Tygodnik Podhalański, 23 lutego 2012
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2012)
Maciej Pinkwart
Podróbki i podroby
Robiłem kluski z Dolnośląskiej Mąki Poznańskiej i pomyślałem sobie, że gdyby już działała ACTA - to poznańska podróbka mąki wrocławskiej, lub wrocławska – poznańskiej nie mogłaby pojawić się na rynku. Nie byłoby polopiryny – polskiej podróbki aspiryny, a dawniej nie nosilibyśmy teksasów, ani szarików, a na oryginalne lewisy czy wranglery nie byłoby nas stać. Samochód warszawa był podróbką radzieckiej pabiedy, pabieda – podróbką amerykańskiego dogde’a… Właściwie każdy samochód był podróbką – udoskonaloną i rozbudowaną – pierwszych konstrukcji panów Benza, Daimlera i Maybacha z końca lat 80-tych XIX w. Jak byłaby wtedy ACTA, bo byśmy dzisiaj wszyscy jeździli tylko mercedesami.
ACTA kojarzy się jednak głównie z karaniem za nielegalne kopiowanie oprogramowania komputerowego i darmowe ściąganie z sieci filmów, gier, muzyki i książek. Jako pisarz jestem całym sercem za tym, żeby moje publikacje funkcjonowały wyłącznie po solidnym zapłaceniu za nie, przy czym oczekiwałbym tego raczej od wydawnictw niż od czytelników. Ale zdecydowanie wolę, żeby mnie czytano nielegalnie niż legalnie nie czytano. Całkowicie oszukańczy jest podstawowy argument krytyków darmowego korzystania z dóbr kultury, którzy mówią: jakby ktoś schował pod płaszcz książkę i wyszedł ze sklepu, nie płacąc za nią – nazwałbyś go złodziejem. A jak kradnie z Internetu tę samą książkę, to chcesz żeby to było dozwolone? No, tego właśnie chcę – bo między tymi dwoma zdarzeniami nie ma znaku równości: gdy ktoś kradnie książkę, płytę czy obraz – to ją komuś zabiera, i ten ktoś już tego nie ma, sklep już tego nie sprzeda i na tym nie zarobi. A w sieci swoją własność przeważnie z radością udostępniają innym jej właściciele, nie ponosząc przy tym żadnej straty.
Mówi się, że przez piractwo ponoszą straty twórcy. Pozornie jest to prawda. Ale z drugiej strony – tak jakoś się dziwnie składa, że ciż piraci to największy odsetek nabywców książek i muzyki – o dziełach sztuki się nie wypowiadam, bo raczej w Internecie piratuje się dzieła klasyczne, wiszące w muzeach i tam dostępne do oglądania. Jak wycelujesz w odpowiedni dzień, to nawet za darmo… Oglądałem w Internecie, a nawet – legalnie, bo można – ściągałem sobie cały dostępny Luwr i Musée d’Orsay, a potem byłem tam kilkanaście razy, wiedząc czego szukać.
Paranoja ACTY polega na tym, że działając według jej ducha trzeba by zlikwidować wypożyczalnie płyt, biblioteki i darmowe wstępy w muzeach czy na koncertach. Trzeba by karać za to, że pożyczam sąsiadowi książkę tak samo jak za to, że mu udostępniam w sieci e-booka. Cóż, może się mylę, ale uważam, że rozwój świata powinien iść w odwrotnym kierunku – by jak największa liczba ludzi miała darmowy dostęp do dóbr kultury. Że twórcy na tym stracą? Nie stracą, bo będą mieli odbiorców, a o pełną miskę twórców powinno zadbać państwo z naszych podatków i żądni sławy mecenasi, nie wspominając o reklamodawcach. Alternatywą jest pusty brzuch, zbyt zdrowa wątroba i złamane serce artystów, omijanych przez kulturowych analfabetów.