Tygodnik Podhalański, 26 stycznia 2012

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2012)

Maciej Pinkwart

Praca nad urlopem

 

Formacją najbardziej troszczącą się o dobrą pracę rządu jest opozycja. Wydawałoby się, że im gorzej rząd pracuje, tym konkurencja ma więcej szans na przejęcie władzy. Tymczasem PIS co i raz upomina premiera, by nie wyjeżdżał na urlop, dziwi się, że ktoś postrzelił sobie policzek, a premier nie wystąpił na konferencji prasowej, że nie tłumaczył się publicznie przed sejmowymi komisjami z tego, że krakowscy eksperci uznali, iż w ś.p. Tupolewie wypowiadał się nie ten, który wypowiadał się wg warszawskich ekspertów, że nie opowiedział się wyraźnie za jednym czy drugim prokuratorem, oraz że nie zabronił lub nakazał czegoś aptekarzom, lekarzom, benzyniarzom i Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Prezes PIS tego nie rozumie, bo gdy on był premierem, bezustannie zawiadamiał naród o tym, co on, prezes, myśli o tym i owym, czyni to zresztą i teraz. Poza tym on jako premier nakazałby pułkownikowi, by na drugi raz strzelał celniej, albo zgoła do kogo innego oraz powołałby międzynarodową komisję śledczą pod wspólnym przewodnictwem Chucka Norrisa i McGyvera, którzy wykazaliby, jak gruby musi być patyk, by uszkodzić tak ważny samolot. Prezes mógłby nakazać, by Telewizja Trwam dostała to co tylko zechce, mógłby też nakazać, by nie obrażać Ojca Dyrektora przez nazywanie go Panem Dyrektorem (użycie słowa „pan” wobec księdza  byłoby zabronione w kodeksie karnym), a nawet spowodować zamianę śniegu na wodę, a wody na ropę naftową bez akcyzy. Tyle tylko, że obecna władza kieruje się w swym działaniu przepisami prawa i zdrowym rozsądkiem, a nie chęcią ogłuszenia elektoratu krzykiem i oślepienia jupiterami telewizji. To jakoś w głowie się opozycji nie mieści, i stąd paradoksalne pokrzykiwania na premiera z tego powodu, że wziął urlop w czasie, kiedy w Polsce się coś dzieje. Jednocześnie, naturalnie, zarzuca się rządowi, że w Polsce nic się nie dzieje.

W tzw. normalnym świecie (który przestał istnieć w momencie, gdy o jego losach zaczęli decydować nie ludzie, tylko agencje ratingowe) zawsze było tak, że dobry rząd po cichu robił swoje, tylko zły hałasem medialnym usiłował przykryć swoją nicość. U nas nie ma na to szans: w Polsce rządzą (i walczą z rządem) nie tęgie głowy ekspertów lub bonzów partyjnych, tylko gwiazdy stacji radiowych i telewizyjnych. By pogodzić te wszystkie tendencje, powinno się zarządzić wspólne ferie w Zakopanem dla wszystkich celebrytów. Dwa tygodnie pod Giewontem, plus dwa dni dojazdu zakopianką przywróciłyby sprawom właściwe proporcje. Codzienna obowiązkowa kwaśnica, przymusowy oscypek i konferencje prasowe z kapelą góralską zaspokoiłyby wszystkie apetyty tak władzy, jak i opozycji. Ponieważ pokazywałaby to na żywo każda telewizja, naród oglądałby w tym czasie nawet „Szpilki na Giewoncie”.

A wytykanie władzy tego, że pracuje mniej niż powinna, prowadzi prostą drogą do kolejnych przegranych przez PIS wyborów: który Polak poprze partię, żądającą rezygnacji z urlopów? Zwłaszcza, gdy partia ta jest od 5 lat na permanentnym urlopie, w dodatku płatnym przez nas wszystkich z podatków…