Tygodnik Podhalański, 24 stycznia 2013

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)

Maciej Pinkwart

Lud na lodzie

 

 

 

Z głośników dobiega walc, okutane w puchówki pary szurają łyżwami po lodzie, a w powietrzu unosi się duch pojednania i charakterystycznej dla Miasta powagi i kultury. Lodowisko przed ratuszem zbliża Nowy Targ do Paryża, gdzie mer Betrand Delanoë taką właśnie rozrywkę zafundował ludowi i swoim ulubionym chłopakom. Mam nadzieję, że burmistrz Marek Fryźlewicz pójdzie dalej w tym kierunku i podobnie jak Betrand (jesteśmy na vous!) będzie chciał oglądać rozweselonych współobywateli także latem. W Paryżu przed merostwem w sezonie letnim rozsypują kupy piachu, sprzedają stragany coca-colom i sprite’om, wstawiają palmy w donicach i lud się opala. Jest też przenośny basen kąpielowy, umieszczony w nurcie Sekwany, czyli jakby woda w wodzie. U nas też do zastosowania: kupy są, piach też się znajdzie, jeśli opozycja przestanie go sypać w tryby władzy, baseny przenośne załatwi się z nadobną wicedyrekcją szpitala, o palmę nietrudno na posiedzeniach rady miejskiej.

W Paryżu koło merostwa w weekendy zamyka się spory odcinek autostrady i na jej poboczach robi się parking, a po asfalcie pomykają ochoczo całe zastępy pieszych i rowerzystów, bo mer popiera zdrowy tryb życia, sam też lubi ćwiczyć sporty cyklopedyczne, i uważa, że w zdrowym ciele zdrowy facet. U nas po przekształceniu parkingu w lodowisko, parkuje się teraz na jego obrzeżach, przez co jest lepiej, wygodniej, zdrowiej i taniej, bo większość ludzi chodzi piechotą. Autostradę też mamy nie tylko zamkniętą, ale nawet nie otwartą, przez co jest jeszcze lepiej, zdrowiej i taniej.

Wszystkie te paryskie udogodnienia są bezpłatne dla ludu, a u nas jest lepiej, bo lud wspiera miasto swoją kasą. Za to nasz burmistrz nie urzęduje w dumnym ratuszu, tylko zasiada skromnie na rogu Krzywej i placu Słowackiego, z widokiem na pomniki Orkana i Mickiewicza co mu niewątpliwie dodaje pegazowych skrzydeł, lecz pozbawia przyjemności obserwowania, jak pozostawiony przezeń na lodzie lud miejscowy i przyjezdny harcuje dziarsko na łyżwach, przysypywany śniegiem i urzędowymi rozporządzeniami. Warto dodać tylko jeszcze jedną różnicę: w miejscu, gdzie dziś pod merostwem w paryskim Hôtel de Ville pląsa lud, było miejsce rozruchów i siedziba jednej z rewolucyjnych gilotyn, a u nas tylko dworzec autobusowy i handel wyrobami owcopodobnymi, a niedaleko sąd zawsze sprawiedliwy, kościół i synagoga. O ileż sympatyczniejsze wspomnienia mają więc Nowotarżanie!

Mimo to namawiam gorąco władykę naszego, by zniżył swój majestat do rynkowego Ratusza i przynajmniej raz w tygodniu tam właśnie przyjmował strony, które oszołomione splendorem nowo wyremontowanego Rynku, będą mu przynosić nie pretensje, a jego wyrazy wdzięczności (nie mylić z przejawami wdzięczności). W weekendy zaś powinien tam wrócić Urząd Stanu Cywilnego, a przynajmniej jego sala ślubów, bo co jak co, ale ratuszowy ślub to ślub, a nie przejaw świeckiej tradycji na czerwonym dywanie, z wejściem od Krzywej. Zimą po ceremonii łatwiej o mrożony szampan i romantyczny walc nowożeńców na łyżwach, oczywiście Nad pięknym, modrym Dunajcem.