Tygodnik Podhalański, 25 kwietnia 2013
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)
Maciej Pinkwart
Wolność wasza i nasza
W Nowym Targu będą publiczne punkty wolnego dostępu do Internetu. Hot spoty (uwielbiam angielskie idiomy, a po gorącym psie - hot dogu, gorący pryszcz - hot spot – należy do moich ulubionych) powstaną na Rynku, w Parku Miejskim i w Miasteczku Komunikacyjnym. Coś, co powinno być codziennym standardem, wywołuje u niektórych poczucie euforii: damy radę, dogonimy Europę i niektóre kraje Afryki! Dotychczas wolność internetowa polegała na tym, że Internet był okropnie wolny. Teraz radni miejscy podjęli decyzję, że każdy z nas będzie mógł poczuć się obywatelem świata, wciąż jeszcze położonego nieco obok Nowego Targu. Będzie to miły obrazek, kiedy zakochane pary trzymając się romantycznie za myszki na ławeczce pod dawnym Urzędem Stanu Cywilnego, będą sobie wybierać na allegro najtańsze obrączki, wyprzedawane przez rozwodników. Przy figurze świętego Jana Kantego emeryci drżącymi palcami będą smyrać po smartfonach, by sprawdzić, ile im zostało z ostatniej ZUS-owskiej jałmużny. Biznesmeni, wychodzący z Urzędu Skarbowego, przysiądą na chwilę do słonka w parku pod Mickiewiczem i uruchomią swoje laptopy, by nie stracić kontaktu mailowego z własnymi sekretarkami. Kibice hokejowi już idąc się na mecz będą mogli na Facebooku ustalić szczegóły najbliższej ustawki. Młode mamy będą puszczać dzieciom w wózeczkach ze specjalnymi ekranami kreskówki z YouTuba, a starsi tatusiowie przy miejskiej fontannie będą mogli spokojnie oglądać swoje ulubione filmy bez obawy, że niepełnoletnie dzieci wejdą niespodziewanie do pokoju. Młodzież szkolna po lekcjach czy zamiast lekcji będzie mogła przeklinać bezgłośnie na Gadu-Gadu i mieć stały kontakt z kolegami, siedzącymi na tej samej ławce. Najsympatyczniej będzie oczywiście w Miasteczku Komunikacyjnym (tutaj się mówi: na Miasteczku), któremu internetowy system komunikacji społecznej przywróci sens pierwotnej nazwy: już widzę oczyma duszy dzieci na zjeżdżalniach z tabletami w rączkach, rencistów po zawałach spacerujących wedle tras, wyznaczonych przez lekarzy na Google Maps, czy wreszcie gospodynie domowe, odstawiające na moment torby z zakupami, by na noszonych w torebkach netbookach sprawdzić najnowsze notowania giełdowe i zdjęcia starzejących się coraz bardziej koleżanek z Naszej Klasy.
Wśród tych sielankowych scen przechadzać się będą nowotarscy radni z telefonami, zaopatrzonymi w aplikacje mobilne, pozwalające im na zdalne głosowania nad naszymi sprawami bez przychodzenia na sesje radzieckie, wciąż jednak głowiącymi się nad tym, w jaki sposób jeszcze przychylić nam nieba i zrealizować jakże słuszne hasło każdemu według potrzeb. Zakres potrzeb każdego ustali oczywiście władza.
Dlaczego ironizuję? Bo uważam, że
darmowy dostęp do Internetu jest zjawiskiem cywilizacyjnym i wcześniej czy
później musi objąć cały świat, stając się czymś zwykłym. Jednak dobrze jest
pamiętać, że to tylko narzędzie, środek prowadzący do celu, którym musi pozostać
rozwój intelektualny i godziwy byt człowieka. Do ich realizacji nie wystarczą
nam gorące pryszcze.
Kultury i cywilizacji nie da się zbudować wirtualnie.