Tygodnik Podhalański, 17 marca 2011
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2011)
Maciej Pinkwart
Najpiękniejszy chomik dekady
Prasa przynosi mnóstwo
informacji na temat plebiscytów, których efektem jest ogłaszanie popularnych
osób – osobami jeszcze popularniejszymi, albo kreowanie nowych idoli, których
działalność jest znana tylko lokalnie, ale którzy mają wielu szczodrych
przyjaciół. Najbardziej lubię plebiscyt na miss czegoś tam. Dawniej przed
jurorami paradowały kandydatki w rozmaitych strojach albo niemal bez nich,
decydowały wąskie grona osób o indywidualnych gustach, dochodziło do podejrzeń o
próby przekupstwa przy pomocy wdzięków, w efekcie każdy werdykt był zły. Dziś
jurorów wspierają plebiscyty, w czasie których głosuje się SMS-ami. Tu już nie
ma mowy o nieobiektywności, decyduje statystyka i kasa. Im kto napędzi więcej
kasy organizatorom, tym wyżej jest w hierarchii społecznej. Znamy to: z bogatymi
zawiązuje się spółki, uwalnia od winy i kary lub wybiera na senatorów, biedni
słyszą „Spieprzaj, dziadu”…
Ciekawie jest, gdy przedmiotem oceny są inne od urody walory. Najpierw zgłaszane
są osoby kandydujące, zresztą zupełnie bez jakichkolwiek obiektywnych kryteriów:
na człowieka roku może kandydować bohater, który uratował tonące dziecko,
pielęgniarka, która nie pomyliła kroplówki, pani Gosia, która pracując na kasie
numer dwa nigdy nie mówi: ale nie mam
grosika reszty, dobrze? lub nauczycielka, która jest sprawiedliwa i stawia
same piątki. Głosuje się kuponami, wyciętymi z kupionej uprzednio gazety, oraz
przy pomocy SMS-ów. Ludźmi roku zostają więc te osoby, które dostarczą
organizatorom najwięcej pieniędzy, czyli te, które kupią tytuł za pieniądze
znajomych, albo własne. By nie było to wszystko zbyt przypadkowe, takich
sprzedawanych tytułów jest tylko część – pozostałe wyznacza kapituła plebiscytu
spośród osób rzeczywiście znanych i zasłużonych. Ci pierwsi laureaci są po
prostu efektem komercyjnej inwestycji. Pan Józek, naprawiający mi pralkę, gdy o
nim napiszą, że jest Człowiekiem Roku, będzie miał więcej klientów, niż pani
Marysia w bufecie, która ma mniej znajomych na Facebooku. Efekty takiej
działalności są tematem żartów w równym stopniu co przedmiotem adoracji. Znamy
to również z plebiscytów Eurowizji, festiwali piosenki czy rankingów
popularności.
W tej sytuacji przedmiotem
plebiscytu może być wszystko, a jego efekty nie przekładają się ani na
rzeczywiste zasługi, ani nawet na popularność pani Gosi z kasy, która może mieć
tylko jednego zamożnego klienta, chcącego w nią zainwestować. Poza tym
ograniczanie plebiscytu na Człowieka Roku tylko do ludzi uważam za
niesprawiedliwe. Bo chciałbym zgłosić do konkursu swojego chomika, a wszyscy
znajomi z „Naszej Klasy” już zobowiązali się wysłać SMS-y z bezpłatnej bramki.
Nagrodą będzie tytuł doktora dowolnej uczelni na świecie, który też można bez
kłopotów i niedrogo kupić w Internecie.