Tygodnik Podhalański, 9 czerwca 2011
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2011)
Maciej Pinkwart
Sezon ogórkowy
Na Kasprusiach podszedł do mnie
nieznajomy mężczyzna i bez żadnych wstępów zapytał:
- Podoba się panu ta dziura
przed „Atmą”?
Rzuciłem okiem na nieodległe
miejsce mojej pracy, ale żadnej czarnej dziury nie dostrzegłem. Ale zaraz
przypomniałem sobie fizyczny ból, jakiego codziennie doznaję, czując jak
maltretowane są resory mojego samochodu podczas jazdy po kasprusiowym asfalcie,
no i zgodnie z prawdą, krótko i po męsku powiedziałem:
- Nie, nie podoba mi się.
Chciałem jeszcze dodać, że nie
podobają mi się też pozostałe dziury na Kasprusiach oraz na wszystkich innych
ulicach Zakopanego, Nowego Targu i całej Polski, Ukrainy i Mołdawii, ale pan
tego już nie był ciekaw, zmierzając do pointy:
- No, rzeczywiście, to macie
wspaniałą reklamę! A tak popieracie Majchra!
Odszedł pospiesznie, nie dając
mi szansy na replikę, której zresztą i tak bym pewno nie wymyślił, zachodząc w
głowę, czy jest naszą winą, że przed Atmą powstała dziura w asfalcie (fakt,
niszczę ten asfalt dwa razy dziennie), oraz to, że burmistrz, którego popieramy,
dziury nie załatał.
Bo rzeczywiście burmistrza
popieramy i na każdy koncert wysyłamy mu zaproszenia, a nieznajomemu panu nie
wysyłamy, przez co go nie popieramy. To, że obaj na koncerty nie chodzą, jest
kwestią z innej sztuki.
Popatrzyłem na Giewont, czy nie
gromadzą się nad nim chmury, charakterystyczne dla halnego wiatru, ale zbierało
się na deszcz, więc kwestie klimatyczne były jakby w normie. I wtedy
uświadomiłem sobie, że idzie lato, a wraz z nim sezon ogórkowy, w którym na
gwałt poszukuje się jakichś sensacji, które mogą zająć ospałe od słońca szare
komórki użytkowników mediów. Potwór z Loch Ness, UFO i odkrycia skarbów Inków
wyszły jakoś z mody, bo teraz na topie jest szaleństwo, którym straszą nas
gazety i politycy. Nie, nie mam na myśli jakiegoś konkretnego polityka i jakiejś
konkretnej gazety… Jakiś czas temu straszono nas wściekłymi krowami. Potem była
grypa, na którą chorowały wściekłe ptaki, a po nich – wściekłe świnie. W trawach
Opolszczyzny i Małopolski szalały wściekłe pumy, niedawno baliśmy się szalonych
szympansów, a teraz zaatakowały nas wściekłe ogórki, co godzi już w same
podstawy naszej egzystencji, ale do sezonu ogórkowego to pasuje lepiej niż
krowy, ptaki, świnie i szympansy. Wieszcz Gałczyński nauczył nas, że ogórek nie
śpiewa, bo prawdopodobnie nie może, ale jakże my będziemy śpiewać bez ogórka?
Doprawdy, trudno sobie wyobrazić życie bez małosolnych lub kiszonych przysmaków
i gorsze mogłyby być tylko szalone kartofle (wiem, że były…) i wściekła kapusta.
Skutkiem pandemicznej paniki europejskiej ogórki znacznie potaniały. A dlaczego
nie ma wściekłych truskawek? Zwłaszcza ze śmietanką z cukrem?
Jednak w tym szaleństwie musi
być metoda. Dziura w asfalcie przed „Atmą” została wczoraj nieoczekiwanie
załatana, a nie popieraliśmy ostatnio burmistrza bardziej niż zwykle. Uważam, że
jest to sensacja, większa niż wściekły ogórek.