Tygodnik Podhalański, 24 września 2009

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2009)

Maciej Pinkwart

Płucka po polsku

 

 

Popularnie mówi się, że lasy to płuca Polski (a pewno każdego innego kraju też), bo przecież rosnące w nich drzewa, krzewy i kwiaty produkują tlen, który pozwala nam przeżyć. Tych lasów wydaje się być u nas jeszcze sporo, zwłaszcza jak popatrzeć na to z pewnej wysokości, na przykład z samolotu, czy z siódmego piętra kliniki kardiochirurgicznej w Katowicach – Ochojcu… Widać zieleń, piękne konary drzew, nieomal czuć opary tlenu, nasycające nasze płuca… Jednak kiedy już zejdziemy z wyżyn i zagłębimy się między drzewa – zazwyczaj spostrzegamy, że spacerujemy po wysypisku śmieci, w którym drzewa umierają stojąc, a plastikowe torebki, puszki po konserwach i butelki po sokach przykrywają słodkie borówki i soczyste maliny.

Ekologów, mówiących głośno to, czego nie chcemy wiedzieć, traktujemy często jak nawiedzonych wariatów, przeszkadzających nam w korzystaniu z uroków życia i postępów techniki. Oni argumentują, że musimy dbać o środowisko w trosce o przyszłe pokolenia. Mało to do nas trafia, bo co nas w sumie obchodzą przyszłe pokolenia? Ale tak naprawdę, to my najbardziej ucierpimy przez własną głupotę. To przecież my, idąc koło Nowej Białej na jagody, przewracamy się, potykając o plastikowe butelki. To my, zamiast brodzić w trawach nad Dunajcem, ślizgamy się po psich, albo i ludzkich odchodach. To my, zamiast wdychać pełną piersią żywiczne powietrze w lasach nad Harkabuzem, krztusimy się spalinami z mijających nas z wyciem quadów. To my, zamiast podziwiać zieleń na szlaku w dolinie Kasprowej, irytujemy się, wbijając wzrok w plecy poprzednika, stojąc godzinami w kolejce do kolejki na Kasprowy…

Jeszcze większe spustoszenia powstają w naszej wrażliwości i estetyce. Udajemy, że nie widzimy rozdeptanych gum do żucia, wyrzucanych na chodniki przy Krupówkach. Nie dzwonimy do służb drogowych, by „coś zrobiły” ze śmieciami, wypełniającymi po brzegi rowy przy poboczach podhalańskich dróg. Wydaje się nam całkiem normalne, że w potokach spływających z Gubałówki jest więcej szkła, plastiku i złomu, niż wody i kamieni. Zgadzamy się płacić siedem groszy za bezpłatne dotąd plastikowe torebki w sklepach spożywczych i nikt nie pyta, czemu nie mogą one być zastąpione przez bezpieczne dla środowiska torebki papierowe. Z żalem mówimy – no popatrz, jak szybko przychodzi jesień, kiedy z początkiem września żółkną zatrute spalinami drzewa wzdłuż szos na polskim i słowackim Podtatrzu. Patrzymy na panoramę Beskidów z Diablaka i wmawiamy sobie, że cały umarły las szaro-czarnych drzew pięknie się komponuje na tle górskiego pejzażu.

Odetchnijmy pełnymi płucami, na zapas. Jutro być może zrobi to za nas respirator.