Tygodnik Podhalański, 12 marca 2009
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2009)
Maciej Pinkwart
Czas strachu
Zewsząd straszą. Kryzys za każdym rogiem. Strefa euro przegrała ze strefą neuro. Pan Prezydent znów stanął na czele czegoś. Wartość złotówki spadła poniżej poziomu zambijskiego kwacha. Pan prezes Kaczynski poniża niedoświetloną Słowację i prześwietlony Gabon, nie mówiąc już o Marsjanach, co grozi wojną światów. Burmistrz Majcher pogroził kolejnymi staraniami o narciarskie Mistrzostwa Świata w Zakopanem, a potem wraz z proboszczem patronował założeniu organizacji o złowrogo brzmiącej nazwie „Tatrzański Klaster Kulturalny”. Aż strach się bać!
Ból za mostkiem pojawia się nawet wtedy, gdy się schyla po znalezione pięć złotych. Prostata podobno teraz atakuje też kobiety. Cholesterol jak bezlitosny komornik zajmuje kolejne przestrzenie arterii wokół serca. Każdy dzień zaczyna się od namówienia kręgosłupa, by pozwolił wstać i od poszukiwania tropów, jakie w ciele mógł pozostawić bezwzględny sublokator-morderca. Dzień za dniem mija coraz szybciej, co chwilę jest czwartek, trzeba kupić taki zegarek, który po pierwszej pokaże drugą, a nie od razu siódmą, wkrótce cały dom przekształci się w muzeum niedobrych zegarków.
W bieżącym roku nie będzie pieniędzy na nic, z wyjątkiem tacy, więc Narodowy Bank Polski urządza kursy finansowe dla księży i zakonnic. Seks bez prokreacji jest zabroniony. Prokreacja bez seksu też jest zabroniona. Kobiety chcą przejąć władzę, na początek nad samymi sobą. Kryzys nadciąga ze wszystkich stron i nikt nie wie, co to znaczy, strasznie jest.
Ale wiosna przyjdzie i jak tylko zniknie śnieg, a psie kupy zakryje świeża trawa, to będzie pięknie. Krokusy w Witowie nie przewidują ograniczenia prokreacji i znów będzie się można między nimi upozować do bajecznie kolorowej fotografii – a fotografia jest za darmo, jeśli się przed kryzysem zdążyło kupić aparat. Na zakopiance nie ma korków, bo ludzie ograniczają benzynę, ale jeździmy wolno, bo pojawiły się nowe bilbordy, na których prześliczna Doda z napisem „It’s a Big Star” reklamuje dżinsy. Reklamowanie przez Dodę dżinsów polega na tym, że ten skraweczek niebieskiego materiału, który dostrzegam, jak już oderwę wzrok od jej nóg, widzę tak niewyraźnie, że powinienem go kupić, żeby się przyjrzeć temu, czego nie zakrywa. No i ubrać w to kogoś z takimi nogami, ale jako się rzekło, jest kryzys. Podoba mi się to reklamowanie czegoś przez praktyczną nieobecność tego czegoś i już widzę oczyma duszy spoty reklamowe PIS-u, w których prezes i jego świta są tacy malutcy jak spódniczka Dody. Ale nawet tego mniejszego małego wciąż się boję, odrzucony bumerang potrafi wrócić, więc czas strachu nawet wiosną nie minie.