Tygodnik Podhalański, 8 lipca 2010
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2010)
Maciej Pinkwart
Smutek po szczytowaniu
Znamy wszyscy te uczucie: mozolnie, ale i euforycznie wspinamy się na szczyt, osiągamy cel – i ogarnia nas smutek, bo oto teraz pozostaje nam już tylko zejście w dół…
Kampania wyborcza poza nami i to, co nas irytowało przez minione prawie trzy miesiące, teraz będziemy wspominać z nutką nostalgii. Bowiem nie było innego zjawiska w sferze społecznej, które by dostarczyło nam więcej zdrowej rozrywki, a niekiedy nawet rubasznego humoru. Może jeszcze mundial afrykański, który lada dzień się skończy i tęsknić będziemy za słowiczymi tonami afrykańskich wuwuzeli, pięknymi strzałami (było ich ze trzy…), paradami bramkarzy (do szatni…) i podnoszącymi poziom adrenaliny decyzjami sędziów.
Jednak mimo wszystko kampania prezydencka była śmieszniejsza, a dla felietonisty znacznie bardziej inspirująca. Szczególnie w jej ostatniej fazie, kiedy to fascynujący teatr jednej maski został zastąpiony przez werystyczny powrót do (prawdziwej) natury, z niewielką nutką cyrkowej ludyczności. Za najlepszy dowcip kampanii uważam obietnicę jednego z kandydatów, który przypomniał, że za obecnych rządów, Polska przegrała z Hiszpanią 6:0 i obiecał, że jak on dojdzie do władzy to Polska będzie musiała wygrywać. Obietnice zorganizowania w Polsce Olimpiady już nie robiły takiego wrażenia, bo obiecywali to przedtem nawet urzędujący prezydenci, ale władze Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego widać kierują się względami innymi, niż polskie kampanie wyborcze, bo jakoś nam tych ofiarowywanych Niderlandów nikt dać nie chce.
Teraz jest już po zawodach i czy się to komuś podoba, czy nie – trzeba będzie z tym żyć, aż do następnej wspinaczki na szczyt demokracji. Po czym nastąpi kolejny smutek, aż do momentu, kiedy przeważy u nas całkowicie opcja tatarsko-bizantyjska i ustalimy, że demokracja zostanie zastąpiona przez dyktaturę albo politykę dynastyczną. Nie wszyscy bowiem mają szansę na dziedziczenie bezpośrednie, ale brak zstępnych można zastąpić dziedziczeniem bocznym.
Ale to już nie będzie mój kłopot, niech się martwią młodzi, których przyszłość może się realizować w Polsce demokratycznej, w Polsce dynastyczno-dyktatorskiej, albo poza Polską. Ja się teraz tylko martwię tym, czy taka ilość wuwuzeli, jaka była w użyciu do tej pory w RPA, da się po mistrzostwach zutylizować, czy też wejdą na stałe do obyczaju sportowego, a może i społecznego? Proszę sobie wyobrazić posiedzenie Sejmu, w którym dyskutanta zagrzewają do boju jego partyjni socjusze, lub obelżywie charcząca opozycja przeszkadza mu w kunszcie krasomówczym… Jednakże znawcy problematyki afrykańskiej uważają, że po mundialu znaczna część tego sprzętu będzie wykorzystywana jako szczególny element męskiego stroju ludowego wśród górali z okolicy Głowy Lwa i Góry Stołowej. A ja się zastanawiam, czy specjaliści (a zwłaszcza specjalistki, a szczególnie jedna) od mody góralskiej nie rozważyliby możliwości wykorzystania wuwuzeli także przez niektórych lepiej uposażonych lokalistów w rejonach Galicowej Grapy. Dopieroż by wzrosła frekwencja, zwłaszcza wśród Warszawianek!