Przed drugą turą wyborów, w mieście turystycznym, miejscowe czasopismo jak co tydzień publikuje stronę informacyjną urzędu miejskiego. Obecny burmistrz kandyduje na kolejną kadencję. Na urzędowej stronie pojawia się kilkanaście zdjęć burmistrza, niektóre sprzed wielu lat, na których włodarz ściska dłonie ważnych osobistości lokalnych, uczestniczy w zawodach sportowych, otwiera, uświetnia, łamie się opłatkiem. Za publikację strony informacyjnej urząd miejski płaci ze swojego budżetu. Budżet ten pochodzi z pieniędzy publicznych. Za reklamę przedwyborczą burmistrza płacą obywatele miasta. W tym kontrkandydat i jego elektorat.
W mieście powiatowym konkurują obecny burmistrz i challenger, nie działający dotąd publicznie. Podobizny burmistrza, starającego się o kolejną kadencję, figurują na miejskich latarniach, na miejskich placach i parkingach. W skrzynkach pocztowych obywateli pojawiają się jego ulotki reklamowe, sprawozdania z osiągnięć minionej kadencji, zachęty do głosowania. Nie widać na nich znaczków pocztowych. Chcę wierzyć, że za wszystkie te kampanijne działania obecny burmistrz płaci z własnej kieszeni, bo byłoby niedobrze, gdyby za przedwyborczą reklamę burmistrza płacili obywatele miasta. W tym konkurent.
W mieście wojewódzkim na stanowisko prezydenta kandydują obecny prezydent i obecny wojewoda. Prześcigają się w aktywności publicznej, pięknie przemawiają w telewizji, prezydent wręcza klucze od bram miasta pięknej aktorce, w podziękowaniu za promowanie miasta, akurat przypadkiem tuż przed wyborami. Ten przypadek opłacają wyborcy obu opcji z podatków.
W Sejmie posłowie odrzucają wniosek o zaniechanie finansowania partii politycznych z kieszeni podatnika. Nadal finansowane będą tylko te partie, które już są w Sejmie. Te, które są poza stajenką, nie mają szans na dopchanie się do żłóbka. Partie, które w wyborach dostaną się do Sejmu, będą miały dodatkowo zwrócone koszty kampanii. Partie spoza Sejmu nie mogą być finansowane nawet przez zaprzyjaźnionych milionerów, bo oznacza to korupcję polityczną. Wyborcy teoretycznie mogą zmienić układ sił politycznych, ale muszą finansować z podatków tych, na których nie chcą głosować.
W gminie, wójt odmawia pomocy w znalezieniu pracy swemu krewniakowi, by nikt go nie posądził o wykorzystywanie stanowiska służbowego do celów prywatnych. Krewniak idzie po zasiłek dla bezrobotnych, a potem do Ośrodka Pomocy Społecznej.
Demokracja i praworządność znowu wygrały.
Nowy Targ-Kraków, 8-12-2010