, czy też znów trzeba ograniczać się do lekkiego lub zero-procentowego… Reklamy w mediach już obudziły zaspanych Mikołajów, a świąteczny film o Kevinie pokazał się w Polsacie po raz pierwszy w tym sezonie w połowie listopada.
Wiele już spraw przejęliśmy od Ameryki i pewno wiele jeszcze przejmiemy: ziemniaki, tytoń i dżinsy, balonową gumę do żucia, coca-colę, długopisy (choć wynalazł je węgierski dziennikarz, emigrant do Argentyny), Halloween, (choć to początkowo była tradycja celtyckich druidów), NATO, Donalda i i-pady. Właściciel dóbr jaworzyńskich, pruski książę Christian Hohenlohe przejął nawet stado bizonów, które chciał zaaklimatyzować w Tatrach, bo lubił sobie postrzelać do czegoś większego, ale jakoś klimat im nie posłużył. Ale Święta Dziękczynienia w życiu nie przejmiemy.
Za co bowiem mamy dziękować? W mediach, które uważają się za jedynie słuszne, czytamy, że wszystko wokół jest fatalnie, i będzie coraz gorzej, dopóki ktoś (wiadomo kto) czegoś (mniej więcej wiadomo czego) nie zrobi. I dopóki się nie zabezpieczy możliwości ICH powrotu do władzy, czyli zanim nie zwisną na latarniach, zgniją w więzieniach, wyjadą na Syberię (niepotrzebne skreślić) wszyscy ci, którzy myślą inaczej niż MY. A ponieważ ONI uważają mniej więcej podobnie – więc Święto Dziękczynienia nie ma szans i indyki mogą spać spokojnie, pod warunkiem omijania szerokim łukiem Konspolu, a w ogóle najlepiej całego Nowego Sącza. Inaczej dzień ten byłby kolejnym oszustwem i wielką ściemą, na którą naród się nie zgodzi, no, chyba żeby sfery rządzące (oczywiście nie teraz, ale po wygranych wyborach) zrobią ten dzień wolnym od pracy i handlu.
I zupełnie nie ma znaczenia, że Święto Dziękczynienia Amerykanie obchodzą na pamiątkę zabawy, jaką pierwsi koloniści ze statku „Myflower” urządzili jesienią 1621 r. w dowód wdzięczności dla Boga i dla pogańskich Indian z plemienia Wampanoagów, którzy pomogli im przetrwać pierwszy rok na obczyźnie. Nie zjedzono wtedy ani jednego indyka, tylko jelenie, kury i kaczki. A obchodzono je przez trzy tygodnie…