Tygodnik Podhalański, 1 kwietnia 2010

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2010)

Maciej Pinkwart

Chopin w Kościeliskach

 

 

Nudny początek Roku Chopinowskiego nie wróży najlepiej dla życia muzycznego w Polsce, czego najlepszym dowodem była nieobecność Krystiana Zimmermanna, Marty Argerich czy Stanisława Bunina na koncercie inauguracyjnym. Dang Thai Son był, ale byłoby lepiej, żeby go nie było. W tej sytuacji na coś ciekawszego można było liczyć tylko w dziedzinie naukowej, bo Ministerstwo Kultury sypnęło trochę grosza dla badaczy, no i efekty powoli się pojawiają, choć zapewne rękopisów nowych koncertów fortepianowych nie mamy się co spodziewać.

Ale każdy nowo odkryty drobiazg chopinowski ma znaczenie. Dla nas, tutaj, na Podhalu – szczególnie, bo przecież jesteśmy tak bardzo muzykalni, że każdy koncert Tatrzańskiej Orkiestry Kameralnej stawia kolejne pytania o budowę sali koncertowej, jako że spragniona muzyki publiczność nie ma się jak pomieścić w Galerii Miejskiej i z żalu idzie na piwo do „Morskiego Oka”.

Wybitny muzykolog, prof. Zbigniew Jachimski, goszcząc w domu znanej pianistki Jaśminy Strzeleckiej w Podkowie Leśnej zobaczył na jej fortepianie manuskrypt koncertu f-moll, opatrzony podpisem Fryderyka i tajemniczą dedykacją: A mon Grande Amour et Malheur de Koscieliska… Kim była wielka miłość i nieszczęście z Kościeliska? Skąd wziął się w Podkowie Leśnej autograf Chopina? Badania trwały długo i nie miejsce tu na ich szczegółowe opisywanie, bo można by im poświęcić książkę, którą Jachimski zamierza zresztą napisać. Dość wspomnieć, że wraz z kilkoma nieznanymi dotąd listami do Tytusa Woyciechowskiego autograf był w posiadaniu mieszkającej niegdyś w Zakopanem praciotki pani Strzeleckiej, także pianistki, przyjaciółki Karłowicza, Szymanowskiego i Tadeusza Gąsienicy-Giewonta. Właśnie z tych listów dowiadujemy się, że w 1829 r. Chopin, bawiąc w Wiedniu, poznał starszego o dwa lata Węgra Edwarda Homolacsa, który zaproponował mu wspólny wyjazd w Tatry, gdzie jego stryj miał niewielki dworek z piwnicą schłodzonych win, hutę oraz młodą i piękną żonę. Ten ostatni argument zdaje się przeważył i w 1829 r. obaj młodzieńcy stanęli w Starych Kościeliskach. I obaj się w Klementynie Homolacsowej zakochali. A w Chopinie i jego talencie zakochał się stary i schorowany mąż Klimci, Emanuel. Słuchał muzyki na kiepskim fortepianie, pokasływał i obiecywał zapisać Chopinowi połowę swego majątku, pod warunkiem, że po jego śmierci zaopiekuje się jego żoną – i hutą. Po kilku dniach zziębnięty klimatycznie, ale płonący miłością Frycek odjechał do Warszawy, Edward pozostał, doglądając stryja, huty i pięknej pani. Gdy owdowiała – miała dwóch pretendentów do ręki. Jak prawdziwa Polka, postanowiła wypróbować ich w boju, stawiając jako warunek pójście do walki o ojczyznę w trwającym właśnie powstaniu listopadowym. Edward wyruszył w pole – a Fryderyk do Paryża, rezygnując z młodej wdowy, Kościelisk i możliwości zostania dyrektorem fabryki żelaza…

Wybór okazał się słuszny, bo choć Paryż to nie Kościelisko, to jednak huta – przeniesiona później do zakopiańskich Kuźnic - upadła, a muzyka pozostała. Miejmy tylko nadzieję, że historia owa znajdzie poczesne miejsce w Muzeum Chopina, które właśnie dziś, 1 kwietnia, ma ponownie być otwarte w Warszawie.