Tygodnik Podhalański, 8 sierpnia 2013
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)
Maciej Pinkwart
Tour wczasowy
Włączyłem telewizor, żeby zobaczyć transmisję z podhalańskiego etapu Tour de Pologne. To, kto wygra kolejny etap czy cały wyścig obchodziło mnie tak jak zeszłoroczny śnieg, nawet nie wiem, kto się ścigał i o co. Podobnie jak wiele milionów ludzi na całym świecie oglądających Tour de France kompletnie nie interesuje się ucieczkami, peletonami, finiszami i zwycięzcami (może tylko tymi paniami, które dopieszczają herosa, stojącego na podium), a jedynym powodem włączania w tym czasie telewizora jest chęć oglądania tego, co widać poza kolarzami – pięknych zakątków francuskiego krajobrazu. O to, by Tour przebiegał przez ich miejscowości (nie mówiąc już o zaszczycie bycia gospodarzem startu i mety poszczególnych etapów) walczą samorządy miejskie o wiele bardziej zaciekle i o wiele mniej fair niż kolarze na mecie. Tu dopiero widać prawdziwe ucieczki i podjazdy, doping i sponsoring, czy zgoła wsadzanie pompki w szprychy! Bo rzeczywista walka idzie o te chwile promocji, której doświadczają tourowe miasta i wsie. O to, by komentator wspomniał o dobrym hotelu, ciekawym zabytku czy smacznie karmiącej restauracji walczą poszczególne merostwa przez cały rok. Tour do Pologne rządzi się – powinien przynajmniej – tymi samymi zasadami i ma te same cele. I dlatego nie zgadzam się z tymi, którzy uważają, że wydawanie pieniędzy na podejmowanie pedałujących gości jest zbyteczne i lepiej je wydać na remont drogi. To zresztą klasyczna demagogia i przerabiałem ją już dziesiątki razy w swoim życiu, najczęściej w kontekście kulturowym: po co nam koncerty, jak trzeba załatać dziury na jezdni…
Oczywiście, oglądanie podhalańskiego etapu Tour de Pologne to także skutek świetnej promocji, zapewnionej wyścigowi przez zapowiedzi protestów i zatrzymania wyścigu przez ludność miejscową, walczącą o swoje prawa do nieposiadania dobrej drogi przez Biały Dunajec i Poronin oraz do posiadania dobrej drogi na Furmanową. Jest to w ogóle bardzo ciekawe jako objaw niedotlenienia i niedoboru jodu w atmosferze górskiej i nie ukrywam, że miałem nadzieją na skrzyżowanie ciupag i wideł z pompkami i bidonami. To by była dopiero świetna promocja naszego regionu, jego gościnności i mądrości! Niestety, znów skończyło się na słowach i myślę, że to była jakaś ustawka między dyrektorem Biura Promocji Zakopanego oraz dyrektorem Touru z jednej strony, a miłymi paniami z Białego Dunajca, Poronina i Gubałówki oraz panem z Furmanowej, mająca na celu przyciągnięcie kibiców. Tour bowiem przebiegł zupełnie wczasowo, a zakopiankę kilkakrotnie blokowali tylko przejeżdżający tędy kolarze, na co klęła przede wszystkim ludność miejscowa.
Naturalnie, z całego serca życzę
powodzenia wszystkim protestantom podhalańskim. Uważam, że spełnienie ich
postulatów byłoby świetną, choć nieco spóźnioną realizacją planów wymyślonego
przez Andrzeja Struga w Zakopanoptikonie
Towarzystwa Upierwotnienia Tatr, na czele którego stał niejaki pan Ceperowicz.
Krok dalej można pójść tylko realizując postulat Rafała Malczewskiego, wyrażony
w artykule Potworna tama, czyli jak bym
uszczęśliwił Zakopane.