Tygodnik Podhalański, 10 października 2013
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)
Maciej Pinkwart
Rubikon i zakopiańskie Mojry
Fakt, że szefem polskiej edycji „Playboya” jest od pewnego czasu pan o nazwisku Księżyk, nie musi oznaczać rewolucji obyczajowej w środowiskach prawicowych, ale jej oczywiście nie wyklucza. To figura stylistyczna zwana insynuacją, w której stosowaniu mistrzowsko wyspecjalizowała się jedna z partii opozycyjnych. Wszelako z tego faktu nie należy pochopnie wyciągać wniosku, że szef tej partii porzuci koty na rzecz króliczków i politykę gabinetową na rzecz przyjemności w sypialni – na pewne sprawy po przejściu Rubikonu jest już za późno i nie da się porzucić własnej maski, gdy kości już zostały rzucone.
Z końcem września, gdy sezon letni już zdecydowanie odszedł do przeszłości, politycy zakopiańscy uzbroiwszy się w nożyczki rzucili się ochoczo do przecinania wstęgi podczas otwarcia Parku Miejskiego, który niewątpliwie stanie się jedną z największych przyjemności Zakopanego w okresie zimy. Zapewne jednak na pierwszym miejscu wśród zakopiańskich atrakcji nadal pozostanie bus do Białki… Przecinanie wstęgi, lub raczej nici kojarzy się niedobrze, raczej z Parkami niż parkami, dlatego też by ostre nożyczki nie były użyte jako sztylety - podczas ceremonii między starostą Andrzejem Gąsienicą-Makowskim i posłem Andrzejem Gutem-Mostowym a burmistrzem Januszem Majchrem stanął marszałek województwa Marek Sowa. Mnie jednak dźwięczy w tych odzywających się po uderzeniu w stół nożyczkach echo otwarcia pierwszego parku w tym miejscu, którego projektantem był znakomity krawiec, Jan Kowalski. Rangę sprawy podniósł jeszcze występ pani Hanki Wójciak, zbiegający się w czasie z niedawną emisją spektaklu słowno-muzycznego pt. Pamiętnik Pani Hanki. Potem już można było udać się z foremkami do piaskownicy… Mam nadzieję, że jest tam jakiś plac zabaw dla dzieci młodszych i starszych?
A skoro wszystko się ze wszystkim kojarzy, to warto powrócić do owego przekraczania Rubikonu, po którym już można tylko iść zdobywać Rzym. Zapewne Cezar był świadom, że bez wiernych pretorianów niczego by nie zdobył – może jedynie sławę niezłego playboya i kiepskiego historiografa. Ale nie przewidział tego, że walczący u jego boku i dla jego chwały legionista musi walczyć dalej – trzeba mu wynajdywać wciąż nowego wroga, bo inaczej wrogiem stanie się sam Cezar, o czym zaświadcza krótka kariera Marka Brutusa. Adam Hofman, pretorianin z pierwszej linii, nieco ostatnio wybiegł przed szereg, przy pomocy prawdziwie męskich cech zdobywając sympatię większą nawet niż jego… talent. I jakiś ośrodek badania opinii publicznej ujawnił wyniki badań, według których to właśnie Hofmana widzą Polacy na stanowisku następcy prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ta publikacja to prawdziwy „pocałunek Almanzora”. Brutus nie wejdzie do Rzymu z Cezarem: w najlepszym razie czeka go kariera europosła. Być może jednak zostanie tylko radnym w Mielcu lub zaprzyjaźni się z Jarosławem Gowinem.