Tygodnik Podhalański, 18 kwietnia 2013

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)

Maciej Pinkwart

Humor na chorobowym

 

Dowcip ma się u nas ostatnio nie najlepiej. Dopóki wystąpienia polityków były tematem dla artystów kabaretowych, było w zasadzie w granicach normy, choć żarty z osób kalekich nie należą do dobrego tomu. Ale odkąd wystąpienia kabareciarzy stały się tematem dla polityków – humorem powinni się zająć lekarze. Od lat przyzwyczailiśmy się do tego, że na 1 kwietnia ludzie się nawzajem oszukują i to jest, ha, ha, zabawne. Ale jeśli ludzie się oszukują od 1 stycznia do 31 grudnia, to jak mamy poznać, kiedy jest Prima Aprilis? W tym roku akurat na Prima Aprilis był drugi dzień Świąt Wielkanocnych, co oczywiście było bardzo zabawne, zwłaszcza, że zapowiadano wiosenny wzrost temperatury, od minus 15 do minus 5. Rosnąć ma też produkt krajowy brutto, co zabawnie zapowiedział minister księgowości polskiej, mają też rosnąć szanse polskich piłkarzy na wyjazd na mundial w Brazylii, co zapowiedział prezes Boniek. Uważam zresztą, że piłkarze mają znacznie większe szanse na wyjazd do Brazylii niż przeciętni emeryci, bo zarobki piłkarzy są wystarczająco duże, by mogli kupić sobie bilet do Rio, podczas gdy emeryt może sobie co najwyżej kupić bilet do Paryża, pod warunkiem wszakże, że mieszka w Evry i jest emerytem francuskim.

Inną bolesną chorobą, na którą od pewnego czasu cierpi dotkliwie nasze poczucie humoru jest poprawność polityczna, która w imię tolerancji nie toleruje ani pewnych wyrazów, ani pewnych rodzajów dowcipu. Kiedyś w Anglii mówiono, że śmiać się można ze wszystkiego z wyjątkiem królowej. U nas było lepiej, bo z królowej brytyjskiej można było się śmiać. Oczywiście, słownictwo się zmienia, ale tacy konserwatyści jak ja nigdy nie nauczą się tego, że słowo Rom jest OK, a słowo Cygan jest Be. Nie uwierzę, że w encyklopediach muzyki pewna operetka Straussa będzie nosić tytuł „Baron romski”, nie dam sobie wmówić, że Carmen była Romką i że nazwa francuskich papierosów Gitanes wywodzi się od słowa Rom. Podobnie jak nie nauczę się mówić, że mieszkańcy Czarnej Afryki są mieszkańcami Mniej Białej Afryki, a już z zupełnym sentymentem będę wspominał pewną posłankę, która z oburzeniem protestowała przeciwko pokazywaniu w telewizji Teletubisia Tinky-Winky z czerwoną torebką. Do niedawna odrębnym gatunkiem humoru był tzw. szmonces, czyli dowcip żydowski, najlepiej zresztą prezentowany przez samych Żydów. Oczywiście, dotyczy to przede wszystkim okresu przedwojennego, ale choć i wtedy antysemityzm kwitł w najlepsze, to szmoncesy nie były traktowane jako wstęp do pogromów. W Polsce po 1968 r. stał się to problem drażliwy, a dziś żarty narodowościowe i religijne są zupełnie niedopuszczalne. Za żarty z proroków grozi ścięcie szablą. Nie wolno się też śmiać z biskupów, wikarych i kobiet na stanowiskach ministrów. A ze Szkotów jeszcze można się nabijać? Z Krakusów? Z sołtysa Wąchocka? Z gazdy na drzewie piłującego gałąź, na której siedzi i juhasa kochającego się z owieczką? Wiem, wiem, z juhasa nie można i nie zamierzam.

Boję się, że niedługo śmieszny będzie już tylko Antoni Macierewicz. Śmieszny, ale straszny.