Tygodnik Podhalański, 24 lutego 2011

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2011)

Maciej Pinkwart

Oto jest głowa bandyty!

 

Po napadzie na bank w centrum Zakopanego, kiedy to kamery monitoringu zarejestrowały przebieg całego wydarzenia, gazety opublikowały zdjęcie niezbyt zdaje się lotnego amatora cudzych oszczędności pod tytułami: Ten bandyta obrabował bank! Niby oczywiste: widać faceta przed okienkiem, kasjerki przysięgają, że to on i pewno lada godzina dzielna policja przyskrzyni gościa, a prokurator zacznie pisać akt oskarżenia, sprawa trafi do sądu, sędzia wyda nieprawomocny wyrok, adwokat się odwoła, sąd wyższej instancji apelację odrzuci i bandyta pójdzie do więzienia.

Zauważyli Państwo, w którym miejscu tego wywodu użyłem po raz pierwszy od siebie słowa „bandyta”? Opisując sytuację, w której zapada prawomocny wyrok. Bowiem do tego momentu, w świetle prawa nikt nie ma prawa nazywać publicznie kogokolwiek przestępcą, choćby zbrodnia dokonała się na naszych oczach. Domniemanie niewinności oskarżonego obowiązuje wszystkich, także dziennikarzy. A może przede wszystkim dziennikarzy, bo to oni specjalizują się w ferowaniu wyroków na długo przed sądem, a prasowa infamia jest o wiele bardziej dotkliwa niż wyrok, ogłaszany w niewielkiej salce sądowej. Co więcej – taki pochopnie przez kogokolwiek osądzony i nazwany bandytą człowiek ma prawo zaskarżyć dziennikarza o zniesławienie i żądać odszkodowania. W USA znany jest przypadek, kiedy to redakcja pisma, które na tydzień przed prawomocnym wyrokiem nazwało mordercą siedzącego w więzieniu mężczyznę, musiała zapłacić mu gigantyczne odszkodowanie. Facet potem zdaje się trafił na krzesło elektryczne, ale rodzina miała z czego żyć przez długie lata. Spokojnie, panie redaktorki i panowie redaktorzy, w Polsce nikt przedwcześnie osądzonemu oskarżonemu żadnego odszkodowania nie przyzna, bo u nas wciąż obowiązuje poczucie sprawiedliwości ludowej, w którym najbardziej na miejscu wydaje się lincz, a sąd jest uciążliwym, bo mało skutecznym, dodatkiem do problemu zbrodni i kary. Zresztą argumentacje z dziedziny tzw. sprawiedliwości społecznej trafiają nawet do oficjalnych wyroków sadowych i nawet mają jakieś uzasadnienie, choć oczywiście ich woluntarystyczny wydźwięk zawsze ma dość dwuznaczny w sensie prawnym charakter.

Prawo to jest taki dziwny fenomen społeczny, który może funkcjonować pod jednym warunkiem: że wszyscy się na nie zgadzamy. Choć ma rację Janusz Korwin-Mikke, że nakaz jeżdżenia w pasach bezpieczeństwa godzi w moje prawa obywatelskie, w tym w prawo do dysponowania swoim życiem i zdrowiem  – to wiem, że powinienem pasy zapinać, bo takie prawo kiedyś uchwalił sejm. Cokolwiek bym myślał o osobach, które w nim zasiadają – reprezentują oni najwyższą władzę ustawodawczą kraju, którego jestem obywatelem.

Jako miłośnik i poniekąd przedstawiciel antyku powinienem użyć w tym miejscu rzymskiego powiedzenia: dura lex sed lex, ale nie wiem, czy ktoś z gorszym wzrokiem nie uzna tego za propagowanie produktów firmy Durex.