Tygodnik Podhalański, 13 października 2011

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2011)

Maciej Pinkwart

No i pozamiatane

 

Wybraliśmy i wszyscy są niezadowoleni. Najmniej powodów do niezadowolenia mają ci, co na wybory nie poszli, ale satysfakcja to dość mizerna: co prawda, moi kandydaci nie wygrali, ale żaden z moich faworytów nie przegrał. Wyświechtany zwrot, że w dzień po wyborach obudziliśmy się w nowej Polsce jakoś nie przebijał się w tym roku wyraźniej przez media, być może z powodu przeświadczenia, że niektórzy obudzili się z ręką w nocniku. W tym roku wyraźniej niż kiedykolwiek zaznaczała się prawda, określona przez francuskiego myśliciela Jana Pawła Sartre’a o tym, że człowiek zawsze skazany jest na wybór między złem a złem. I nie ma tu mowy o wybieraniu mniejszego zła, bo zło jest zawsze po prostu złem i można je ukazywać tylko jako alternatywę do dobra, a w tym przypadku taka alternatywa nie istniała. Cóż, sam papież egzystencjalizmu, J.P. Sartre, też nie był cudny w swojej filozofii, a jego dobrą stroną była w zasadzie tylko muza egzystencjalistów, Juliette Greco. Ewentualnie kochanka filozofa - papieżyca feministek, Simone de Beauvoir.

Obudziliśmy się w nowej Polsce? Ale po staremu przepychamy się w korku przez Poronin, odbywamy referenda w sprawie finansowania drużyny hokejowej, a jesienny wiatr przerzuca przez ulice opadłe liście i pozrywane plakaty drobnicy wyborczej z dolnych miejsc list. Czemu ta parszywa polityka nie chce pozostać gdzieś tam, wokół Wiejskiej, tylko schodzi nas, do wsi i miasteczek? Lata temu, gdy wszystko to, co mamy teraz, wydawało się zarazem nieosiągalne i pożądane, za największą uciążliwość uważaliśmy partyjniactwo, upolitycznienie wszystkiego: stonki, sznurka do snopowiązałek, dostaw żywca i sprzedaży świń, które w tamtych czasach wydawały się mieć tylko uszy, ryje i racice, bo reszta szła na wsparcie sąsiada na wschód, albo na podreperowanie budżetu na zachód. Marzyło się nam to, żeby sprawy lokalne rządzone były przez autorytety lokalne, o których gospodarności, rzetelności, kulturze osobistej i rozumie będziemy wiedzieć wszystko, a o światopoglądzie nic. Przejechała po nas lokomotywa dziejów i znów się okazało, że cała para idzie w gwizdek. I znów przy rządach nie liczy się to, czy ktoś jest rozumny, uczciwy i kulturalny, tylko czy popiera tego prezesa, tamtego przewodniczącego, czy ma taką czy inną legitymację, rekomendację lub choć, z przeproszeniem, członka wprowadzającego. Wokół zmieniło się wszystko i świat, w którym żyjemy nie jest wcale podobny do świata, w którym się wielu z nas wychowywało. I pewno dlatego tak wiele osób za tym obracaniem się Ziemi nie nadąża i rozpaczliwie czepia się dawnego – dawnych frazesów, marsowych min, pohukiwań, straszenia rewizjonizmem niemieckim czy zmową międzynarodowego imperializmu.

Obudziliśmy się przeto w starej Polsce. Będziemy się kłócić tak jak się kłóciliśmy: o pieniądze, o sławę, o miskę, o samolot, o pomnik, o most w Dunajcu, o drogę w Poroninie, o grzędę w kurniku, o pióra w pawim ogonie, o złoty róg. I znów wicher czapkę niesie, róg huka po lesie, sznur zawsze zaś jest w zasięgu ręki.