Tygodnik Podhalański, 14 maja 2009
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2009)
Maciej Pinkwart
Belwederskie biadolenia
Zakopiańscy biznesmeni z górnej półki spotkali się z burmistrzem i starostą w „Belwederze”, by tam radzić nad bezkarną działalnością biznesmenów z dolnej półki, przekształcających Krupówki w geszefciarski jarmark. Szkoda, że nie spotkali się w McDonaldzie przy Krupówkach, byliby bliżej problemu. Z górnej półki widać trochę gorzej, bo nie zobaczono rozwiązania tego problemu. Może trzeba było do Belwederskiej dysputy zaprosić zainteresowanych geszefciarzy z Krupówek, ale jak uczy przykład obecnego dialogu rządu Tuska ze zbrojnym ramieniem dawnego rządu Kaczyńskiego, poza wojną chemiczną między smrodem palonych opon a gazem pieprzowym niewiele z takiej międzyśrodowiskowej dyskusji wynika.
Nieco dziwi rwanie szat nad sytuacją, w którym na najbardziej znanym deptaku Polski trudno się przecisnąć między straganami, polowymi łóżkami z towarem, żebrzącymi psami i ich właścicielami a stoiskami z okularami słonecznymi, sprzedawanymi w towarzystwie modnych obecnie kijków nordyckich. Taki stan rzeczy utrzymuje się na Krupówkach niemal przez 20 ostatnich lat i wciąż jest podobno nierozwiązywalny. Rzekomo handlarze majtek i sznurówek, nie mówiąc już o wyrobach pamiątkarskich mają ogólnopolskie zezwolenia na sprzedaż obwoźną. Choć na Krupówkach nie można niczego obwozić, bo jest tam zakaz ruchu, to bardziej stanowcza akcja jakoś podejmowana nie jest. Czy ktoś handlarzom wydał zezwolenie na wjazd? Kto i dlaczego? Przemawia przeze mnie rozgoryczenie, bo niegdyś policjant wykręcił mi wentyl z roweru, którym jechałem przez Krupówki. Gdybym ciągnął za sobą stragan ze sztucznymi świstakami, pewno nikt by mnie nie represjonował. Gdy starałem się o możliwość ustawienia stoiska z tatrzańskimi książkami na Krupówkach, załatwienie zezwolenia trwało miesiąc i skrupulatnie policzono mi do opłaty każdy centymetr kwadratowy zajmowanej powierzchni pasa drogowego, choć było to przed krupówkową reformą Curusia, więc niczego pięknego książkami nie zasłaniałem. Jakbym miał ogólnopolskie zezwolenie na sprzedaż obwoźną, to bym mógł?
Powiada burmistrz Majcher, że nie można całkowicie zakazać ulicznego handlu na Krupówkach, bo sprzedają tam ze straganów oscypki. Ale w Sopocie jakoś straganów z rybami na Monciaku nie ma i rybacy z wiosłami nie okupują urzędu miejskiego…
Takie kunktatorstwo niczego dobrego nie przyniesie. Albo Krupówkom nadany zostanie charakter eleganckiego deptaku, obudowanego drogimi i również eleganckimi sklepami i lokalami, albo trzeba się zgodzić na ludową demokrację gastronomiczno-handlową, stanowiącą przedłużenie bazarku spod Gubałówki, który jest najlepszym dowodem na to, jak bezsilna wobec takiego procederu jest zakopiańska władza: wszelkie próby okiełznania tego suku kończą się jak walka z hydrą: odcięte głowy odrastają natychmiast.
A Herkulesa sposobnego do tej walki jakoś nigdzie nie widać. Nawet z perspektywy Hotelu „Belvedere”…