Tygodnik Podhalański, 19 stycznia 2012
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2012)
Maciej Pinkwart
Zimowa teoria względności
Ci, którzy wyjeżdżali z
Zielonej Góry na Podhale, cieszyli się, gdy za Lubniem wjeżdżali w białą strefę.
Ci, którzy wyjeżdżali z białego Podhala na wycieczkę na Zachód, cieszyli się,
gdy za Lubniem wjeżdżali w zieloną strefę. Ci, którzy przyjechawszy z zielonej
Zielonej Góry przyjeżdżali na narty do białej Białki, cieszyli się szalenie, że
na trasie zjazdowej jest więcej śniegu niż na parkingu. Ci, którzy usiłowali
wjechać na osiedlowy parking w Nowym Targu, klęli jak szewc na ten głupi śnieg,
którego nikt nie wywiózł, bo jak co roku służby sprzątające dobrze wiedzą, że
wystarczy odpowiednio długo poczekać, a natura sama za darmo sprzątnie to, co
nabałaganiła. Gdy wjeżdżasz na krzesełkach na stok, cieszysz się, że patrzysz z
góry na świat, że wokół jest biało, minus 6 i trochę wieje, bo to gwarantuje
wspaniałą zabawę na śniegu. I ze współczuciem myślisz o biednych niskopiennych
sąsiadach, którzy leczą katar w Warszawie przy plus 6 stopniach. Gdy jednak
awaria zatrzyma cię na wyciągu w połowie drogi sześć metrów nad ziemią na pół
godziny, każdy podmuch wiatru będzie przenikał cię do szpiku kości, oczy będą
łzawiły od wpatrywania się w biel stoku, a twoje minus 6 wyda ci się biegunem
zimna.
Gdy słyszysz w telewizji
radosne pienia pogodynek, entuzjazmujących się tym, że w nadchodzący weekend
wszędzie będzie sypał śnieg, to albo podzielasz tę radość, jeśli masz
zaplanowane na ten czas narty, albo klniesz, że znów będziesz musiał zdrapywać z
szyb to białe świństwo, testować akumulator i sprawdzać działalność drogowców.
Gdy radiowa reporterka będzie informować słuchaczy o tym, jak bardzo górale
cieszą z nadejścia kolejnej zimy stulecia (minus 5 i 20 cm śniegu…), to
pamiętaj, że radość ta obejmie głównie właściciela pensjonatu, do którego zjadą
spragnieni zimowych rozrywek goście, ale już w mniejszym stopniu dotyczyć będzie
kucharki Kasi z Ratułowa, której PKS znów nie dojedzie na czas i szef postraszy
ją zwolnieniem z pracy. Kiedy twoje dziecko będzie radośnie hulać na „jabłuszku”
na oblodzonych muldach Lipek, zima będzie dla ciebie jak główna wygrana na
loterii fantowej. Kiedy jednak, co nie daj Boże, „jabłuszko” pojedzie nie tam
gdzie trzeba i wobec uszkodzonej nogi dziecka konieczna będzie interwencja
ortopedy – pamiętaj, że pokonanie trasy z Lipek do szpitala na Kamieńcu może ci
zająć ponad godzinę, bo będzie ślisko, tłoczno i wąsko, z powodu
nieuprzątniętych hałd śniegu i parkujących na poboczach samochodów.
Ponieważ jednak, mimo
ocieplenia klimatu, zima w naszym regionie zdarza się co roku i jeśli nawet
przychodzi coraz później, to zazwyczaj trzyma coraz dłużej, a w dodatku w środku
sezonu dość gwałtownie nadrabia wcześniejsze zaległości – nie pozostaje nam nic
innego, jak cieszyć się nią wraz z innymi. Albo niech ci inni martwią się nią
wraz z nami. Jednak ta teoria empatii w Polsce sprawdza się słabo; częściej o
naszym poglądzie na zimę decyduje to, czy jeszcze siedzimy na saneczkach, czy
już obok, na śniegu.