Tygodnik Podhalański, 22 marca 2012

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2012)

Maciej Pinkwart

O wiosennych uczuciach

 

Wiosna dookoła, pani Ania zaczęła przyjeżdżać do pracy skuterem, a na zakopiance pojawiły się kabriolety, w których młodzieńcy po 50-tce pędzą z rozwianymi tupecikami na spotkanie wiosennych okazji. Wielką bowiem sprawia nam przyjemność moment, gdy zatankowawszy bak do pełna (z miłą świadomością, że jutro paliwo będzie kosztować jeszcze więcej niż dzisiaj) wyruszamy w drogę wiedząc, że ostatni lód pod oponami będziemy mieli na opuszczanym właśnie swoim osiedlu, a wszechobecne psie kupy przestaną się pysznić na śniegowym błocie, tylko skryją się dyskretnie w rodzącej się wiośnianej trawce. Najlepiej, gdy podróżuje się samemu. Podróż w dobrej kompanii też może być przyjemnością, ale jest to frajda uwarunkowana tyloma zastrzeżeniami, że ryzyko może być za duże.

Wyruszyłem więc i ja w taką podróż w miniony weekend. Podróż jest ważniejsza niż jej cel, ale żyjemy w świecie racjonalnym, więc moja wycieczka poświęcona była nie tylko uciechom wiosennym, ale także miała na celu uczczenie imienin dawnego przyjaciela oraz opowiedzenie dzieciakom z Podkowy Leśnej o muzycznym i tatrzańskim życiu Mieczysława Karłowicza. W zeszłym roku mówiłem im o Karolu Szymanowskim, było to na początku lata, Podkowa była gorąca i jak Kanada pachniała żywicą.

Widomą oznaką budzącej się wiosny były w centralnej Polsce pierwsze stada motocyklistów na szosie i pierwsze, nieśmiałe jeszcze parady miłośniczek TIR-ów na leśnych parkingach. Innych kwiatów przy drodze nie dostrzegłem, ale może to z powodu dymu z wypalanych nagminnie traw. Na imieninach przyjaciela toczyła się ożywiona dyskusja na temat upadku Zakopanego, bo wszyscy moim znajomi podkowianie są wielkimi miłośnikami Tatr i uważnie śledzą wszystkie wypowiedzi kwatero- i oscypkodawców, narzekających na mniejszą niż kiedyś frekwencję gości. Jednocześnie uczestnicy dyskusji zgodnie narzekali, że Zakopane strasznie podupadło, bo na Krupówkach jest okropny tłok, a w powietrzu więcej zanieczyszczeń niż w Dąbrowie Górniczej, więc trzeba jeździć gdzie indziej, choćby do Kacwina. Pozorna sprzeczność tych dwóch narzekań nikomu nie przeszkadzała, bo Zakopane jako obiekt powszechnej miłości jest, a nawet musi być również obiektem powszechnej krytyki w myśl rzymskiej zasady odi et amo – kocham i nienawidzę.

Dramatyczne losy Karłowicza przyciągnęły w czasie Filharmonii Dziecięcej uwagę młodych podkowian, a ja zastanawiam się nad tym, dlaczego zapotrzebowanie na wiedzę o tatrzańskich kompozytorach, artystach czy literatach przejawia się wyłącznie z dala od Tatr, i to im dalej, tym jest ono większe. Czy zasada, że sympatia rośnie wraz ze wzrostem odległości od obiektu sympatii nie jest zresztą powszechna w świecie ludzkich uczuć? Tylko nienawiść jest tym głębsza, im bliższej nam osoby dotyczy.

Ale w dniach budzącej się wiosny trzeba mieć nadzieję, że nienawiść stopnieje jak brudny śnieg zakopiański, jej miejsce zajmą kolorowe krokusy miłości, a uczucia tego nie zniweczą żadne rewolucje – ani kuchenne, ani salonowe, ani nie daj Boże sypialniane.