Tygodnik Podhalański, 25 listopada2010

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2010)

Maciej Pinkwart

Jeszcze tylko pięć miesięcy

 

Wraz z pierwszymi poślizgami na zaśnieżonej zakopiance powracają wspomnienia wakacji w ciepłych krajach i przypomina się cytat z listu Karola Szymanowskiego do Juliusza Zborowskiego: Czy my nie jesteśmy wariaci, że tu siedzimy? Oczywiście, zawsze może być gorzej: temperatury na Podhalu dopiero schodzą poniżej zera, a Justyna Kowalczyk w szwedzkim Gallivare ma minus 30 i mieszka w domku letniskowym, więc nic dziwnego, że dla rozgrzewki biega po 50 kilometrów dziennie. W zasadzie więc nie powinniśmy utyskiwać, bo już dawno klasyk kina nauczył nas, że jak jest zima to musi być zimno

Dopiero stoimy w blokach startowych do tego żniwnego sezonu zimowego, a już słyszymy narzekania: że Słowacy mają więcej wyciągów, a u nas nawet nie ma tras freestylowych wokół Kasprowego, że burmistrz nie załatwił z państwem Byrcynami zgody na jeżdżenie po Gubałówce, że Rosjanie przestają jeździć do Zakopanego na narty, kuligi i wódkę, tylko jeżdżą do Egiptu na opalanie, nurkowanie i wódkę, że turystów będzie za mało i wydadzą mniej pieniędzy…

Ale słyszymy też, że turystów będzie za dużo, jak na możliwości Zakopanego, że z Krakowa będzie się jechać przez pięć godzin, że w Zakopanem jest za mało parkingów, a w Nowym Targu wciąż największą atrakcją jest handelek w błocie, a miejscowe biura turystyczne prędzej zorganizują nam wycieczkę rowerową na Madagaskar, niż poinformują, jak dojechać do Drogi Królewskiej w Leśnicy. Ba, prędzej znajdziemy Drogę Królewską w Leśnicy niż w Nowym Targu punkt informacji turystycznej…

W moim rankingu zimowych atrakcji pierwsze miejsce zajmuje ekstremalne wieczorne parkowanie na nieodśnieżanym osiedlu i poranne wyjeżdżanie z niego, a zaraz za nim jazda zakopianką za wózkiem złomiarza, podążającego środkiem z powodu nieodśnieżenia pobocza, spacer po lodowych muldach chodników Nowego Targu i Zakopanego oraz podziwianie zimowych dekoracji na ulicach stolicy Podhala. Przygotowania świąteczne w sklepach na zakupach i na poczcie, przy wysyłaniu kartek, mają też poczesne miejsce w moim sercu, że nie wspomnę o nadawanej przez wszystkie stacje radiowe pastorałce, w której za rogiem czekają Anioł z Bogiem, a która wywołuje u mnie reakcje, jakich nie powstydziłby się nie tylko pasterz, ale nawet szewc w poniedziałek.

Oczywiście, radio można wyłączyć, albo słuchać tylko Al-Jazeery, kartek nie wysyłać, prezentów nie dawać i nie otrzymywać, dekoracji nie oglądać, a samochód pozostawić pod śniegiem aż do kwietnia. Jednakże nie da się uniknąć refleksji o tym, że czekając, aż minie zima, przehalsujemy przez Święta i Sylwestra w okres Nowego Roku i nasz pesel stanie się jeszcze bardziej archaiczny, zaś gdy wreszcie za pięć miesięcy stopnieje to białe cholerstwo, które psuje nam życie od listopada do kwietnia, zaczną się znów powodzie, osuwiska i wybory, czyli klęski elementarne uzupełniające naszą polską codzienność, solidarnie – latem i zimą.