Maciej Pinkwart
Witkacy w Tatrach
Najpierw parę słów o tytule. Po pierwsze, przyznaję się, że
jest on ukradziony ze świetnego artykułu dr Anny Żakiewicz zamieszczonego w
„Roczniku
Podhalańskim” w 2002 r.[1].
Korzystam z niego oczywiście pełnymi garściami, podobnie jak ze znakomitego
eseju Jana Gondowicza Wiosenne chrunie, zawartego w tomie szkiców tegoż
autora pt.
Paradoks o autorze[2],
gdzie znaleźć można ciekawe odniesienia do tatrzańskich konotacji w dziełach
literackich Witkiewicza. Ale w niniejszym szkicu będę się zajmował głównie
bezpośrednimi kontaktami naszego bohatera z górami, mniej uwagi poświęcając ich
artystycznym skutkom.
Po drugie – przyznaję się też, że sam tytuł jest trochę oszustwem, taką
przynętą, mającą zwabić rybki – Czytelników na haczyk popularności słów
Witkacy i
Tatry. Jest to w pewien sposób figura
stylistyczna oznaczana łacińskim terminem
pars pro toto, część zamiast całości. Albowiem rzecz będzie o Stanisławie
Ignacym Witkiewiczu, który przecież nie przez całe życie znany był jako
„Witkacy” i o jego fascynacjach górskich i narciarskich – a te naturalnie nie
tylko w Tatrach były realizowane.
Wyjaśnijmy na początek, o co chodzi z tym „Witkacym”. To oczywiście
kontaminacja, zbitka słowna, a jednocześnie anagram słów „Witkiewicz” i
„Ignacy”. Drugie imię Staś otrzymał, jak
to często wówczas praktykowano – po dziadku. Ignacy miał także na imię jeden z
jego stryjów. On sam pierwsze swoje dzieła malarskie, czasem też listy
podpisywał tym właśnie imieniem – głównie po to, by odróżnić się od ojca, jak
wiadomo praktykującego w tych samych dziedzinach sztuki.
Pseudonim „Witkacy” pojawia się po raz pierwszy w podpisie
widokówki wysłanej przez Stanisława Ignacego do ojca
6 kwietnia 1913 r.[3],
a kilka dni później - 17 kwietnia 1913 w korespondencji do Heleny Czerwijowskiej[4]
(ona w swym pamiętniku nazywa go „panem I.”). Dzieła malarskie sygnowane w ten
sposób zaczęły powstawać w czasie pobytu w Rosji w 1917 r. (być może nawet już
rok wcześniej). Od przyjazdu do Zakopanego w 1918 podpis „Witkacy” – i rozmaite
jego warianty – wypiera wszystkie inne i nawet w kontaktach z przyjaciółmi jest
dominujący. W liście do władz krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych
w 1919 r. pisze, że wystawia swoje prace jako „Ignacy Witkiewicz”, a ponadto
dodaje:
„Podpis »Witkacy« jest równie ważny, a nawet może wyraża
większą wagę do rzeczy tak podpisanych, zaczynając od 1918 r.”
[5]
Jak widział Tatry? Rozmaicie, w różnych okresach czasu.
Z Witkiewiczem kłopot jest taki, że myśląc o nim myślimy niejako statycznie,
opierając się głównie na stereotypach. Malarz, pisarz, niektórzy mówią jeszcze:
poeta, dramaturg, filozof, fotografik, teoretyk, rzadko krytyk sztuki,
epistolograf… Także: kobieciarz, narkoman, alkoholik, showman, prestidigitator
artystyczny… A to nigdy nie jest prawda dla całego życia Stanisława Ignacego.
Jego postępowanie, życie towarzyskie, twórczość, nawet nałogi bardzo zmieniały
się w czasie i mówiąc o nim zawsze musimy uwzględniać kontekst, przede wszystkim
czasowy. Tak jak z tym Witkacym, który przecież był nie zawsze - a dziś
pseudonim zapanował nad nazwiskiem. Ba! Z ust prominentnej osoby, przynajmniej w
lokalnych kontekstach, padło kiedyś sformułowanie o tym, że w 2015 r. obchodzimy
rok Witkacych…
A więc i stosunek do Tatr miał różny w różnych okresach życia, choć zawsze był
to stosunek wysoce nacechowany emocjonalnie. Witkiewicz jak mało kto czerpał z
otaczającego życia pełnymi garściami, fakty i emocje przetwarzając na sztukę.
Owe inspiracje z rzeczywistości miały w jego dziełach -
pozornie niekiedy tak abstrakcyjnych, że aż odlecianych -
znaczenie większe, niż się zwykle sądzi.
Na jednym ze swoich wykładów w Zakopanem[6]
doc. dr inż. Marek Średniawa zacytował znany wierszyk Witkacego o stróżu, budząc
wesołość widowni:
Nie jest to przyjemność duża cały dzień malować stróża, i
za taki nędzny zysk, zgłębiać taki głupi pysk.[7]
Dopowiedzmy: właściciel firmy portretowej Stanisław Ignacy
Witkiewicz, żeby utrzymać siebie i żonę, niejednokrotnie ostro dumpingował ceny
swoich obrazów, które wg regulaminu miały kosztować co najmniej 100 zł. I tak
kiedyś w 1929 r. w Poznaniu przyszła do niego dziewczynka[8]
z 50 złotymi uciułanymi piontkami
prosząc tylko o kilka kresek – a dostała pełny portret w typie E. A z tym
stróżem było tak: gdy w 1932 r. Witkacy mieszkał w Krakowie u Stefana Szumana,
przyszła do niego żona stróża kamienicy, prosząc o portret za 30 złotych[9].
Narysował. Półtora roku później przyszedł sam stróż i wyszedł z portretem za 20
zł.[10]
Jeszcze rok później, w Warszawie, znajomy malarz dostał portret za złotych 15[11]…
Wróćmy do Zakopanego. Mały Staś kontakty z Tatrami zaczął wcześnie. Urodził się,
jak wiemy, 24 lutego 1885 r. w Warszawie. Pierwsze lato spędził u ciotki Anieli
w Syłgudyszkach na Litwie – tam, gdzie paręnaście lat później zacznie malować
pierwsze pejzaże. A do Zakopanego został po raz pierwszy przywieziony już w
lipcu 1887 r.
Zamieszkali wtedy Witkiewiczowie w chałupie Macieja Wójciaka na Bystrem, w
pobliżu Nosala, mniej więcej w tym miejscu, gdzie kilkanaście lat później
powstała willa „Fortunka”, tak ważna w życiorysie zakopiańskim Mieczysława
Karłowicza. Bodaj w sierpniu 1887 r. Stanisław Witkiewicz pisał do rodziny:
„Jesteśmy od tygodnia w Zakopanem. (...) Używamy go bez
względu na pogodę. Nawet mały, jak tylko trochę deszcz ustanie - wkłada serdak,
kalosze i – »malsz«. (...) Mały przy tym tak się cieszy z Górali i ze
wszystkiego, co widzi tutaj, że jest zupełnie szczęśliwy. Sabała nocuje często u
nas i w ogóle jest naszym bliskim przyjacielem”.[12]
Sabała i Staś, MT -->
Stabilizacja zakopiańska Witkiewiczów następuje w 1890 r.,
kiedy to rodzina postanawia, dla zdrowia ojca, osiąść pod Giewontem na stałe.
Służy to również małemu Kaluniowi, który wtedy już na własnych, pięcioletnich
nogach wchodzi w Tatry – zapewne w najbliższe dolinki reglowe. Co więcej:
zaczyna je także obserwować – i malować. Z 1890 r. pochodzi pierwszy rysunek, na
którym widnieje całkiem udatnie namalowana Osobita – ostatni szczyt od zachodu,
widoczny z Zakopanego.[13]
<-- Osobita, akwarela i ołówek, 1890, Archiwum Instytutu Sztuki PAN
Stanisław Witkiewicz pisze wtedy do matki:
„Stasiek ma tu raj zupełny. Siedzimy pod lasem, osłonięci
od wiatru, o ile to można – osłonięci od drogi łąkami – dziecko cały dzień kąpie
się w powietrzu, kopie, grzebie, odwiedzają go małe góraliki, z którymi dobrze
się bawi […] trzymamy się też, póki co, dróg bitych i co najwyżej na upadki
Regli idziemy, gdzie mały szaleje, zbierając polne kwiaty. […] Dziecko tak
wrażliwe jak Kala ma tu nieprzebraną moc rzeczy i zjawisk ciekawych do
obserwowania”.[14]
Potem, na pewno, przyszły trasy coraz dalsze i coraz
trudniejsze, a także – co ważne – coraz bardziej samodzielne. Jak się wydaje,
ojciec w niewielkim tylko stopniu towarzyszył w górach jedynakowi, bo z uwagi na
postępującą chorobę, w tym – dolegliwości sercowe i reumatyczne, musiał się
ograniczać do tras krótkich i niezbyt męczących. Naturalną koleją rzeczy,
towarzystwo w wyprawach górskich stanowili rówieśnicy i nieco starsi bywalcy
szlaków tatrzańskich. Z tych ostatnich byli to przede wszystkim Tadeusz Miciński
i Mieczysław Limanowski, z kolegów - tatrzańskie wprawki ćwiczyli z młodym
Witkiewiczem – młodzi Sienkiewiczowie, Henryk junior i Jadwiga, młody
Matlakowski – Władysław Kiejstut, młodzi Lilpopowie – Jerzy i Władysław oraz
Leon Chwistek, co wiemy z rozproszonych wzmianek w listach Stanisława
Witkiewicza do syna.[15]
Stanisław Ignacy Witkiewicz i NN na skałkach Krokwi, kolekcja St. Okołowicza -->
Ale dokumentacji tych pierwszych poważniejszych tras nie
mamy. Ocalały dopiero fotografie z końca XIX w. Z nich wiemy, że nastoletni
Staś
bywał w dolinie Kościeliskiej, Olczyskiej i Miętusiej, ćwiczył umiejętności
wspinaczkowe na Capkach i w rejonie Krokwi.[16]
Naturalnie, nie był tam sam – ktoś mu robił te zdjęcia, ale towarzyszy tych
wypraw nie znamy, albo nie rozpoznajemy.
W latach 1899-
<-- Stanisław Ignacy Witkiewicz z przewodnikiem na Durnym, kolekcja St. Okołowicza
Ewa Tyszkiewiczówna u wylotu jaskini Dziura, kolekcja St. Okołowicza -->
Wśród osób, o których wiemy na pewno, że towarzyszyły
Stanisławowi Ignacemu w wycieczkach tatrzańskich w początkach XX w. jest
pierwsza jego „poważna” narzeczona – Ewa Tyszkiewiczówna.[18]
Są rówieśnikami, oboje na rok przed maturą, poznali się w Zakopanem, Witkiewicz
chce się z nią żenić, ona nie odmawia, ale nie zgadza się ojciec. Dokładniej –
obaj ojcowie, choć z różnych powodów. Staś fotografuje Ewę trochę
niekonwencjonalnie, można powiedzieć – artystycznie, u wejścia do Doliny ku
Dziurze: pod słońce, mało ją widać, jest to tylko postać w kapturze. Podobną
technikę zastosował Witkiewicz kilka lat wcześniej, z nieznaną bliżej osobą, w
innej jaskini.
Daleko tu jeszcze do sytuacji, w której Tatry staną się dla wybierających się z nim w góry kobiet czymś w rodzaju afrodyzjaku, który sprawi, że w górskim plenerze wolno będzie znacznie więcej, niż w dolinach, a Stanisław Ignacy będzie z tego skwapliwie korzystał[19]. Ale – o ile wiadomo – zachowała się tylko jedna fotografia, na której jego towarzyszka pozwoli sobie na pełny luz: jest to naga fotografia jego żony Jadwigi, wykonana w Tatrach prawdopodobnie w 1930 r.[20] Więcej pozostało fotografii, w których w pejzażu górskim eksponuje swoje ciało sam Witkiewicz.
Jadwiga Witkiewiczowa w Tatrach, lata 30., fot. S.I. Witkiewicz, Książnica Pomorska -->
Mniej więcej od 1902 r. zaczyna malować pejzaże górskie.
Niewiele ocalało z tych pierwocin, ale szczególnie interesujący wydaje się być
niewielki obrazek, stanowiący ornament do programu rautu literackiego w
„Czytelni Zakopiańskiej” z marca 1902 r.
[21]
<-- Winieta programu Rautu Literackiego, III 1902, BN
Jak wiemy, w tym samym lokalu, w już nie istniejącej willi
„Polanka” na rogu dzisiejszej ulicy Zamoyskiego i Makuszyńskiego w styczniu tego
samego 1902 r. Witkiewicz junior zadebiutował jako malarz, prezentując na
wystawie artystów zakopiańskich dwa swoje pejzaże litewskie.[22]
Na marginesie dodajmy, że nieco wcześniej, 22 lutego 1900 r. Witkiewicz
debiutował na łamach tygodnika „Przegląd Zakopiański”, zamieszczając tam dwa
rysunki, stanowiące ilustrację do eseju
Glossopteris, autorstwa swego nauczyciela, poety geologii Mieczysława
Limanowskiego. Artykuł dotyczy prahistorii Tatr, a ilustracje przedstawiają
pejzaż, nawet tatrzański – ale tak, jak sobie autor i rysownik wyobrażali w
odniesieniu do widoku sprzed przeszło 200 milionów lat.[23]
W towarzystwie Mieczysława Limanowskiego, ale także młodego geologa Ferdynanda Rabowskiego oraz własnego ojca i przewodnika Ślimaka jesienią 1900 r. Staś wybiera się do Jaskini Magurskiej, gdzie Limanowski spodziewa się odnaleźć szkielet niedźwiedzia jaskiniowego. Urządza wtedy na zlecenie Muzeum Tatrzańskiego wystawę działu geologicznego i chciałby tam umieścić pozostałości dawnej fauny górskiej. Wiadomo, że nic tak nie ożywia wystawy jak dobrze spreparowany nieboszczyk. Szkieletu nie skompletowano, ale to podobno Stanisław Witkiewicz–senior odnalazł trzy fragmenty kostne, które zinterpretował jako obrabiane ludzką ręką: dwa miały być amuletami, a jeden – grotem strzały.
<-- Pejzaż triasowy, 1900, fot. rysunku w MT
Dowodzić to miało tego, że w Jaskini Magurskiej mieszkał człowiek
prehistoryczny. Tezę tę poparł swoim autorytetem medycznym zawsze żądny sensacji
doktor Stanisław Eljasz-Radzikowski - i Limanowski umieścił owo znalezisko w
gablocie muzealnej wraz z fotografią rzeźby, przedstawiającej pitekantropa, jaki
rzekomo miał żyć w Tatrach i być przodkiem dzisiejszych górali zakopiańskich.
Opisy zawierały także krótki wykład teorii Darwina…[24]
Można sobie wyobrazić, jak owe rewelacje przyjęło miejscowe środowisko, zawsze
zajęte tropieniem i zwalczaniem wpływów lewicowych i antykościelnych. Tym
bardziej, że odpowiedzialny za ekspozycję był syn twórcy polskiego socjalizmu
Bolesława Limanowskiego, znalazcą Stanisław Witkiewicz, który góralom tłumaczył
pożytki ze wspólnej własności rolnej, uczestnikiem wycieczki Stanisław Ignacy,
usiłujący wmówić kucharce, że istnieje mnóstwo światów takich jak nasz, a
autorem naukowego opisu – Stanisław Eljasz-Radzikowski, nie tylko dziwak, ale
też były lekarz klimatyczny, pokłócony z doktorem Andrzejem Chramcem –
przewodniczącym Rady Parafialnej. A zresztą pitekantropa nie przewidywała
biblijna Księga Rodzaju, pragóral był goły, więc niemoralny, no i poza tym tak
szpetny, że w Zakopanem mówiono, iż tak może wyglądał przodek Limanowskiego albo
Witkiewicza, ale na pewno nie żadnego z górali zakopiańskich.
Po interwencji proboszcza, prezes Towarzystwa Muzeum
Tatrzańskiego dr Władysław Florkiewicz kazał paskudę z wystawy usunąć[25],
co było o tyle słuszne, że owe znaleziska okazały się zwykłymi kośćmi, tylko
uszkodzonymi przez naturalne procesy przyrodnicze.[26]
Dodajmy dla zamknięcia tematu, że prawdziwe ślady człowieka prehistorycznego w
Tatrach i pod Tatrami, m.in. w Zakopanem i w okolicach Smokowca, odnajduje się
od lat 60. XX w. Pozostałości kultury magdaleńskiej zidentyfikowano na północ i
północny wschód od Tatr. Żadne z tych śladów nie prowadzą jednak do Jaskini
Magurskiej.
Tatry pojawiają się coraz częściej jako motyw fotografii Stanisława Ignacego
Witkiewicza. Kieruje obiektyw w ich stronę nie tylko podczas wycieczek, także w
okolicach zakopiańskiego domu, uwieczniając widoki z Równi Krupowej, Krupówek,
ulicy Kościeliskiej. Niebawem fotografie posłużą jako wzorzec do malowania
olejnych pejzaży.
Tymczasem jednak jest rok 1903 i przed Stasiem matura. Zdawał ją, jak wiemy, eksternistycznie jako – po galicyjsku
mówiąc: prywatysta, we Lwowie w maju 1903 r. w C.K. Wyższej Szkole Realnej.
Egzamin pisemny obejmował zadania z polskiego, niemieckiego, francuskiego,
matematyki i – osobno – geometrii wykreślnej. Potem były egzaminy ustne – m.in.
z polskiego, matematyki, historii, historii naturalnej, fizyki, języków i
religii (a może tylko musiał iść do spowiedzi, co też nie było dla niego łatwym
progiem do pokonania) – w sumie, jak wyliczył ojciec, młody Witkiewicz musiał
zdawać 14 egzaminów. Rok wcześniej zaliczał przedmioty, kończące się w klasie
przedmaturalnej: chemię, geografię, rysunek odręczny, kaligrafię oraz język
angielski. Zdaje się, także śpiew – jak nazywano szkolną muzykę. Świadectwa z
odznaczeniem nie otrzymał, ale zdał w środku stawki – na 46 absolwentów
Witkiewicza odnotowano na pozycji 14.[27]
Wkrótce potem wyruszył na swą pierwszą dorosłą wędrówkę –
pieszo – do Kamieńca Podolskiego. Zachwycony krajobrazami planował w następnym
roku kontynuowanie podróży dalej na południowy wschód, chcąc zwiedzić góry
Kaukazu.[28]
Niestety, brak pieniędzy oraz postępująca choroba ojca, który właśnie wtedy po
raz pierwszy musiał wyjechać do chorwackiego Lovranu, początkowo właśnie pod
opieką syna – przekreśliły te plany.
Ślady kolejnych tatrzańskich fascynacji odnajdujemy w
licznych przykładach twórczości pejzażowej Stanisława Ignacego Witkiewicza, z
czasów sprzed I wojny światowej. Maluje wtedy m.in. Hawrań i Murań w Tatrach
Bielskich, zakochuje się także w rejonie Hali Gąsienicowej i tej miłości
pozostanie wierny do końca życia.
Oto czytamy w liście do żony z 1926 r.: „W sobotę ze
Staroniewiczami poszliśmy na Granaty. Noc na Hali. (…)
Był z nami (przypadkowo się przybłąkał) Nowotny. Spaliliśmy cały stok
trawy od doliny do szczytu. Wyglądało to jak wulkan. Cudowne! Na Kozie Czuby
szli ścianą jacyś troje. Piekielny widok”…[31]
Jeden z pejzaży, przedstawiających Granaty (KDM I 107) Anna
Żakiewicz interpretuje w ten
sposób, że ów obłok, czy też pasemko mgły zostało
umieszczone w tym miejscu, by artysta mógł uchylić się przed problemem, jakim
było zróżnicowanie planów bliskich i dalekich.[32]
Ale może była to prorocza antycypacja wydarzenia, które on sam sprowokował 20
lat później?
Czy można go nazwać taternikiem? W
tamtych czasach z całą pewnością tak. Poza opisanymi już
wyrypami w rejonie Wysokiej i
Łomnicy, mamy odnotowaną wyprawę do Doliny Mięguszowieckiej, zapewne szlakiem
zbliżonym do trasy, jaką jego ojciec opisał w książce
Na przełęczy[33],
w 1909 r. był na Lodowym Szczycie[34],
być może w towarzystwie swego odwiecznego przyjaciela i głównego wroga
intelektualnego – Leona Chwistka, wspinał się także na Niebieską Turnię,
prowadzony przez króla przewodników tatrzańskich, Klimka Bachledę[35].
Chętnie też malował okolice podtarzańskie, jak na przykład widoki z tak bliskiej
sobie potem Antałówki czy też z Olczy, którą eksploatował raczej zimowo.
W latach międzywojennych chyba uprawiał tylko turystykę,
choć nierzadko były to wycieczki położone z dala od uczęszczanych szlaków.
Zawsze jednak góry były przezeń chętnie wykorzystywane jako tło, nawet w
kompozycjach abstrakcyjnych, także i tych, sytuowanych w artystycznej wyobraźni
daleko od naszych stron.[36]
Pocałunek mongolskiego księcia w lodowej pustyni, 1915-1918, KDM I 261, MNW -->
Mniej więcej w tym samym czasie rozpoczyna się przygoda Stanisława Ignacego
Witkiewicza z nartami.
Musiał poznać uroki zimowych Tatr już w młodości, jeśli
ojciec pisze do niego w lutym 1906 roku: „śnieg do
ski wyborny – szkoda, że Ciebie nie
ma”[37].
W tym samym roku zapisał się do kronik pionierów narciarstwa dokonując – z
innymi malarzami, Mariuszem Zaruskim i
Kazimierzem Młodzianowskim - pierwszego
narciarskiego wejścia na Giewont od strony Małej Łąki[38].
W swoich kronikach tatrzańskich Zaruski odnotowuje udział
Witkiewicza w wycieczce Zakopiańskiego Oddziału Narciarzy do Doliny Kondratowej
w marcu 1910 r.[39]
(ale chyba członkiem ZON, a później SNPTT nie był), zaś w marcu 1913 r. był na
nartach, prawdopodobnie po raz pierwszy, na Kasprowym Wierchu, w towarzystwie
Tadeusza Micińskiego[40].
Później jeździł tam, w obu kotłach, wielokrotnie, na długo przed wybudowaniem
kolejki. W latach międzywojennych narciarstwo będzie jego ulubioną rozrywką i
najlepszą formą oderwania się od problemów domowych i artystycznych.
Właśnie na narty podobno poszedł w noc po awanturze z
narzeczoną, Jadwigą Janczewską, 20 lutego 1914 r. Tak przynajmniej utrzymywała
jego matka. Według innych – poszedł wprost do mieszkającej w pobliżu Ireny
Solskiej, lub Heleny Czerwijowskiej. Z obydwiema romansował nadal, mimo związku
z Janczewską. Nazajutrz młoda kobieta pojechała do Doliny Kościeliskiej i tam na
Hali Pisanej odebrała sobie życie strzałem z rewolweru. Jego rewolweru. Po kilku
latach komentował to artystycznie w kompozycji[41],
w której także można dostrzec reminiscencje górskie – i towarzyskie, bowiem
postacie demonów, pochylających się nad leżącą kobietą przypominają dwie osoby,
według Witkiewicza zamieszane w tę sprawę – Tadeusza Micińskiego i Karola
Szymanowskiego.
<-- Kompozycja ze śpiącą kobietą i potworem (Samobójstwo), 1920, własność prywatna, depozyt MNW
W desperacji, w jaką popadł wówczas Witkiewicz, sam planował własne samobójstwo,
a nawet pisał w swoim testamencie, że życzy sobie, żeby pamiątki po Janczewskiej
i jej listy pochować pod kamieniem, który ma być dla niego postawiony w miejscu,
gdzie narzeczona odebrała sobie życie.
Dodajmy, że tej fatalnej nocy poprzedzającej samobójstwo Janczewskiej - nad
Tatrami wiał halny wiatr…
Ćwierć wieku później Witkiewicz odreagowywał bolesne zapewne wciąż wspomnienie
żałosną błazenadą, kiedy to na Hali Pisanej udawał
ducha Jadwigi Janczewskiej,
co sfotografował Józef Głogowski.
„Szkoda, że nie lubisz gór” – pisał Witkiewicz do żony w
1925 r., kiedy to ich małżeństwo praktycznie się rozpadło. Rzeczywiście, szkoda.
Gdyby Jadwiga lubiła góry i częściej towarzyszyła mężowi w wycieczkach letnich,
a nie tylko – sporadycznie – w przyjemnościach narciarskich, ich małżeństwo
mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Poznali się w 1922 r. w pracowni
kilimiarskiej firmy Tarkos[42],
skądinąd na ulicy Witkiewicza, ale dopiero za pół roku Witkacy – już możemy użyć
tego słowa – zaproponował jej spacer, potem kawę, potem wizytę u ciotki i
kuzynki na Antałówce, wreszcie – naukę jazdy na nartach. Dwa dni później, po
przyjęciu w domu znajomych Witkiewicza,
poszli razem na nocny spacer do Kuźnic i
tam Stanisław poprosił ją o rękę[43].
Po latach to właśnie Jadwiga - Nina, jak ją nazywał, będzie dla niego najbardziej
pożądaną towarzyszką wypraw narciarskich – mimo, iż relacje między nimi układały
się zdecydowanie – jakby powiedział Witkacy –
nie tego…
Ale oczywiście jeździł z wieloma innymi osobami – praktycznie z każdym kogo
udało mu się namówić, a często
przedtem – nauczyć narciarskiej
sztuki.
Terenem narciarskich eksploracji Witkacego były w latach międzywojennych przede
wszystkim okolice najbliższe jego miejsca zamieszkania, to jest Antałówka i
Koziniec, a także inne Pagóry, jak je nazywał: głównie Bachledzki Wierch, Olcza,
Cyrhla, Poronin, Małe Ciche, Wierch Poroniec, Bukowina Tatrzańska. Narciarskie
uroki Pasma Gubałowskiego, od Zębu po Ostrysz, poznawał przede wszystkim w
latach 20-tych. Jeździł także – może przesadą byłoby określenie „biegał” – na
Równi Krupowej, szczególnie gdy dawał komuś pierwsze lekcje poruszania się na
zimowym sprzęcie. Miał bowiem w tym zakresie zacięcie pedagogiczne, udzielając z
dużą cierpliwością lekcji narciarstwa nie tylko swojej żonie i – jeśli możemy
sądzić – kilku kochankom, ale także bardziej od niego doświadczonym tatrzańsko
przyjaciołom, jak Bronisław Gromadzki czy Maria i Edmund Strążyscy.
W Tatrach na nartach jeździł w zasadzie tylko po polskiej
stronie. Po I wojnie najczęściej bywał, podobnie jak w lecie, w okolicach Hali
Gąsienicowej i Kasprowego Wierchu. Pierwsza wzmianka na ten temat jest w jednym
z listów do narzeczonej, Jadwigi Unrug z marca 1923 r., kiedy to opisuje, jak
pod kierunkiem Augusta Zamoyskiego on z kolei ćwiczył jazdę na stromiźnie w
żlebie opadającym z Giewontu na Kalatówki[44].
Potem przynajmniej parę razy do roku bywał na Kasprowym, podchodząc przez Halę
Gąsienicową lub od strony Goryczkowej, co dowodzi po raz kolejny, że nie dlatego
jeździmy na nartach po Kasprowym, że tam jest kolejka, tylko dlatego tam jest
kolejka, że nasi poprzednicy jeździli tam chętnie na nartach… Gdy w 1936 roku
kolejka powstała, Witkacy – początkowo niechętnie usposobiony do tej nowinki, w
dodatku cierpiący na okresowe napady lęku przestrzeni – zmusił się do pierwszej
jazdy 5 marca 1936, tylko do Myślenickich Turni.[45]
Ale 19 marca tegoż roku już wjechał na szczyt, stamtąd
zjechał na nartach na Gąsienicową i wybrał się jeszcze tego samego dnia na
wycieczkę narciarską pod Mały Kościelec. Przenocował w schronisku i następnego
dnia wszedł na nartach na Kasprowy i zjechał przez Goryczkową.[46]
Wrażenia z pierwszej jazdy kolejką porównywał dwa lata
później do pierwszego lotu samolotem, pisząc: „Kiedy zrobiono na Kasprowy Szczyt
[tak!] kolej linową (początkowo byłem przeciwnikiem tej instytucji),
powiedziałem sobie, że nigdy nią nie pojadę. Nie wyobrażałem sobie po prostu dla
mnie możliwości wiszenia nad trzystumetrową przepaścią, i to w dodatku
przepaścią »ruchomą«, z zachodzącymi na siebie w miarę jazdy perspektywami w
dół. Namówiony przez entuzjastów kolejki przemogłem się i pojechałem. I »o
dziwo!«, jak by powiedział poeta, nie uczułem najmniejszego nawet nieprzyjemnego
wrażenia. Patrzyłem na dolinę Kasprową tak prawie, jak z krzesła na podłogę, a
przerażająca w wyobraźni ruchomość przepaści zdawała się w istocie łagodzić jej
wciągającą demoniczną potęgę. Odtąd stałem się wielbicielem kolejki, tym
bardziej, że daje ona ludziom, którzy by normalnie poza Kuźnice wyjść nie mogli,
możność podziwiania niesamowitej piękności widoku na Krywań, na zaczarowane
ogrody Doliny Cichej i Gąsienicowe Stawki z góry, mieniące się wszystkimi
odcieniami pawich piór i skrzydeł tropikalnych motyli”[47].
Innymi miejscami, często odwiedzanymi przez Witkacego na
nartach były okolice Hali Kopieniec oraz Dolina Chochołowska, gdzie kilkakrotnie
zjeżdżał z Rakonia aż po Drogę pod Reglami i dalej, do Doliny Kościeliskiej.
Jeździł także w Dolinie Pięciu Stawów Polskich i w okolicach Morskiego Oka.
Wiemy o dwóch parach nart, których po kolei używał, żonie kupił hikory z
wiązaniami Zdzisława Rittersschielda[48],
sobie sprawił w 1932 r. szerokie deski (dobre na świeżym śniegu) z wiązaniami
Franciszka Bujaka[49].
W latach międzywojennych posługiwał się już oczywiście dwoma kijkami (choć
pewnie w czasie wycieczki z Zaruskim jeszcze jednym, okutym bambusem), ale
stosował popularną wówczas technikę, wywodzącą się właśnie z czasów
jednokijowych, kiedy to długi drąg służył do utrzymywania równowagi, wbity w
śnieg funkcjonował jako ster, a na większej stromiźnie czy w terenie zalodzonym
narciarz wkładał ów kij między nogi, wbijał go w śnieg czy lód i siadał na nim,
rękami pociągając drugi koniec do góry, chcąc wyhamować. Towarzyszący Witkacemu
w narciarskiej wyprawie do Doliny Pięciu Stawów Henryk Worcell wspomina, że
Witkiewicz podobnie używał zwykłych kijków: „…tam, gdzie było bardziej stromo,
wkładał oba kijki między nogi, po prostu siadał na nich jak chłopiec na lasce
imitującej konia, i w ten sposób hamował swój szalony pęd, te kijki służyły mu
za hamulce.”[50]
<-- Witkiewiczowie i NN na nartach, lata 30., Książnica Pomorska
Ogółem znane mi źródła odnotowują 78 wycieczek
narciarskich, w latach 1906-1913 i 1923-1939. Dodajmy dla porządku, że w jednym
z listów do Heleny Czerwijowskiej Witkiewicz chwali się, że kierował na Cyrhli i
na Polanie Hurkotne siedmioosobowym bobslejem[51].
Letnie wycieczki odbywał często w okolicach Hali Gąsienicowej, czasami nocując w
tamtejszym schronisku. Po polskiej stronie lubił także rejony Polany
Chochołowskiej, Kopieńca, Morskiego Oka i Doliny Pięciu Stawów. Natomiast
prawdziwą atrakcją były dla niego wyprawy na „czeską” stronę, jak nazywał
południową stronę Tatr.
Mamy udokumentowanych kilka wielodniowych wypraw w poprzek
Tatr – np. latem 1923 r. przez Dolinę Jaworową i Przełęcz pod Kopą do Doliny
Kieżmarskiej[52],
czy najdłuższa - w lipcu 1927 z Hali Gąsienicowej przez Niewcyrkę, Dolinę
Koprową, Furkot, Dolinę Młynicy, Szczyrbskie Jezioro, Tatrzańską Łomnicę, Dolinę
Białych Stawów, Przełęcz pod Kopą do Doliny Jaworowej[53].
Bywał też chętnie w słowackich miasteczkach Spisza i Liptowa (szczególnie
upodobał sobie Liptowski Mikulasz[54]
i nawet porównywał go z… Nowym Sączem[55]),
zaglądał też na Orawę[56].
Był wielkim miłośnikiem słowackich jaskiń, kilkakrotnie
zwiedzał Groty Demianowskie[57],
był też prawdopodobnie w Dobszyńskiej Jaskini Lodowej[58].
Niestety, nie mamy fotografii z tych wypraw. Przynajmniej ja nie mam.
Mam za to dokument, który o ile wiem, po raz pierwszy
został zaprezentowany w mojej książce Wariat z Krupówek. To deklaracja
członkowska Klubu Sportowego „Tatry” i jego Sekcji Taternickiej, do której S. I.
Witkiewicz wstąpił w kwietniu 1933 r.[59]
Deklaracja członkowska SIW, archiwum Paryskich w zbiorach TPN -->
Witkacy zapisał się tam niekoniecznie po to, by jakoś grupowo się wspinać, tylko
z czystej sympatii dla prezesa tej organizacji, zaprzyjaźnionego z nim Bohdana
Filipowskiego, który napisał do książki
Witkiewicza o narkotykach rozdział o
morfinie i rok później zmarł, pokonany przez swoją ulubioną używkę, a Sekcja
Taternicka zaś wkrótce po jego śmierci się rozpadła.
Z Filipowskim był w górach chyba tylko raz, na wycieczce
narciarskiej do doliny Goryczkowej, ale kilkakrotnie rysował jego portrety[60].
<-- Bohdan Filipowski, 1928, KDM 788, MPŚ
Witkacy lubił na wycieczkach gadać, chwalić się swoją wiedzą, dyskutować, wygłupiać się, imponować. Zdarzały mu się, oczywiście, wycieczki samotne, ale głównie wtedy, gdy nie mógł znaleźć towarzystwa, albo kiedy miał wyjątkową chandrę. Na ogół jednak chodził w towarzystwie, bardzo często kobiecym.
Z dokumentów – mocno niestety fragmentarycznych w tej dziedzinie – wynika, że
Witkiewicz bywał w górach w towarzystwie co najmniej 81 osób. I trzech psów.
W góry prawie zawsze ubierał się elegancko i stylowo: ciężkie buty turystyczne,
pumpy podwiązane pod kolanami, wysokie skarpety, sweter albo luźna kurtka lub
marynarka, jasna koszula, obowiązkowy krawat, nawet pod sweter. Zresztą w ogóle
bez krawata pokazywał się rzadko. Na głowie beret lub śmieszny kapelusik z małym
rondkiem. W słoneczny dzień – zawsze ciemne, okrągłe okulary z grubą oprawką.
Czasem chciał i w górach zaszokować strojem – jak wtedy,
gdy ubierał się w spodenki kąpielowe, żółty letni kapelusz i letnie butki. W
pogodne dni chętnie zdejmował koszulę, nawet zimą, i opalał się, wystawiając do
słońca swoje oponki i mięsień piwny[61].
Łatwo się męczył, często odpoczywał, był jednak uparty i
szedł dalej. Ale rozsądnie: załamanie pogody, kiepski stan zdrowia,
nieodpowiednie towarzystwo powodowały, że rezygnował z wycieczki lub skracał
trasę. W latach 30. już nie podejmował wypraw bardziej forsownych[62].
Ale gdy zaś przez dłuższy nie mógł iść w góry – markotniał i tęsknił do Tatr.
Chyba w pewien sposób był też uzależniony od adrenaliny, którą wyzwala górska
wycieczka. Z przewodnikami chodził rzadko: z nieznanym nam przewodnikiem był ok.
1900 r. na Durnym, pewno też na Łomnicy, Klimek Bachleda prowadził go na
Niebieską Turnię, w latach międzywojennych sporadycznie chodził w większym
towarzystwie z przewodnikami Józefem Gąsienicą Tomków, Jędrzejem Marusarzem
Jarząbkiem i Józefem Stopką Krzeptowskim.
Żona Jadwiga, mimo że nie przepadała za górami, czasami jednak towarzyszyła mu w
wycieczkach. Niezbyt wiele jest udokumentowanych, jako że najwięcej wiadomości
na temat szczegółów biograficznych Witkacego czerpiemy z listów do żony, których
oczywiście nie pisał, gdy byli w Zakopanem razem. Zresztą, jak się wydaje ta
żonina górska abstynencja była elementem robienia mężowi na złość, a że natura
nie znosi próżni - on starał się tę pustkę wypełniać innymi kobietami.
Chyba najbardziej ją zirytował związek – także tatrzański – z jej własnymi
kuzynkami – Marią Pawlikowską, późniejszą Jasnorzewską i – o nieco niższej
temperaturze uczuciowej – Magdaleną Samozwaniec. Ale w korespondencji Witkacego
co i raz czytamy prośby do żony Jadwigi, wręcz błagania by przyjechała do
Zakopanego, gdzie mogliby urządzać wspaniałe wycieczki, latem i zimą, gdzie
byliby w górach razem, co na pewno by ich zbliżyło. Prośby te, rzadko, ale od
czasu do czasu jednak odnoszą skutek. Jak wiemy, paradoksalnie sytuacja między
małżonkami normuje się (na dość niskim z jej strony poziomie emocjonalnym)
dopiero po 1929 roku, kiedy Witkacy – jak to Nina pisała –
uciułał sobie nową kobietę, którą
była Czesława Oknińska-Korzeniowska. Od 1933 r. Jadwiga Witkiewiczowa podejmuje
pracę etatową i do Zakopanego może przyjeżdżać tylko w czasie krótkich urlopów.
Oknińska (1902–1975), o 17 lat młodsza od Witkacego była zgrabna, szczupła,
malutka, miała ładne nogi i bardzo Stasia kochała, choć związek ten był dla niej
podobno bardzo męczący. Anna Linke, wdowa po zaprzyjaźnionym z Witkacym malarzu
Bronisławie, zapamiętała ją nieco inaczej:
„Niebrzydka, ale nierzucająca się w oczy – drobna,
delikatna blondynka, ładna właściwie tylko wtedy, gdy się ożywiała. Zdaje się z
temperamentem – przyznała kiedyś, że noc bez mężczyzny jest dla niej stracona, a
ze Stasia, »demona seksu«, niewiele miała pod tym względem pociechy. Zdradzał
ją, bo po kilku latach ich związku był mężczyzną jedynie z nowymi, coraz
młodszymi kobietami. A później w ogóle impotentem, człowiekiem bardzo
zniszczonym, schorowanym”.[63]
Czesława Oknińska-Korzeniowska, pierwszy portret, wykonany przez Witkacego w 1929 r., kolekcja St. Okołowicza -->
Związali się na 10 lat i – jak to się mawia w przysiędze małżeńskiej – nie
opuścili się aż do śmierci. Nie byli małżeństwem, ale kłócili się i godzili,
jakby byli, a po jego śmierci ona wielokrotnie przedstawiała się jako „Witkacowa”.
W Zakopanem nigdy, zdaje się, nie mieszkali wspólnie, on odwiedzał ją w
pensjonatach, często położonych niedaleko od „Witkiewiczówki”, chodzili razem na
wycieczki i wyprawy narciarskie, ale nie wiemy o tym, by razem pokazywali się na
„orgiach”, choć mieli wspólnych przyjaciół – przede wszystkim mieszkających
niedaleko Marię i Edmunda Strążyskich, Jana Leszczyńskiego, Bolesława
Micińskiego…
Czesia również pracowała etatowo i tak jak Witkiewiczowa też musiała
wykorzystywać na Zakopane czas urlopowy. Największy problem logistyczny miał
Witkiewicz w tym, żeby urlopy te nie przypadały w tym samym czasie. Kolejny
kłopot polegał na tym, że Czesia nie jest wówczas jedyną bliską przyjaciółką
Stanisława Ignacego, a w przeciwieństwie do żony jest diabelnie zazdrosna.
Wśród kobiet towarzyszących mu na wycieczkach warto wymienić jeszcze
przynajmniej dwie – także dlatego, że były jego znanymi modelkami. Pierwsza z
nich to Nena Stachurska (1905–1945).
Znamy ją, wydawało by się, doskonale: patrzy na nas wielkimi oczami ze ścian
wszystkich muzeów, gdzie eksponowane są rysowane przez niego portrety. Osiedliła
się wraz z matką i starszą siostrą w Zakopanem w 1913 r. i wtedy ją,
ośmioletnią, poznał Witkiewicz przypadkiem, jako towarzyszkę zabaw przebywającej
wówczas pod Giewontem Anny Sosnowskiej – córki Ireny Solskiej. Potem trochę
mijali się w Towarzystwie Teatralnym, gdzie Nena, czyli Jadwiga i Mia, czyli
Modesta Stachurskie udzielały się w nielubianej przez Witkacego sekcji teatru
naturalistycznego. Pierwszy portret zrobił jej we wrześniu 1928 r.
Dość szybko stała się jego partnerką na wielu polach:
chodzili razem do przyjaciół, na narty i w góry, Witkacy bywał u niej w domu – a
dokładniej w domu jej matki i w domu jej siostry. Modesta Stachurska wyszła za
mąż za znanego zakopiańskiego wydawcę, autora przewodników, kartografa,
speleologa i właściciela renomowanej księgarni – Tadeusza Zwolińskiego. Nena
Stachurska pracowała w tej księgarni jako sprzedawczyni, podobno przyciągając
wielu klientów swoją urodą, a zwłaszcza pięknymi dłońmi.
Związek musiał być dość
bliski, jeśli już w 1929 r. wysłali napisany wspólnie list do Edmunda
Strążyskiego, podpisany: „Staś – Zośka, Nena – księgarnia,
zaręczeni”[64].
Zrobił jej podobno ponad setkę portretów, z których Katalog Dzieł Malarskich
Witkiewicza wymienia 88. Jest też trochę zachowanych jej fotografii, ale żadnego
porządnego zdjęcia portretowego.
O tym, jak naprawdę wyglądała, mamy mizerne pojęcie i chcąc nie chcąc musimy się
posłużyć opisem, sporządzonym przez Witkacego i zapisanym na karcie Regulaminu
Firmy Portretowej, jako dane do „Legitymacji honorowej klientki”:
„Rysopis:
Oczy – śliczne i nieprzytomne, zresztą niebieskawe, źrenice bardzo rozszerzone.
Nos – jak to teraz mówią »falisty«
Usta – jadowito uśmiechnięte, ale względnie dobrze narysowane, choć nieco
miejscami, pod względem wywinięcia à la Van Dyck, przesadzone (oczywiście jak na
dzisiejsze czasy)
Włosy – niemożliwie wijące się
Owal – umiarkowany
Wzrost – mierny, ale nie mizerny
W ogóle tak, ale po co o tym gadać”[65].
Być może jednak charakter miała nieco odmienny od
powierzchowności, jeśli na jednym z jej portretów widnieje napis „Skorpion”, tak
też prawdopodobnie ją nazywał Witkacy w listach do Edmunda Strążyskiego[66].
Witkiewicz znał się blisko z jej rodziną, wspólnie bywali na samochodowych
wycieczkach na polskim i słowackim Podtatrzu, ale nie była to jakaś trwała
przyjaźń, bo zanikła po wygaśnięciu romansu z Neną. Ona zaś spotykała się z
Witkacym do 1935 r., potem, mając dość jego zdrad i obsesyjnej wręcz fascynacji
Czesławą Oknińską – zerwała znajomość i wyjechała do Warszawy, gdzie związała
się z innym mężczyzną, ale gdy ten zmarł – w czasie wojny wróciła do Zakopanego
i w 1945 r. zmarła tu na gruźlicę.
Jeszcze większa, może bardziej gwałtowna, choć krótsza miłość łączyła
Witkiewicza z inną jego modelką, a zarazem towarzyszką orgii u przyjaciół, a
także uczestniczką wycieczek tatrzańskich – Janiną, czyli Inką Turowską
(1910–1944).
O pięć lat młodsza od Neny, także z matką i starszą siostrą
po śmierci ojca przyjechała do Zakopanego, gdzie jej stryj, Stanisław Turowski,
był dyrektorem gimnazjum. Pierwszy portret Inki Witkacy zaczął malować w
styczniu 1929 r. Znajomość dość szybko przekształciła się w zażyłość, a nawet –
zaryzykujmy to słowo! – w miłość, krótkotrwałą i gwałtowną. W połowie 1930 r.
Witkacy przyznał się do tego związku żonie: „Co zrobić, że Inka Turowska coraz
więcej mi się podoba i boję się, że się zakocham i zrobię jakieś głupstwo...”[67].
Rzeczywiście, zrobienie głupstwa było o krok, bo Stanisław Ignacy zaczął… starać
się o rękę młodszej o ćwierć wieku Inki i uprzedzał żonę o możliwości rozwodu.
Szybko się jednak z tego wycofał, stwierdzając, że „Inka
jest głupia jak but i w ogóle nie mam zamiaru się żenić”[68].
Ale niech to nas nie zwiedzie: w listach do żony często obrzucał inwektywami
swoje znajome, co najczęściej należy odbierać zupełnie odwrotnie: jak o którejś
pani Witkacy zaczyna pisać źle, to znaczy, że właśnie się z nią – powiedzmy -
bliżej zaprzyjaźnił.
Był związany z Inką szczególnie w latach 1930-1933 r., bywał z nią u przyjaciół
i na wycieczkach, i przede wszystkim – malował jej portrety, których podobno
powstało sto kilkadziesiąt (KDM wymienia 48).
Ale się nie rozwiódł z Jadwigą i nie ożenił z Turowską, co więcej – popełnił
spory błąd, poznając ją z młodym filozofem Janem Leszczyńskim, który w Ince się
zakochał, oświadczył i został przyjęty. Byli potem w przyjacielskich relacjach,
nawet w góry chodzili razem, ale o zażyłości już rzecz jasna nie było
mowy.
Wśród męskich towarzyszy wycieczek z lat międzywojennych na pierwszym miejscu
trzeba wymienić Józefa Głogowskiego (1893–1969) – inżyniera naftowego,
mieszkającego od 1926 r. w Zakopanem, któremu zawdzięczamy wiele zdjęć Witkacego
w górach, oraz Edmunda Strążyskiego
(1889–1973), polonistę, teozofa, który wraz z żoną Marią, romanistką, miał od
lat 20-tych w Zakopanem dom Edmarowo, gdzie na stałe zamieszkali w 1933 r.
<--
Warto odnotować i to, że Witkiewicz wyciągnął (kolejką!) na
Kasprowy Wierch wybitnego niemieckiego filozofa Hansa Corneliusa, który w 1937
r. na jego zaproszenie przyjechał do Polski i spędził kilka dni w Zakopanem[69].
Najbliższym jego przyjacielem w dziedzinie filozofii, ale nie tylko - był Roman
Ingarden, choć nie znalazłem jak dotąd śladów ich wspólnych wycieczek
tatrzańskich, za to spotykali się często pod samiućkimi Tatrami – u Witkacego na
Antałówce czy, najczęściej, na piwie w barze „Bystrzanka” u Gizeli Paprzycowej[70].
Wszystkie te postacie są akurat dobrze znane i szeroko opisywane, chciałbym więc
na zakończenie skupić się na innym, ciekawym i zupełnie w Zakopanem nie znanym
przyjacielu Stanisława Ignacego Witkiewicza.
To francuski filozof – neotomista i eseista André
Goupil-Vardon, urodzony w 1902 r. w Cherbourgu w Bretanii w rodzinie
zegarmistrza, studiował teologię i filozofię w Paryżu, m.in. pod kierunkiem
Jacques’a Maritaina. W Paryżu poznał działacza polskiej Akcji Katolickiej
Leonarda Świderskiego, który namówił go do przyjazdu do Zakopanego. Vardon bywał
tu co najmniej od marca 1931 r., kiedy to po raz pierwszy jego nazwisko pojawiło
się na listach gości
Doskonale nauczył się polskiego, był wykładowcą podczas
zajęć Wakacyjnych Kursów Naukowo-Literackich w Zakopanem w 1937 i 1938 r., gdzie
prowadził zajęcia na temat filozofii i języka francuskiego. Po wojnie bywał
często w Polsce, także w Zakopanem, a jego rodzina angażowała się mocno w pomoc
dla Polaków po wprowadzeniu stanu wojennego. Zmarł w
bretańskiej miejscowości Léhon w 1992 r.[73]
Ostatnią w życiu wycieczkę w góry – w dniach 19 i 20 sierpnia 1939 r. na Halę Gąsienicową, zdaje się z zejściem przez Morskie Oko czy Roztokę – Witkiewicz odbył także z Vardonem. Było trochę pechowo: Francuz w nocy wypadł z górnego łóżka, rozbijając sobie głowę o kant dolnego. „Cudem ocalał”, jak pisał w liście do żony Witkacy[74].
<-- Na portrecie zbiorowym z T. Langierem i B. Włodarską Witkiewicz wyłania się z Tatr..., 1938 r., KDM 2140, MT
Ale góry to dla Witkiewicza nie tylko przedmiot artystycznej eksploracji i miejsce ucieczki od życiowych kłopotów – to także ważny punkt odniesienia zarówno w twórczości, jak i w filozofii życiowej. Wszystkie cztery powieści jego autorstwa są usytuowane – przynajmniej częściowo – w scenerii górskiej i zakopiańskiej, sporo odniesień górskich jest także w jego sztukach teatralnych, zwykle zresztą mocno metaforycznych[75]. Swoje duchowe rozterki też niekiedy metaforyzuje poprzez górskie odniesienia, jak w jednym z listów do żony z 1930 r.: „… stoję na Przełęczy życia, zmęczony, a wokoło nudne i groźne szczyty i pogoda się psuje”[76].
Ostatnie dzieło S.I. Witkiewicza - autoportret z 22/23 sierpnia 1939 r., własność prywatna -->
Ostatnie zakopiańskie wspomnienie o Stanisławie Ignacym
Witkiewiczu ma także charakter tatrzański, a jego autorem jest inny przyjaciel
Witkacego – Rafał Malczewski. „Ostatni raz – czytamy w książce
Pępek świata - widziałem go na szosie
Morskie Oko – Zakopane, czekającego na autobus, tydzień może przed wojną. Szosa
była pusta i zachód spływał na lasy i góry. »Wiesz – powiedział – wojna to
koniec naszemu pokoleniu – żadnych złudzeń«. Pamiętam – podjechał autobus i
Witkacy wkroczył w jego wnętrze wielki i ponury. I już tak dla mnie odjechał w
wieczność…”[77]
A potem była już tylko Warszawa, później poleskie lasy i podmokłe równiny, i
wreszcie samotny dąb na niewielkim wzgórzu, koło miejscowości Jeziory.
Artykuł jest nieco zmienioną wersją wykładu, wygłoszonego 20 sierpnia 2015, w
Zakopanem, podczas „Czwartku muzealnego” w oddziale Muzeum Tatrzańskiego na
Kozińcu.
Skróty:
BN - Biblioteka Narodowa
MNK - Muzeum Narodowe w Krakowie
MNW - Muzeum Narodowe w Warszawie
MPŚ - Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku
MT - Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem
Bibliografia:
Bocheński Tomasz, Witkacy i reszta świata, Łódź 2010
Degler Janusz, Witkacego portret wielokrotny, Warszawa 2009
Franczak Ewa, Okołowicz Stefan, Przeciw Nicości. Fotografie Stanisława Ignacego Witkiewicza, Kraków 1986
Gondowicz Jan,
Paradoks o autorze, Kraków 2011
Malczewski Rafał, Pępek świata. Wspomnienia z Zakopanego, Warszawa 1960
Micińska Anna, Istnienie poszczególne: Stanisław Ignacy Witkiewicz, Wrocław 2003
Okołowicz Stefan, Dwie miłości Bunga: księżniczka Isis i Lola Montez, Aneks do: S.I. Witkiewicz, 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta, wstęp i opracowanie A. Micińska, posłowie J. Degler
Paryski Witold Henryk, W kręgu Witkacego (Fragment wspomnień), „Podtatrze” 1989, zeszyt 33-34, s. 93-99
Pawlak Tomasz, Prywatysta Witkiewicz. O maturze Stanisława Ignacego Witkiewicza, „Pamiętnik Literacki” 2013, z. 2, s. 205-218
Pinkwart Maciej, Wariat z Krupówek, Nowy Targ 2015
Rytard Jerzy Mieczysław, Witkacy, czyli o życiu po drugiej stronie rozpaczy, w: Stanisław Ignacy Witkiewicz, człowiek i twórca, księga pamiątkowa pod redakcją Tadeusza Kotarbińskiego i Jerzego Eugeniusza Płomieńskiego, Warszawa 1957
Siedlecka Joanna, Mahatma Witkac, Warszawa 2014
Witkiewicz Stanisław, Listy do syna, opr. Bożena Danek-Wojnowska i Anna Micińska, Warszawa 1969
Witkiewicz Stanisław Ignacy, Katalog Dzieł Malarskich, opracowała I. Jakimowicz przy współpracy A. Żakiewicz, Warszawa 1990
Witkiewicz Stanisław Ignacy, Listy do żony (1923-1927). Przygotowała do druku A. Micińska, opracował i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2005
Witkiewicz Stanisław Ignacy, Listy do żony (1928-1931). Przygotowała do druku A. Micińska, opracował i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2007
Witkiewicz Stanisław Ignacy, Listy do żony (1932-1935). Przygotowała do druku A. Micińska, opracował i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2010
Witkiewicz Stanisław Ignacy, Listy do żony (1936-1939). Przygotowała do druku A. Micińska, opracował i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2012 (dalej: LDŻ IV)
Witkiewicz Stanisław Ignacy, Listy I, opr. T. Pawlak, Warszawa 2013
Witkiewicz Stanisław Ignacy, Listy II, vol. I, Opracowali i przypisami opatrzyli T. Pawlak oraz St. Okołowicz i J. Degler, Warszawa 2014
Worcell Henryk, Wpisani w Giewont, Wrocław 1974
Zwoliński Stefan, Tatrzański rejon jaskiniowy, „Światowit” 1955, nr 21
Żakiewicz Anna, Witkacy w Tatrach. O roli młodzieńczych studiów pejzażowych w dojrzewaniu malarza, „Rocznik Podhalański” tom VIII, Zakopane 2002
[1] A.
Żakiewicz, Witkacy w Tatrach. O roli młodzieńczych studiów pejzażowych w
dojrzewaniu malarza, „Rocznik Podhalański” tom VIII, Zakopane 2002, s.
111-142
[2] J.
Gondowicz, Paradoks o autorze,
Kraków 2011
[3] S.I.
Witkiewicz, Listy I, opr. T. Pawlak, Warszawa 2013 (dalej:
Listy I), s. 139
[4] tamże, s.
251
[5] tamże, s.
406
[6] 13 sierpnia
2015, w Galerii na Kozińcu.
[7]
A. Micińska, U. Kenar, Wistość
tych rzeczy jest nie z świata tego. Stanisława Ignacego Witkiewicza
wiersze i rysunki, Kraków 1977, s. 114. W liście do żony z 28 maja
1933 wiersz ma inną, nieco gorszą pod względem rytmicznym postać: „To
duża przykrość, duża/od rana robić stróża/za taki nędzny zysk/zgłębiać
ten przykry pysk”. S.I. Witkiewicz, Listy do żony (1932-1935).
Przygotowała do druku A. Micińska, opracował i przypisami opatrzył J.
Degler, Warszawa 2010 (dalej: LDŻ III), s. 130.
[8] Była to
prawdopodobnie córka kamerdynera i ogrodnika Władysława Zamoyskiego,
Helena Jankowiakówna. S.I. Witkiewicz,
Listy do żony (1928-1931). Przygotowała do druku A. Micińska,
opracował i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2007 (dalej: LDŻ
II), s. 407, przyp. 4; S.I. Witkiewicz, Listy II, vol. I, opracowali
i przypisami opatrzyli T. Pawlak oraz St. Okołowicz i J. Degler,
Warszawa 2014 (dalej: Listy II), s. 219.
[9]
LDŻ III,
s. 16, list z 27 lutego 1934. Była to Franciszka Łysiakowa (być może
raczej kucharka; wg St. I. Witkiewicz, Katalog Dzieł Malarskich,
opracowała I. Jakimowicz przy współpracy A. Żakiewicz, Warszawa 1990
(dalej: KDM), I 1601, była to niania Szumanów).
[10]
LDŻ III,
s. 128, list z 23 maja 1933.
[11]
„Zrobiłem „kolegę” z warsz[awskiej] akad[emii] za 15 zł – to bycze,
co?”. LDŻ III, s. 259, list z 22 sierpnia 1934.
[12]
A. Micińska,
Istnienie poszczególne: Stanisław
Ignacy Witkiewicz, Wrocław 2003, s. 33.
[13]
Listy I,
s. 46
[14] tamże, s.
39.
[15] S.Witkiewicz,
Listy do syna, opr. Bożena
Danek-Wojnowska i Anna Micińska, Warszawa 1969 (dalej: LDS).
[16] E.Franczak, S.Okołowicz, Przeciw Nicości.
Fotografie Stanisława Ignacego Witkiewicza, Kraków 1986, zdj. 31-37.
[17] tamże.
[18] O romansie
S.I, Witkiewicza z Tyszkiewiczówną – patrz:
S. Okołowicz, Dwie miłości Bunga:
księżniczka Isis i Lola Montez,
Aneks do: S.I. Witkiewicz,
622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta, wstęp i opracowanie A.
Micińska, posłowie J. Degler, s. 520.
[19] „Byłem
wczoraj z taką Izą okropną, Trembecką i Kr. Ejböl na Wantulach. Lało
często, szliśmy nago przeważnie.” – LDŻ II, s. 230, list z 27
lipca 1931.
[20] W zbiorach
Książnicy Pomorskiej w Szczecinie.
[21]
KDM I 8.
[22]
Wystawa obrazów i rzeźb, „Przegląd
Zakopiański” 1902, 2 stycznia, nr 1, s. 6-7.
[23] „Przegląd
Zakopiański nr 8, z 22 lutego 1900. Fotografie rysunków zachowały się w
Muzeum Tatrzańskim, AFN5662-XIX 77
Wyspy pratatrzańskie,
AFN5663-XIX 76 Pejzaż tryasowy.
[24] [Zygmunt Weyberg] Z.W., Muzeum Tatrzańskie w chwili obecnej, „Przegląd Zakopiański” 1901, 29 sierpnia, nr 35, s. 333-334.
[25]
M. Limanowski,
List otwarty do przewodniczącego
Muzeum Chałubińskiego w Zakopanem, p. dr. Florkiewicza, „Przegląd
Zakopiański” 1901, 26 września, nr 39, s. 374-377.
[26]
S. Zwoliński,
Tatrzański rejon jaskiniowy,
„Światowit” 1955, nr 21, s. 49-80.
[27]
Trzydzieste Sprawozdanie Dyrekcyi C.K. Wyższej Szkoły Realnej we Lwowie
za rok szkolny 1903, s. 39-42,
www.pbc.rzeszow.pl; wiadomość o tym dokumencie podał na stronie
www.witkacologia.eu T. Pawlak, autor artykułu
Prywatysta Witkiewicz. O maturze
Stanisława Ignacego Witkiewicza, „Pamiętnik Literacki” 2013, z. 2,
s. 205-218.
[28]
LDS, s.
187.
[29]
T. Bocheński,
Witkacy i reszta świata, Łódź
2010, s. 16. Autor trochę „powiększa” wyczyn Stanisława Ignacego,
przypisując Vojakowi wysokość ponad
[30] A.
Żakiewicz, op.cit., KDM.
[31]
S.I. Witkiewicz, Listy do
żony (1923-1927). Przygotowała do druku A. Micińska, opracował i
przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2005 (dalej: LDŻ I), s.
123, list z 15 listopada 1926.
[32] A.
Żakiewicz, op. cit. S. 129.
[33] op.cit. s.
116-117.
[34]
LDS,
s. 405.
[35] J.M. Rytard,
Witkacy, czyli o życiu po drugiej stronie rozpaczy, w:
Stanisław Ignacy Witkiewicz, człowiek i twórca, księga pamiątkowa
pod redakcją Tadeusza Kotarbińskiego i Jerzego Eugeniusza Płomieńskiego,
Warszawa 1957, s. 284.
[36] Jak np.
Pocałunek mongolskiego księcia, KDM I 261.
[37]
LDS, s.
323, list z 25 lutego 1906.
[38]
M. Zaruski,
Na bezdrożach tatrzańskich,
Warszawa 1958, s. 217.
[39]
M. Zaruski,
Z Tatr, „Zakopane” 1910, 22
kwietnia, nr 8.
[40] „Byliśmy na
ski na Kasprowej. Widziałem takie rzeczy, że mózg mi się wywrócił pod
czaszką. Niebo czerwonawe u dołu przechodzi w czarny granat, a
opancerzone lodem szczyty lśnią jak obite srebrną blachą” – list
z 10 marca 1913 do H. Czerwijowskiej
w: Listy I, s. 247.
[43]
J. Witkiewiczowa,
Wspomnienia o S. I. Witkiewiczu,
w: S.I. Witkiewicz, Listy do żony (1936-1939).
Przygotowała do druku A. Micińska, opracował i przypisami opatrzył J.
Degler, Warszawa 2012 (dalej: LDŻ IV), s. 559-561.
[44]
LDŻ I,
s. 13, list z 29 marca 1923.
[45]
LDŻ IV,
s. 21, list z 6 marca 1936.
[46] Tamże, s.
27-29.
[47]
S.I. Witkiewicz,
Wrażenia ze spóźnionego,
niestety, pierwszego lotu, „Tygodnik Ilustrowany” 1938, 17 lipca, nr
29, s. 546.
[48]
LDŻ II,
s. 61, list z 6 lutego 1929.
[49]
Listy II,
s. 251, list do M. i E. Strążyskich z 6 marca 1932.
[50]
H. Worcell,
Wpisani w Giewont, Wrocław
1974, s. 82.
[51]
Listy I,
s. 239.
[52]
LDŻ I,
s. 169.
[53] tamże, s.
168-170.
[54]
Listy II,
s. 103
[55]
LDŻ IV,
s. 216.
[56]
LDŻ IV,
s. 21, 145; Listy II, s. 103
[57]
LDŻ II,
s. 17, 21, 145; Listy II, s. 103
[58]
LDŻ II,
s. 250, list z 31 sierpnia 1931.
[59] Dokument
udostępnił mi ongi ze swoich zbiorów Witold Henryk Paryski. Obecnie oryginał
deklaracji jest w archiwum TPN.
[60]
KDM
I 788, 789, 811, 856, 885, 1067, 1093, 1094. Portretował też jego żonę:
KDM I 789, 840, 1095, 1271. O Filipowskim patrz też W.H. Paryski,
W kręgu Witkacego (Fragment wspomnień), „Podtatrze” 1989, zeszyt
33-34, s. 93-99, Z. i W.H.
Paryscy, Wielka Encyklopedia Tatrzańska, Poronin 1995, s. 274,
R. Malczewski, Pępek świata.
Wspomnienia z Zakopanego, Warszawa 1960,
s. 105.
[61] „Mały
spacer ½-nago i tak (mimo smaru) spaliłem skórę, że mam dreszcze, kolor
– Lacque carminé i olej lniany z wodą wapienną jak na pop[arzenie] I
stop[nia]” – LDŻ III, s. 156-157, list z 15 sierpnia 1933.
[62]
LDŻ II,
s. 234, list z 5 sierpnia 1931.
[63] J.
Siedlecka, Mahatma Witkac, Warszawa 2014, s. 145
[64]
Listy II,
s. 222; Listy do Marii i Edmunda
Strążyskich, list z dnia 10 sierpnia 1929. I adresaci, i nadawcy
przebywali w tym czasie w Zakopanem, więc ewidentnie widać, że w liście
chodziło o zademonstrowanie tego, że Witkiewicz i Stachurska są razem.
[65]
tamże,
s. 542, zapiski z 1933 r.
[66] tamże, s.
217
[67] LDŻ II,
s. 184, list z 30 czerwca 1930.
[68] Tamże,
s. 188, list z 8 lipca 1930.
[69]
O przyjaźni Witkacego z Hansem Corneliusem,
w: J. Degler, Witkacego portret wielokrotny, Warszawa 2009, s.
255-272.
[70]
„Po 3 bombach u Paprz[ycy]
stan się znacznie poprawił. Tu dopiero przeczytałem niezwykle ciekawy
list Ingardena”, LDŻ III, s. 303, list z 23 kwietnia 1935.
[71]
Lista gości,
„Zakopane” 1931, 22 marca, nr 12, s. 6.
[72] Muzeum
Narodowe w Krakowie - MNK III-r.a-14471;
KDM odnotowuje jeszcze jeden portret Goupil-Vardona, narysowany 1
maja 1934 r. (KDM I 1848) i znajdujący się w Muzeum Literatury w
Warszawie.
[73]
Informacje biograficzne
pochodzą od Łucji Częścik, a otrzymałem je za pośrednictwem Tomasza
Pawlaka.
[74]
LDŻ IV,
s. 286, listy z 21 i 22 sierpnia 1939
[75] Jak np.
tytuł jednej ze sztuk: Gyubal Wahazar – czyli Na przełęczach bezsensu
(nieeuklidesowy dramat w czterech aktach).
[76]
LDŻ II, s. 1295, list z 18 lipca 1930.
[77]
R. Malczewski,
Pępek świata…, s. 88.