Tygodnik Podhalański, 1 lipca 2010
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2010)
Maciej Pinkwart
Marzenie o wielkim ptaku
W ostatnim dniu roku szkolnego na poboczu zakopianki pojawił się wielki struś afrykański, który wędrował na południe. Jak wszyscy w tym czasie. Ponieważ zdecydowanie odbiegał od wyglądu standardowego turysty, trudno było go zakwalifikować do pojazdów jedno- czy dwuśladowych, a że w dodatku poruszał się starą drogą jezdną – jako ewentualny pieszy popełniał wykroczenie. Poza tym będąc poza główną drogą – był jak amerykański samolot Awacs nie wykrywalny przez fotoradary, zatem narażał na straty zarabiające na nich władze gminne. Jakiś donosiciel zawiadomił policję, która namierzyła przestępcę, ten zaś, zobaczywszy za sobą radiowóz – wrzucił piąty bieg i zaczął uciekać z prędkością 60 km na godzinę, zatem miał 6 sekund na setkę, czyli o wiele szybciej niż wynosi rekord świata.
Struś na zakopiance udowodnił po raz kolejny, że Zakopane ma ogromną siłę przyciągającą, a prawdziwego turysty nie zdołają powstrzymać ani rozkopane drogi, ani dziury w jezdni, ani kilometrowe korki. Warto zauważyć, że struś, zauważony w okolicach Myślenic, nie skierował się w stronę Krakowa, gdzie przecież miałby tyle atrakcji, że wspomnę kopiec Kościuszki, Wisławę Szymborską, hutę, której właścicielem był kiedyś Lenin oraz Wzgórze Wawelskie ze wszystkimi jego lokatorami – tylko w stronę Podhala, gdzie podobno ptoki mają trudności adaptacyjne w porównaniu do krzoków.
Można oczywiście spekulować, czy rzeczywiście Zakopane miało być docelowym punktem w podróży uciekiniera, czy może miał ochotę na zawarcie nowych znajomości w fermie strusiej koło Kluszkowiec, a może, otumaniony transmisjami z mundialu, zatęsknił do afrykańskich krajobrazów z RPA? Niewątpliwie, istotnym czynnikiem motywującym strusia mogłyby być remonty ulic zakopiańskich, gdzie miałby wystarczająco dużo okazji, do wsadzenia głowy w piasek.
Ale to oczywiście tylko pomówienia, bo struś niczego nie wsadza w piasek. Wielki ptak nawet w strachu tego nie czyni, pomijając już to, że ten akurat uciekał nie ze strachu, tylko zapewne z powodu pasji turystycznej, no i z niechęci do płacenia mandatu. Gdy policja zwolniła, spokojnie zszedł na łąkę i w najbliższej chałupie dał sobie okolicznemu włościaninowi założyć na głowę kapturek. Ptaszek w kapturku zawsze trochę traci rezon, więc już było po zawodach, co zresztą przypomniało wszystkim o tym, że nie wielkość ptaka decyduje o powodzeniu, tylko ruchliwość, a w dodatku struś nie umie latać, przez co bliżej mu do kurczaka, niż do tatrzańskiego orła.
A takie dyrdymały piszę dlatego, że już wnet obowiązywać będzie cisza wyborcza i o wysokich lotach prezydenckich orłów nie będzie można pisać. Zresztą, kwestia strusia wydaje się być znacznie ciekawsza.