Tygodnik Podhalański, 12 maja 2011

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2011)

Maciej Pinkwart

Ustawa o ochronie danych

 

 

Na klatce zainstalowali domofon. Najpierw pojawił się mechanizm w drzwiach, potem dali mi klucz, a na koniec, jak już kolejna osoba wyjechała na mnie z obelgami, że zapraszam i nie przychodzę – zorientowałem się że w tym domofonie brakuje mi jeszcze domofonu. Był przycisk, ale nie było na czym dzwonić. Nareszcie mam już komplet – i drzwi, i klucz, i domofon, więc obejrzałem sobie to od czego się wszystko zaczęło, to znaczy tabliczkę przy drzwiach. I tam zamiast nazwisk zobaczyłem numery.

Dawniej miałem jakąś abominację do oznaczania ludzi numerami, zostało mi po rodzinie, która kiedyś przebywała na obozie kondycyjnym, gdzie zaczynali od wytatuowania na ręce numeru. Zwyczaj ten kontynuowała szkoła, w której wywoływano dzieci nie po nazwisku, tylko po numerze z dziennika. Kiedy upowszechniły się telefony komórkowe, zwyczajem stało się proszenie nowo poznanej osoby o numer, a nie o dane osobowe. Potem trzeba było się uczyć na pamięć numeru dowodu osobistego, peselu, nipu i mnóstwa pinów. I numeru gadu-gadu.

W moim bloku są niewielkie mieszkania, na klatce jest ich 15, po trzy na każdym poziomie. Jest to jakieś 40 osób, z grubsza. Nie znam żadnej. To znaczy – znam, kłaniam się na wszelki wypadek nawet małym dzieciom, żeby nikt nie powiedział, że nie szanuję sąsiadów. Ale pojęcia nie mam, jak się kto nazywa. Listy lokatorów nie ma już od lat, no bo jeszcze by się ktoś dowiedział, gdzie kto mieszka. Nazwisk lokatorów nie ma też przy domofonie.

Nieraz wyobrażam sobie dramatyczną sytuację, że wyskakuję na chwilkę po coś zapomnianego do auta i drzwi się zatrzaskują. A klucz od domofonu został w mieszkaniu, którego nie zamknąłem, bo przecież mam domofon.

Jasne, wystarczy zadzwonić do któregoś z sąsiadów. Domofonem, bo telefonu też do nikogo nie mam.

- 32? Proszę mi otworzyć, bo zapomniałem klucza…

W książkach telefonicznych nie podają teraz adresów, żeby przypadkiem ktoś się nie zorientował, gdzie kto mieszka. Na razie są tam numery, nazwiska i ulice. Już niebawem znikną ulice, być może i nazwiska... Poznajemy się najdokładniej po samochodach: pani od forda, pan od opla, pani od peugeota. Możemy sobie zostawiać karteczki w drzwiach, z informacją o tym, kiedy będzie kolęda lub o tym, że nie będzie wody. Ale jak się komu włączy alarm w aucie – możemy mu tylko zostawić kartkę za wycieraczką…

Starszych łatwo rozpoznać – mają swoje stałe godziny pojawiania się na klatce, charakterystyczne stroje, dość stałe w poszczególnych sezonach. Młodzi starają się wyróżniać poprzez upodabnianie się do innych wyróżniających się. Wszystkie dziewczęta noszą takie same kurtki w pikasy, wszyscy chłopcy bluzy i kaptury. Chronią uszy, bo słuchają wykwintnej muzyki. Czasem ją słyszę przez ściany jak nadbiega z sąsiedniego bloku. Włączam wtedy Koncerty Brandenburskie Bacha i martwię się, czy nie przeszkadzam 31 albo 32. Ale nie, nikt nie stuka miotłą w sufit. Czasem się zastanawiam, czy 41 nie słysząc długo Bacha zapyta 39, czy ten facet od lancii już wyjechał na stałe?