Tygodnik Podhalański, 5 września 2013

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)

Maciej Pinkwart

Dobre chęci

 

 

Dobrymi chęciami, jak wiadomo, wybrukowane jest piekło. Choć twórcom przepisów o obowiązkowej segregacji śmieci przyświecały jak najszlachetniejsze intencje, to jednak skutki tych przepisów są fatalne. Przyjrzyjmy się temu przez pryzmat spraw osiedlowych, które jak zawsze są probierzem funkcjonowania naszej demokracji.

Jakiś czas temu na moim osiedlu pojawiła się informacja, że my, lokatorzy, będziemy mieli teraz obowiązek segregowania śmieci przed wyrzuceniem: osobno plastik, szkło, metal, i osobno tzw. śmieci mokre i użytkowe. Zrozumiałem, że w śmietniku znajdą się cztery, wyraźnie oznaczone rodzaje pojemników. Ogłoszenie zaopatrzone było w coś w rodzaju dość naiwnego szantażu: otóż zapowiadano tam, że wszyscy muszą segregować swoje śmieci, bo jeśli tylko choć jedna osoba z osiedla zlekceważy to polecenie, to całe osiedle poniesie karę finansową w postaci wyższych opłat za wywóz odpadków. W jaki sposób zrealizować to zadanie w warunkach domowych? Odpadki tradycyjne wrzucałem po staremu do worka w szafce pod zlewem, te do segregacji w osobne worki obok. Niewygodne, ale jedyne możliwe. I okazało się, że na owe „segregowane” śmieci jest jeden wspólny pojemnik. Zatem segregowałem po swojemu: do jednego worka śmieci gospodarskie, do drugiego plastik i szkło nieużytkowe, do trzeciego to, co kumple Ediego mogą sprzedać w składnicy.

I wtedy uświadomiłem sobie, że temat segregacji nie uwzględnia makulatury. Nie ma na nią osobnego pojemnika, nie ma miejsca, gdzie można by ją składować, nie wiem nawet, czy ją ktoś gdzieś skupuje, czy choćby zbiera. Ekologom to zdaje się ne vadi, bo papier w przeciwieństwie do plastiku rozkłada się dość szybko. A u mnie jest to podstawowy składnik śmieci… To, że nie oszczędzamy drzew jakoś nikomu nie przeszkadza, w końcu drzew wciąż jeszcze jest więcej niż ekologów…

W dodatku, teoretycznie, wyselekcjonowany w segregacji plastik powinniśmy składać do pojemnika w postaci czystej: umyty i wysuszony. Zatem eliminując zanieczyszczający środowisko plastik musimy zmarnować sporo litrów wody, której zaczyna nam brakować. W dodatku, jeśli ja nawet wymyję pusty kubeczek po jogurcie, to ¾ pozostałych użytkowników śmietnika tego nie zrobi, więc firma odbierająca odpady będzie musiała umyć wszystko jeszcze raz, marnując wodę ponownie. Choć oczywiście uważam za bzdurę apele, że powinniśmy oszczędzać wodę, bo inaczej w Somalii umrze z pragnienie kolejne tysiąc dzieci, to jednak bilans nie wychodzi na zero.

Teraz w blokowym śmietniku pojawiły się nowe pojemniki: na popiół i bioodpady. Rozumiem, że chodzi tu o coś, z czego powstanie kompost. W ogrzewanym centralnie bloku popiół chyba będzie tylko od palących, prawda? Trzeba więc zanieczyszczać powietrze, żeby nie zanieczyszczać gleby…

I tak leczymy złe przez niedobre. A przecież wystarczyłoby nie odkrywać Ameryki na nowo, tylko dowiedzieć się, jak to robią inni.