Tygodnik Podhalański, 25 listopada2010
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2010)
Maciej Pinkwart
Jeszcze tylko pięć miesięcy
Dopiero stoimy w blokach
startowych do tego żniwnego sezonu zimowego, a już słyszymy narzekania: że
Słowacy mają więcej wyciągów, a u nas nawet nie ma tras freestylowych wokół
Kasprowego, że burmistrz nie załatwił z państwem Byrcynami zgody na jeżdżenie po
Gubałówce, że Rosjanie przestają jeździć do Zakopanego na narty, kuligi i wódkę,
tylko jeżdżą do Egiptu na opalanie, nurkowanie i wódkę, że turystów będzie za
mało i wydadzą mniej pieniędzy…
Ale słyszymy też, że
turystów będzie za dużo, jak na możliwości Zakopanego, że z Krakowa będzie się
jechać przez pięć godzin, że w Zakopanem jest za mało parkingów, a w Nowym Targu
wciąż największą atrakcją jest handelek w błocie, a miejscowe biura turystyczne
prędzej zorganizują nam wycieczkę rowerową na Madagaskar, niż poinformują, jak
dojechać do Drogi Królewskiej w Leśnicy. Ba, prędzej znajdziemy Drogę Królewską
w Leśnicy niż w Nowym Targu punkt informacji turystycznej…
W moim rankingu zimowych atrakcji pierwsze miejsce zajmuje
ekstremalne wieczorne parkowanie na nieodśnieżanym osiedlu i poranne wyjeżdżanie
z niego, a zaraz za nim jazda zakopianką za wózkiem złomiarza, podążającego
środkiem z powodu nieodśnieżenia pobocza, spacer po lodowych muldach chodników
Nowego Targu i Zakopanego oraz podziwianie zimowych dekoracji na ulicach stolicy
Podhala. Przygotowania świąteczne w sklepach na zakupach i na poczcie, przy
wysyłaniu kartek, mają też poczesne miejsce w moim sercu, że nie wspomnę o
nadawanej przez wszystkie stacje radiowe pastorałce, w której
za rogiem czekają
Anioł z Bogiem, a która wywołuje u mnie
reakcje, jakich nie powstydziłby się nie tylko pasterz, ale nawet szewc w
poniedziałek.
Oczywiście, radio można
wyłączyć, albo słuchać tylko Al-Jazeery, kartek nie wysyłać, prezentów nie dawać
i nie otrzymywać, dekoracji nie oglądać, a samochód pozostawić pod śniegiem aż
do kwietnia. Jednakże nie da się uniknąć refleksji o tym, że czekając, aż minie
zima, przehalsujemy przez Święta i Sylwestra w okres Nowego Roku i nasz pesel
stanie się jeszcze bardziej archaiczny, zaś gdy wreszcie za pięć miesięcy
stopnieje to białe cholerstwo, które psuje nam życie od listopada do kwietnia,
zaczną się znów powodzie, osuwiska i wybory, czyli klęski elementarne
uzupełniające naszą polską codzienność, solidarnie – latem i zimą.