Tygodnik Podhalański, 10 marca 2011

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2011)

Maciej Pinkwart

Wolna elekcja

 

Oznaki zbliżającej się wiosny i rozkwitającego w pełnej krasie marca pod Tatrami już są wyraźne: na zakopiance leży coraz więcej rozjechanych kotów, nad górami chmury zapowiadają przyjście halnego wiatru, a w mediach pojawiają się żądania odwołania zakopiańskiego burmistrza, tudzież zapowiedzi, kogo to zabawnego nasz region desygnuje do reprezentowania nas w parlamencie. Jak w Witowie zakwitną krokusy i zwiędnie fotoradar, będzie już całkiem miło.

Burmistrza w Zakopanem jedni chcą odwołać za mało skuteczną walkę z niechlujami handlowymi, którzy opaskudzają Krupówki, drudzy w imieniu ludu pracującego miast i wsi domagają się jego głowy za to, że chce walczyć z handlarzami, zaś jeszcze inni chcą przesunięcia go na zaplecze ze względu na to, że nie bijał syna odpowiednimi rózgami, wskutek czego ów nie umie się należycie pobudować przy tychże Krupówkach. I to wszystko jest jasne, klarowne i zrozumiałe, co więcej – nie ma prawa zmienić się dotąd, dopóki stanowiska we władzach samorządowych będą wybieralne i będą mieć charakter polityczny, a dziennikarze będą żyć z relacjonowania skutków napuszczania jednych na drugich. Sposobu na to w obecnych warunkach prawnych nie ma, więc trzeba zmienić te warunki. Bo jak na razie wokół tego tematu ścierają się hufce tylko pozornie przeciwstawne: jedni uważają, że władza pochodzi od Boga, więc trzeba zamknąć gębę i władzy czapkować, drudzy, że władza pochodzi od ludu, którym łatwo daje się sterować przy pomocy kiełbasy, kija i marchewki na wierzbie. Alternatywa jest pozorna – wszak wiadomo, że vox populi vox Dei, zwłaszcza że głos ludu najlepiej słychać z ambonnych wyżyn.

A w 1935 r. Zakopane dorobiło się burmistrza, pochodzącego z konkursu, ogłoszonego przez Radę Miejską. Kandydaci zgłaszali oferty z życiorysami i planami pracy, wybrano spośród nich najlepszą i burmistrzem został śląski urzędnik, Eugeniusz Zaczyński. Podpisano z nim kontrakt menadżerski, z którego burmistrz wywiązywał się należycie, a kłótnie ludu czy połajanki medialne nie wpływały na stan jego psychiki, bo miał to gdzieś. Wolna elekcja w polskim, a szczególnie współczesnym wydaniu przekształca się pomału w parodię marketingu politycznego, w którym największą rolę odgrywa sposób reklamy, a nie jakość produktu…

Aliści historia jest nauczycielką życia i może się od niej czegoś nauczymy? Dawniej dzieci wychodzące do szkoły słuchały radia, a w nim rozważań o historii, o demokracji, powstaniach narodowych i o przyszłości kraju. Dziś przy śniadaniu radio nie mówi o wolnej elekcji, tylko o szybkiej erekcji, jako że reklamy cudownych preparatów gwarantujących szybkie powstanie, bynajmniej nie listopadowe, wyparły ulubione wcześniej śniadaniowe oferty podpasek ze skrzydełkami. Piwo zaś można w telewizji reklamować po 20, a niebawem jeszcze później, kiedy wszyscy piwosze będą już pod stołem. I bardzo słusznie, bo jeśli nie poskutkuje reklama poranna, to z efektów wieczornej nie będzie komu korzystać.