Sto jeden lat temu,
po kilkuletniej przerwie, przyjechał do Zakopanego Karol Szymanowski i
zamieszkał najpierw w pensjonacie „Stamary”, potem na Bystrem, gdzie Maria
Witkiewiczowa prowadziła pensjonat „Nosal”. 21 lutego 1914 roku mieszkająca w
tym samym domu narzeczona Stanisława Ignacego Witkiewicza – Jadwiga Janczewska
popełniła samobójstwo, strzelając do siebie w browninga, należącego do
Witkacego. Cień tej tragedii towarzyszył Stanisławowi do końca życia, na zawsze
też rozdzielił dwóch wielkich artystów, będących poniekąd symbolami dawnego
Zakopanego – Szymanowskiego i Witkiewicza.
Oto fragment
z przygotowywanej do druku mojej książki „Wariat z Krupówek”, która
ma się ukazać w tym roku.
-------------------------------------------------------------
Maciej Pinkwart
Halny w
Kościeliskiej
Willę
„Nosal” wiosną 1910 r. wybudował dla rodziny Cieślów Stanisław Zubek[1],
w miejscu, gdzie dziś jest portiernia Kliniki Ortopedii i Rehabilitacji
Collegium Medicum UJ (ul. O. Balzera 15)
. Przez kilka sezonów zapewne przyjmowano tam gości tylko latem, gdyż pierwsze
meldunki w latach 1910-1912 przypadają na czerwiec. Zapewne po remoncie i
wyposażeniu domu w piece dom jesienią 1912 r. odnajmuje Maria Witkiewiczowa.
Prawdopodobnie pierwszymi gośćmi nowego pensjonatu stali się Jadwiga Janczewska
z Mińska i Konstanty Lewicki z Poznania, szwagier doktora Karola Beauraina[2].
Jeszcze w tym samym roku, w grudniu 1912, zamieszkają w pensjonacie Helena
Czerwijowska oraz Stefan Żeromski z rodziną[3].
Meldunek w „Nosalu” Janczewskiej i Żeromskiego powtórzy się także z początkiem
1913 r.[4].
Żeromski ponownie pokaże się w „Nosalu” z końcem marca 1913. Po sąsiedzku na
Bystrem z początkiem tego roku będą mieszkać także dawny nauczyciel Witkiewicza
– Mieczysław Limanowski oraz najbliższy przyjaciel Witkacego – Bronisław
Malinowski.
Jadwiga Janczewska (1889?-1914) to niewątpliwie jedna z
najważniejszych kobiet w życiu Witkiewicza – zapewne najważniejsza, jeśli chodzi
o dalekosiężne skutki tej znajomości. Zarazem jest to osoba tragiczna, bowiem
znajomość – miłość? – zakończyła się dla niej samobójczą śmiercią, dla niego –
wieloletnią obsesją, wynikającą z wyrzutów sumienia, być może uzasadnionych,
która w efekcie także i jego doprowadziła do samobójstwa. Pochodziła z rodziny
polskiego ziemiaństwa z Mińska, uparcie nawet dziś zgodnie z nazewnictwem
przedwojennym nazywanym Litewskim (dziś: stolica Białorusi). Jej ojciec był tam
znanym adwokatem, w 1906 r. posłem do rosyjskiej Dumy. Drugi majątek miał w
Leszczach koło Koła, gdzie najczęściej przebywały jego dzieci – córka Jadwiga i
syn Leon[5].
Rodzina
Janczewskich (zdaje się, że nie było żadnego pokrewieństwa między nimi a
szwagierką Henryka Sienkiewicza, także Jadwigą – z Szetkiewiczów – Janczewską i
jej mężem Edwardem, z którymi Stanisław Witkiewicz – ojciec utrzymywał bliską
znajomość) chyba jeszcze z Mińska znała się z mieszkającą tam częścią rodziny
Witkiewiczów. Młodzi Janczewscy studiowali w Krakowie i tam właśnie w 1909 r.
Stanisław Ignacy poznał Jadwigę[6].
Bliższe okoliczności tego wydarzenia nie są nam znane – on sam pisze o tym w
liście, skierowanym do Bronisława Malinowskiego i do rodziców z Adelaidy w
Australii: Przed marcem (1909 - MP)
poznałem u panny M.B. śp. Jadwigę Janczewską[7].
Ciekawe, że znajomość z Janczewską jest wcześniejsza od poznania przez
Witkiewicza Ireny Solskiej… Jadwiga chorowała na gruźlicę i od 1909 r. leczyła
się klimatycznie w Zakopanem. Pierwszy raz
Lista Gości w tygodniku „Zakopane”
odnotowuje jej pobyt z matką w sierpniu 1909, w pensjonacie „Jerzewo” przy ul.
Jagiellońskiej[8].
Tam też początkowo mieszkali inni członkowie tej rodziny. Styczeń 1910 zastaje
obie Jadwigi Janczewskie nadal w pensjonacie „Jerzewo”.
Willa ta, położona w pobliżu skrzyżowania Jagiellońskiej i ul. Witkiewicza (ul. Jagiellońska 40), wybudowana w 1885 r. w stylu tyrolskim dla A. Mizerskiej-Plewkiewiczowej jest najstarszym budynkiem istniejącym do dzisiaj w tej części Zakopanego. W 1898 r. mieszkał tu Stefan Żeromski z żoną. W 1904 r. willa stała się własnością Józefy Marchlewskiej (siostry socjaldemokraty Juliana), późniejszej żony doktora Henryka Wilczyńskiego, która prowadziła tam pensjonat, przyjmujący osoby chore na płuca.
W styczniu 1912 stan zdrowia Jadwigi musiał się pogorszyć,
bo „Lista Gości”[9]
informuje o jej pobycie w Sanatorium dra Hawranka (dziś willa „Rialto”,
ul. Chałubińskiego 5). Jak już
wiemy, od kilku lat założyciel sanatorium nie żył, a placówkę prowadziła jego
żona. Zarówno stan sanitarny w samej willi i w jej okolicy, jak i poziom usług
medycznych był dość niski, a skargi pacjentów i sąsiadów tak częste, że
zastanawiano się, czy władze nie powinny zamknąć lecznicy. Nie czekając na taką
decyzję, jesienią 1912 r. Jadwiga Janczewska przeprowadziła się do willi
„Nosal”.
Tutaj sprawy zaczęły biec szybko. 17 stycznia 1913 r., w
piątek, Stanisław Ignacy Witkiewicz oświadczył się Janczewskiej[10]
– i oświadczyny zostały przyjęte. Niedługo potem pisał do Heleny Czerwijowskiej:
Przekonałem się, że właściwie au fond
des fonds mniej lub więcej świadomie
kochałem się w pannie J. Oświadczyłem
się jej i zostałem przyjęty. Postanowiłem się ożenić coûte que coûte
– dlatego że inaczej życie moje zacznie przybierać formę potwornego bezsensu[11].
Ale już kilka dni później, w lutym 1913 pisze do tej samej adresatki:
Parę dni temu byłem bliski samobójstwa. Tylko p. J. była
tak dobra, że zwolniła mnie ze wszystkich słów i obowiązków. Bardzo dobrze mnie
rozumie w każdym razie i mam do niej głęboką wdzięczność za to[12].
Czy kiedykolwiek ponownie został oficjalnie jej
narzeczonym, czy przedłużał stan tymczasowy, chcąc wypróbować, na ile panna
będzie ulegać jego wymaganiom – w tym tolerować jego niewierność? Można sądzić,
że ponownej ostatecznej deklaracji nie złożył[13].
Jadwiga w czerwcu 1913 r. wyjechała na kilka letnich tygodni do rodzinnych
Leszcz (o czym zapewne świadczy przerwa w pozdrowieniach, przesyłanych dla niej
przez Witkiewicza ojca, zastąpionych przez pozdrowienia dla Heleny
Czerwijowskiej, także uwaga Stanisława Ignacego Witkiewicza w liście z Australii
do Malinowskiego i rodziców[14]),
jednak z końcem sierpnia już była z powrotem w willi „Nosal”[15].
A tata dzieli swe pozdrowienia między „pannę Jadwigę”, a „pannę Helenę”. Ta
ostatnia mieszka w tym czasie zapewne w Kościelisku, pod opieką doktorostwa
Dłuskich, a jej stan zdrowia – i psychiki – nie poprawia się. Na ten ostatni
negatywny wpływ ma nadal Stanisław Ignacy, co ojciec delikatnie wytyka mu w
jednym z listów, pisząc:
Ale wziąwszy pod
uwagę wszystkie okoliczności jej życia, jej chorobę, jej charakter, jej
zachowanie się, nie ma co się dziwić, że ludzie życzliwi radzi by ją wycofać z
dotychczasowych warunków życia, w których ona z roku na rok nie poprawia
zdrowia, a jest coraz dalej od zdobycia jakiejś umiejętności, jakiegoś środka
pracy i podstawy niezależnego życia. (…) Więc, mój drogi! Nie drażń się, nie
rzucaj potępień, nie słuchaj plotek, a w stosunku do panny H. uważaj tylko, żeby
ją nie narazić na przykrości i nie pogarszać stanu zdrowia przez podtrzymywanie
dokoła niej atmosfery niepokoju, podrażnień i ciągłego uświadamiania samej
siebie[16].
W
grudniu 1913 r. Stanisław Ignacy pozostawia Jadwigę w pensjonacie matki, a sam
wyrusza do Lovranu na ostatnie – jak się okaże – spotkanie z ojcem. Wróci
dopiero na same święta Bożego Narodzenia.
Z tego okresu zachowały się zaledwie trzy widokówki, które
junior wysłał z Lovranu do Janczewskiej – wszystkie raczej suche, lakoniczne i
dość zdawkowe[17].
Nie potrafimy z nich nawet ocenić stopnia zażyłości młodej pary – żadna nie
zawiera nagłówka, który poinformowałby nas, czy narzeczeni byli – na przykład –
po imieniu. Jednak sądząc ze zdjęć, wykonywanych przez Witkiewicza m.in. w
sypialni Jadwigi, przedstawiających ją w dość intymnej sytuacji – w łóżku i
nocnej koszuli – sądzić można, że byli z sobą bardzo blisko, więc owa zdawkowość
korespondencji może wynikać z faktu, że „odkrytki” w pensjonacie mogli czytać
wszyscy.
A gości w „Nosalu” na święta miało być wielu[18].
W ogóle Zakopane stało się modne i ściągało tysiące gości. Atrakcją były
obchodzone tego lata uroczystości 40-lecia powołania Towarzystwa Tatrzańskiego.
Z tej okazji honorowe członkostwo zasłużonej dla Tatr i Zakopanego organizacji
27 czerwca 1913 r. otrzymali m.in. Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Leon Wyczółkowski
i Stanisław Witkiewicz, który swoim zwyczajem zupełnie nie odnosi się do tego
faktu w swojej korespondencji z synem, przynajmniej w tej, która ocalała do
naszych czasów. Zresztą, znając jego skromność i unikanie wszelkich zaszczytów,
nie powinno nas to dziwić. Tego samego lata w Zakopanem powstaje pierwszy
zakopiański kinoteatr, zawiadywany
przez Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, w którego sali koło Rynku w dniach 11-17
lipca 1913 wyświetlany jest pierwszy w Zakopanem film: jest to
Quo vadis? – według powieści Henryka
Sienkiewicza. 3 sierpnia 1913 r. zostaje poświęcony kamień węgielny pod budowę
nowego, murowanego gmachu Muzeum Tatrzańskiego przy Krupówkach, koło Dworca
Tatrzańskiego, na gruncie pozyskanym od Towarzystwa Tatrzańskiego (dziś:
Krupówki 12). Plany budynku,
wykonane przez Stanisława Witkiewicza i zaadaptowane przez Franciszka
Mączyńskiego zostają zaakceptowane przez władze Muzeum 24 sierpnia 1914.
Sezon zimowy zapowiadał się równie ciekawie. Lokalne pismo „Zakopane” zostało
przejęte przez Zakopiańską Spółkę Wydawniczą, w której głównymi postaciami byli
Mariusz Zaruski - dawny towarzysz wypraw narciarskich Stanisława Ignacego oraz
adwokat Józef Diehl, przyszły mąż Eugenii Dunin-Borkowskiej, która niebawem
wyjedzie z ówczesnym mężem, Władysławem, do Bretanii (do posiadłości
Ślewińskich, gdzie niedawno przebywał młody Witkiewicz), a potem do Paryża. Do
Spółki Wydawniczej nie przystąpił odgrywający ważną rolę w poprzedniej redakcji
Jerzy Żuławski.
Ze stanowiska proboszcza zrezygnował, zniechęcony do Zakopanego i schorowany
ksiądz Kazimierz Kaszelewski, a jego miejsce zajął ks. Paweł Frelek – pierwszy i
chyba jedyny dotąd duszpasterz zakopiański z tytułem doktorskim. To on właśnie
23 listopada 1913 dokonał poświęcenia Domu Zdrowia Polskiej Młodzieży
Katolickiej „Odrodzenie” na Gładkiem, na zboczu Gubałówki. Tydzień później na
Hali Gąsienicowej uruchomiono najwyżej w Polsce położoną Stację Meteorologiczną,
którą obsługiwać będzie mieszkający wówczas w Zakopanem Borys Wigilew - rosyjski
komunista i rewolucjonista (był członkiem partii Socjal-Rewolucjonistów, czyli
Eserów, będących w opozycji do bolszewików). 18 grudnia 1913 r. staraniem
zarządu dóbr Władysława Zamoyskiego, a konkretnie – dyrektora tych dóbr
Wincentego Szymborskiego
(ojca noblistki Wisławy) – w Kuźnicach uruchomiono tor bobslejowy z wyciągiem
dla sań.
W sezonie zimowym 1913/1914 przewinęły
się przez Krupówki tak liczne znakomitości, że w swej korespondencji dla
„Kuriera Warszawskiego” Władysław Łada po raz pierwszy nazywa Zakopane
zimową stolicą Polski[19].
Jednym z wybitnych gości Zakopanego w 1913 r. był –
dwukrotnie - pianista Artur Rubinstein, który po niemal 10 latach nieobecności
przyjechał pod Tatry w drugiej połowie sierpnia 1913, i w towarzystwie starszej
od siebie o kilka lat Pauliny (Lili) Wertheim-Radwanowej zamieszkał w
„Konstantynówce” przy ul. Jagiellońskiej[20]
–– natychmiast stając się główną gwiazdą towarzystwa. Sam tak pisze o tym w
swoich pamiętnikach:
Pani Zagórska miała niezamężną córkę
Anielę, która mieszkała razem z nią. Ta wesoła i utalentowana młoda niewiasta
była w gruncie rzeczy spiritus movens całego domu, a jako doskonała tłumaczka
powieści Conrada, cieszyła się dużym szacunkiem pisarzy i poetów. Dzięki niej
dom pani Zagórskiej stał się ulubionym punktem zbornym polskiego środowiska
literackiego. Stefan Żeromski, Leopold Staff oraz mój stary drogi przyjaciel
Witkacy bywali codziennymi gośćmi na obiedzie (…).
Od czasu do czasu pojawiał się przy stole
wysoki, szczupły i posępny mężczyzna o niewielkiej głowie, stanowczych rysach
twarzy, krzaczastych brwiach, sumiastych wąsach i krótko przystrzyżonych
włosach. Milczący i nieprzystępny, jedynie Anielę i jej matkę żegnał uprzejmym
ucałowaniem dłoni, na nikogo innego nie zwracając uwagi. Krążyło na jego temat
wiele drwiących historyjek, dawano też do zrozumienia, że organizuje
przeszkolenie wojskowe garbatych i kulawych studentów. Jak się okazało,
mężczyzną tym był Józef Piłsudski.
Po tarapatach
minionego „sezonu” sześć czy siedem tygodni spędzonych w Zakopanem pozwoliły mi
całkowicie przyjść do siebie. Dzięki troskliwej opiece Anieli mogłem bez
przeszkód korzystać z fortepianu w salonie, który każdego ranka rezerwowany był
dla mnie. Resztę dnia spędzałem w sposób, jaki lubiłem najbardziej: czytałem,
chodziłem z Polą [chodzi o Lilę Radwan] na długie spacery, zbierałem grzyby,
najchętniej zaś w kawiarni „Morskie Oko” toczyłem nie kończące się filozoficzne
dysputy z Witkacym[21].
Po
kilku tygodniach Rubinstein wyjechał na serię koncertów i spotkań, odwiedził
Szymanowskiego w Tymoszówce i prawdopodobnie namówił go na spotkanie pod Tatrami
z początkiem 1914 r. Pianista zjawił się tu (znowu w towarzystwie Lili
Radwanowej, która w styczniu 1914 ponownie zameldowała się w „Konstantynówce”[22]),
po serii występów w Krakowie i Lwowie. Mamy z tego okresu entuzjastyczne
recenzje krakowskiego „Czasu”, który zachwycał się recitalami chopinowskimi
Rubinsteina w Teatrze Starym, rozpoczynającymi się 5 stycznia 1914[23].
Pianista wrócił pod Giewont 16 stycznia[24],
grał tu 19 stycznia 1914 r. – być może w Kościelisku – na dochód tamtejszego
sanatorium przeciwgruźliczego, a dzień później wyjechał w dalszą trasę
artystyczną.
A w styczniu 1914 r., także niemal po 10 latach
nieobecności, pojawił się w Zakopanem Karol Szymanowski. Jeszcze 7 stycznia 1914
r. był we Lwowie, uczestnicząc w koncercie Rubinsteina, po czym planował kilka
dni być w Krakowie i – zapewne nadal z Rubinsteinem – pojechać do Zakopanego[25].
Zatem prawdopodobnie i on zjechał pod Giewont 16 stycznia 1914 r., zatrzymując
się początkowo w Hotelu „Stamary”, przy ul. Marszałkowskiej (dziś
ul. Kościuszki 19)[26].
Kilka dni później przeniósł się do pensjonatu Marii Witkiewiczowej w willi
„Nosal”[27].
Czy decyzja takiego wyjazdu zapadła
nagle, po spotkaniu z Rubinsteinem? Raczej nie, bo pianista w zasadzie wyjechał
spod Tatr niemal zaraz po tym, jak Szymanowski tam dotarł. Jeszcze w początkach
grudnia 1913 r. Zakopanego nie było w planach przebywającego w Wiedniu
Szymanowskiego – chciał święta spędzić w Tymoszówce, może we Lwowie, a zaraz
potem wrócić do Wiednia. Dopiero pod koniec grudnia 1913 r. pisał do swego
przyjaciela Stefana Spiessa:
Ja dotychczas jeszcze nic nie postanowiłem, zapewne skończy
się na styczniu w Zakopanem z wielu powodów, o których Ci wkrótce szerzej
napiszę[28].
Wyjaśnienie owych powodów, które mogłoby być ciekawe – jednak nie nastąpiło. Być
może, kompozytor chciał na trochę uciec od światowego życia, jakie pędził przez
ostatnie tygodnie 1913 r., a szczególnie ukryć się przed nowo poznanym w Wiedniu
francuskim muzykiem Charlesem Cuvillierem, który obdarzał go nagłym i gorącym
uczuciem, a z którym Szymanowski zaawanturował się w grudniu i nie bardzo
wiedział, co z tą nową przyjaźnią zrobić. Gdy był już w Polsce, Cuvillier
poszukiwał go listownie w Wiedniu:
Nie mam Panu za złe,
że pisze Pan do mnie tak rzadko, ufam bowiem absolutnie w Pańską przyjaźń i
jestem pewien, że myśli Pan o mnie i o tych wszystkich szaleństwach, które
wypowiedziałem w Wiedniu. (…) któregoś wieczora byłem w nowym miejscu, w którym
„métaxines” wyznaczają sobie rendez-vous, wszystkie te postacie wydały mi się
straszliwe i głupie, a przecież było tam wszystko, co ma jakąś odwagę i
reputację. Myślę w końcu, że zgubiłem moje serce, a gdzie je zostawiłem, Pan
wie…[29].
A w kilka dni później, w lutym 1914, gdy zdobył już zakopiański adres
kompozytora, pisał doń dość jednoznacznie:
Na moim kominku stoi
Pańska fotografia i każdy, kto przychodzi, pyta, kim Pan jest i czy ma Pan złe
obyczaje. Odpowiadam, że nie, a oni wszyscy są rozczarowani. Jednym słowem,
sądzę, że mają nadzieję nawracać Pana na ich świętą religię, gdy przyjedzie Pan
do Paryża[30].
Pewno Szymanowski nie chciał zbyt forsownie być nawracany
na ową religię, więc zaszył się w
Zakopanem. Pozostaje nie rozstrzygnięta kwestia, dlaczego wybrał locum w
pensjonacie „Nosal”. Nie był to skutek namowy Rubinsteina, który początkowo
mieszkał w „Konstantynówce”. W tym samym czasie był w Zakopanem brat Karola,
Feliks Szymanowski, który jednak mieszkał w Zakładzie doktora Chramca, skąd
wyjechał prawdopodobnie w połowie lutego, bowiem 3 tego miesiąca najmłodsza
siostra, Zofia Szymanowska, pytała listownie Karola, czy
Felcio długo jeszcze zostanie w
Zakopanem, a matka Anna Szymanowska w liście z 17 lutego 1914 r. wspomina o
wyjeździe Feliksa do Warszawy[31].
Zioka także planowała przyjazd pod
Giewont, ale zaistniałe wypadki na to nie pozwoliły. Zatem można przypuszczać,
że Szymanowski otrzymał zaproszenie do pensjonatu bezpośrednio od Stanisława
Ignacego Witkiewicza.
Nie mamy w tej kwestii jednak pewności i musimy być zdani
jedynie na przypuszczenia. Jak już to wiemy – obaj artyści poznali się w
Zakopanem w 1904 r., w 1905 podróżowali razem po Włoszech, ale wkrótce potem (w
kwietniu 1905) doszło między nimi do jakiegoś nieporozumienia[32],
po czym nie znajdujemy żadnego śladu w dokumentach, który by świadczył o
jakichkolwiek kontaktach między nimi[33].
Być może więc rzeczywiście decyzja była spontaniczna?
20 stycznia 1914 r. Karol Szymanowski
pisze z Zakopanego list do swego przyjaciela, wielkiego dyrygenta Grzegorza
Fitelberga, wpisując w nagłówku miejsce pobytu:
Zakopane – Bystre, Willa Nosal.
Czytamy tam:
Przyjechałem tu na 6 tygodni, gdyż
czuję się bardzo nieszczególnie – a także dla oszczędności[34].
Tego samego dnia pisze do przyjaciela „od serca”, Stefana Spiessa do Warszawy:
Jestem już, jak widzisz, w Zakopanem. — Ładnie tu i
przyjemnie, ale nie wiem, jak długo tu wytrzymam — gdyż atmosfera wydaje mi się
dziwnie obca, pomimo że elita polska tu obecna, więc Żeromski, Miciński etc,
etc. Każdego z osobna strasznie lubię — Żeromskiego nawet więcej niż lubię — ale
razem wytwarzają ciężką atmosferę — wobec której chce mi się powiedzieć wraz z
Zarathustrą: „von allen diesen
höheren Menschen wird schwer die Luft”. Dotychczas byłem z Arturem i było mi
dobrze, ale on dziś wyjechał — i ja też strasznie mam ochotę zemknąć do Wiednia!
(Wstydzę się tego!) Strasznie się wstydzę, że Ci dotychczas nie odesłałem 500
kor., ale poczekaj jeszcze cierpliwie parę tygodni! — bo teraz nie mogę. Felcio
trochę zderutowany Twoją kartką ostatnią — gdyż nie wie, co z sobą zrobić. Na
podróż na południe, jak miał zamiar, już późno — tak że pewnie jednak pojedzie
na Warszawę do domu[35].
O owych
wielkich ludziach, z powodu których
powietrze staje się ciężkie, jak cytując Fryderyka Nietschego pisał
Szymanowski, wiemy także ze wspomnień 22-letniej wówczas Kazimiery
Iłłakowiczówny:
W roku poprzedzającym pierwszą wojnę
światową (…) spędziłam kilka tygodni w Zakopanem, i to po raz pierwszy w życiu.
Obecność tam przeuroczych Jentysówien z matką – Wandy jeszcze nie Miłaszewskiej,
Dzidki jeszcze nie Bardzińskiej i
Zośki jeszcze nie Borkowskiej sprawiła, że poznałam szereg osób ze świata
artystycznego, m.in. Stasia Witkiewicza, Karola Szymanowskiego i Artura
Rubinsteina. A na kolacji, w pensjonacie pań Zagórskich, tak się nawet trafiło,
że posadzono mnie obok samego Żeromskiego[36].
U Witkiewiczów w „Nosalu” zatem zamieszkał Szymanowski i
być może – na kilka dni – Rubinstein, opodal poeta i mistyk Tadeusz Miciński z
kochanką, Marią Walewską-Wielopolską[37].
Ciężką atmosferę, o której pisał Szymanowski w liście do Spiessa, pogarszała
jeszcze sytuacja między Stanisławem Ignacym Witkiewiczem a Jadwigą Janczewską,
zatruwaną przez narzeczonego bezustannymi rozmowami filozoficznymi, przesyconymi
pesymizmem, weltschmerzem rodem z
Cierpień młodego Wertera z konieczną
pointą: tylko samobójstwo jest ostatecznym lekarstwem na nie dające się pokonać
cierpienia istnienia, a każdy myślący człowiek rozumiejąc nędzę swej
egzystencji, powinien się zabić. Na to wszystko nakładał się jeszcze
nieokreślony status ich związku: niby byli narzeczonymi, ale w odniesieniu do
niego nie oznaczało to żadnych zobowiązań: ani nie zrezygnował z przelotnych
miłostek, ani z kontaktów z Solską, ani z uwodzenia pseudo-demonicznej Heleny
Czerwijowskiej – ani też nie miał najmniejszych widoków na finansowe
usamodzielnienie się. Przyszłe wspólne życie – gdyby miało nastąpić – oznaczało
wspólne życie w pensjonacie „Nosal” u boku matki, prawdopodobnie za pieniądze
teściów…
Kilka dni, które spędził w tym ponurym
towarzystwie Artur Rubinstein było jak ożywczy powiew wiatru w zatęchłej
piwnicy. 27-letni pianista, bezustannie uwikłany w przelotne miłostki i
skomplikowane romanse oraz kierujący się w życiu zasadą, że
ilość łóżek na świecie jest praktycznie nieograniczona[38]
nie dał się wciągnąć w żadne lokalne
rozgrywki
– przeciwnie, poza przygotowywaniem się do koncertów i graniem starał się
rozbawiać lokatorów „Nosala” swoim wybuchowym poczuciem humoru. Stanisław Ignacy
musiał to szczegółowo opisywać ojcu, bo ten w liście z Lovranu komentuje to
wesoło: Jeżeli Rubinstein świetnie gra, a
w dodatku leczy z kataru – to jest największym muzykiem świata. Szkoda, że nie
można tak zagrać artretyzmowi, żeby se posedł w diasi! (…) Cieszę się, że macie
dobrą muzykę, i bardzo jestem ciekaw stosunku Szymanowskiego do
Dziadźki [tak Stanisław Witkiewicz
nazywał czasem syna] (…). Moi Najdrożsi!
Bądźcie zdrowi, spokojni i weseli. Niech Wam grają katary i Rubinsteiny, a
słońce przygrzewa. Całuję Twoje ręce najserdeczniej, z myślą o wszystkim. Mój
Stachu! Mój Najdroższy! Całuję, tulę, ściskam strasznie serdecznie, czule, z
całej mocy i czekam arcydzieła! Pannie Jadwidze najserdeczniejsze pozdrowienie.
Tata. Januszowi za pamięć dziękuję i pozdrawiam serdecznie. P. Szymanowskiemu
też pozdrowienie serdeczne.[39].
Ten wspominany w liście Janusz to najprawdopodobniej Janusz Tyszkiewicz, brat
Ewy, z którą żenić się chciał 17-letni Staś, młody i zdolny muzyk, zapewne
zapatrzony w Szymanowskiego…
Jeśli do tego teatru dziwnych postaci dodamy mieszkającego
tam wówczas Bronisława Piłsudskiego[40]
oraz wspomnianego już Tadeusza Micińskiego[41]
– to widzimy wyraźnie, że wrażliwa psychika Janczewskiej, a pewno i
Szymanowskiego były wystawione na szwank. Już sam Miciński, nieokiełznany w swej
poetyckości, swymi wypowiedziami potrafiłby zatruć życie mniej odpornym
słuchaczom. W pochodzącym z tego samego okresu (1913-1914) dziele
Zakopanoptikon jako poetę o nazwisku
Woziwoda tak prezentował go Andrzej Strug:
Powstał młodzieniec czarno, powłóczyście
ubrany, wysoki, wysmukły i łysy. Przez chwilę wodził po tłumie łagodnym, błędnym
spojrzeniem, uśmiechnął się smutnie i zakwilił rzewnym, kobiecym głosem:
- Nie jestem
człowiekiem czynu ani bojownikiem. Szczęśliwy, kto walczy mieczem, słowem,
piórem. A moje pióro opiewać zwykło mgły, szare godziny, nastroje smutkowych
zjaw i te, które przenajczystsze, a po stokroć skażone brutalnością życia,
nieuchwytne przeloty nad chmurami sznurów żurawi. W ich klangor wsłuchanemu obcy
gwar ziemi. Kurzawę nizin dawno strzepałem z stóp moich…[42].
W styczniu 1914 r. do Zakopanego powróciła Helena
Czerwijowska i początkowo zamieszkała w „Konstantynówce” Zagórskich przy ul.
Jagiellońskiej, by około 10 lutego przenieść się bliżej „miejsca akcji” – na
Bystre pod numerem 10[43].
Do licznych negatywnych interakcji między zimowymi lokatorami pensjonatu doszła
jeszcze jedna: prawdziwa, lub udawana zazdrość Witkiewicza o Szymanowskiego. Sam
żądał dla siebie niczym nieograniczonej wolności kontaktów z innymi osobami, co
było mu podobno potrzebne dla przeżyć par
excellence artystycznych, ale wobec kobiet, którymi się otaczał żądał
absolutnej wierności, kompletnej wyłączności dla siebie. Czy do takiej zazdrości
miał powody? Niewykluczone.
Uczestniczka
życia towarzyskiego w Zakopanem w tamtym okresie, wspomniana już poetka
Kazimiera Iłłakowiczówna znała obydwu bohaterów tej historii, co więcej –
interesująco ich porównała:
Karol Szymanowski był czarujący i bardzo piękny. Odbijał
zdecydowanie od ponurego Stasia Witkiewicza – którego tak niepoważnie przezywa
się dziś Witkacym. Nie tylko nie robił wrażenia kogoś z kręgu cyganerii, ale był
typowym młodym ziemianinem: człowiekiem w miarę nieśmiałym, niezmiernie dobrze
wychowanym, bardzo delikatnym[44]..
Witkiewicz był także bardzo przystojny, wysoki, postawny i jak wiemy – też
bardzo podobał się kobietom. Ale chyba w owym okresie nie był czarujący i raczej
nie był bardzo delikatny. I były jeszcze dwie różnice między nim a Szymanowskim.
Kompozytor, starszy od Witkiewicza zaledwie o trzy lata, był już znany, może
nawet sławny, zawodowo zdecydowanie ukierunkowany i – co ważne – dzięki swojej
twórczości zarabiał pieniądze. Niewielkie, nieregularne, ale wypłacane za
twórczość. Niedawno podpisał ważny kontrakt ze sławnym wydawnictwem
Universal Edition w Wiedniu, które
miało reprezentować w świecie jego interesy. W przeciwieństwie do Witkiewicza –
który mówiąc, że „pracuje” po prostu określał, że jest zajęty. Z pracy tej nie
miał żadnych korzyści, choć ojciec cały czas mu przypominał, że jego talent musi
być także jego źródłem utrzymania. Drugorzędną – choć nie błahą – sprawą było i
to, że Szymanowski wciąż był współposiadaczem wielkiego majątku ziemskiego na
Ukrainie, z którego dochody zapewniały mu wówczas dość swobodne życie. To go
zbliżało do rodziny Janczewskiej – i dzieliło od Witkiewicza, całkowicie
uzależnionego od efektów ciężkiej pracy matki…
Aluzje i złośliwości na temat
rzekomego związku między Jadwigą i Karolem musiały podgrzewać atmosferę, być
może nawet poza plecami niespecjalnie orientującego się w tej rozgrywce
kompozytora. Dar przekonywania, czy może nawet – wpierania własnych poglądów
innym, posiadany przez Stanisława opisywała w swoim pamiętniku Helena
Czerwijowska:
Na jawie zgubiłam siebie i nic już nie
wiem, czy wydobędę się kiedy z tego piekielnego chaosu widm i mar, które mnie
prześladują. Tak wyraźnie widzę teraz ludzi, widzę każdą myśl ukrytą. Jak oni
wszyscy żyją — nawzajem szukają zła w sobie i po co to robią, to tak strasznie
deprawuje najpiękniejsze dusze. Ja w takich chwilach staję się zupełnie
bezbronna i choćbym nic nie zawiniła, czuję cały ogrom winy na sobie i czuję się
złą do głębi. Gdyby mnie posądzono o zbrodnię zamordowania kogo, jestem
przekonana, że po chwili uwierzyłabym w to[45].
O swoim samopoczuciu Witkiewicz pisał
do Bronisława Malinowskiego w styczniu 1914 r., że nie jest w stanie nad niczym
się skupić, że nie jest w stanie zdobyć się na list nawet do ojca, zaś
Koniec mego życia będzie okropny. Wystawa pośmiertna może
być interesująca. Na razie nic nie mogę napisać. Stan moich nerwów jest fatalny.
Mieszka u nas Karol Szymanowski[46].
Z pewnych aluzji, zamieszczonych w notatkach Witkiewicza z
czasów rejsu na statku „Orsovia” z Port Saidu do Colombo możemy wnosić, że on
sam winił za stworzenie dramatycznej atmosfery w willi „Nosal” przede wszystkim
Szymanowskiego i – zwłaszcza – Micińskiego, którzy rzekomo mieli mu (przy
Janczewskiej?) wyrzucać jego postawę Don Juana[47],
wobec czego ona się buntowała, zapewne domagając się od niego dokonania
jednoznacznego wyboru: albo ona, albo inne kobiety[48].
On zapewne bronił się przez atak, zarzucając jej romans z Szymanowskim.
20 lutego 1914 był piątek. Między
Witkiewiczem i Janczewską doszło tego dnia do nieporozumienia, które – wg niego
–
było powodem tej strasznej katastrofy[49].
„Kurier Warszawski” z 22 lutego 1914 w numerze 53 na s. 19 za
Wschodnią Ajencją Telegraficzną
donosi jako pierwszy:
Samobójstwo w Tatrach.
Zakopane,
21 lutego. (Wsch. Aj. Tel). W dolinie Kościeliskiej pozbawiła się życia
wystrzałem z rewolweru 22-letnia Zofia [sic!]
Janczewska, rodem z Litwy.
Materiał agencyjny powtórzyła zapewne większość dzienników
na ziemiach polskich, w tym m.in. wileński „Kurier Litewski”[50]
oraz „Dziennik Poznański”[51].
Krakowski dziennik „Czas” w numerze z 23 lutego doniósł w „Kronice”:
Samobójstwo w
Zakopanem.
W dolinie Kościeliskiej odebrała sobie
onegdaj życie wystrzałem z rewolweru panna Zofia [sic!] Janczewska, lat 22,
rodem z Litwy. Zwłoki znaleźli przypadkowo w lesie przechodzący gajowi i wysłali
zaraz wiadomość do Zakopanego. Nikt nie był świadkiem zamachu; nie pozostało też
żadne pismo. Przyczyny samobójstwa są też dotychczas nieznane. W Zakopanem – jak
nam donoszą – przypuszczają, że powodem była nieuleczalna nerwowa choroba.
Denatka mieszkała w pensjonacie pani Witkiewiczowej, gdzie miała bardzo
troskliwą opiekę. Zwłoki sprowadzono do Zakopanego i złożono w kostnicy[52].
Prawie identyczną notatkę podał w tym samym dniu Kurier
Lwowski[53].
Wychodząca co czwartek nowotarska „Gazeta Podhalańska” podała 26 lutego 1914 (z
datą 1 marca) bardzo lakoniczną informację, również w „Kronice”:
Samobójstwo w
Tatrach.
W Dolinie Kościeliskiej odebrała sobie
życie wystrzałem z rewolweru panna Janczewska z Królestwa Polskiego, licząca lat
22. Śp. Janczewska mieszkała w willi „Nosal” na Bystrem w Zakopanem. Zgon jej
wywołał powszechne współczucie[54].
24
lutego 1914, notabene w dniu 29 urodzin Stanisława Ignacego Witkiewicza,
informacja o śmierci Janczewskiej – znów z błędem w imieniu – znalazła się na
łamach krakowskiego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”:
Romantyczne samobójstwo w Dolinie Kościeliskiej.
Zakopane, 23 lutego. Dawno już w
Zakopanem nie było takiej sensacji dnia
jak w sobotę, w którym to dniu rozeszła się wiadomość
o
romantycznym samobójstwie młodej
panny z za kordonu. Pogłoski okazały się prawdziwymi, a jak później stwierdzono
ofiarą zamachu padła panna Zofia Janczewska, licząca lat 22, rodem z Litwy.
Według opowiadania górala, który
przywiózł wiadomość o tragicznym wypadku, panna Janczewska wczoraj rano wynajęła
jego powóz na wycieczkę do doliny Kościeliskiej. Kiedy przybyli na miejsce,
wyszła na zbocze góry i wystrzałem z
rewolweru odebrała sobie życie. Wszelki ratunek okazał się niemożliwy.
Śmierć nastąpiła bezpośrednio po strzale, skierowanym w skroń.
Na miejsce wypadku wyjechała wczoraj po
południu komisja sądowo-lekarska. Ś. p. Janczewska mieszkała na Bystrem w willi
„Nosal”. Do Zakopanego przybyła celem poratowania zdrowia.
Tragiczny zgon ś. p.
Janczewskiej wywołał w Zakopanem powszechne współczucie. Pobudki, jakie skłoniły
ją do desperackiego czynu, dotąd nieznane[55].
Niemal identyczne notatki zamieściły także krakowska „Nowa
Reforma”[56]
i „Gazeta Lwowska”[57].
Ta sama „Nowa Reforma” z 22 lutego[58],
ale w wydaniu popołudniowym prostuje i uzupełnia relację w „Kronice”, podając
szczegóły zupełnie różne od poprzednich informacji:
Samobójstwo
w górach. Nasz korespondent
donosi z Zakopanego:
W uzupełnieniu wczorajszej wiadomości
telefonicznej podaję następujące szczegóły:
W sobotę po południu zamieszkała w willi
„Nosal” na Bystrem Jadwiga (a nie Zofia, jak mylnie podano) Janczewska, lat
około 23, z Królestwa Polskiego, pojechała sankami do restauracji w dolinie
Kościeliskiej, stamtąd zaś po wypiciu szklanki mleka udała się na przechadzkę,
przykazawszy woźnicy czekać pół godziny.
Po dłuższym oczekiwaniu zaniepokojony
góral pojechał wyżej, chcąc dowiedzieć się co się dzieje z pasażerką i niedaleko
od restauracji dowiedział się od pracujących tam robotników, że jakaś pani na
zboczu leży nieżywa. Denatka leżała powyżej grot, na śniegu, z przestrzeloną na
wylot piersią. Wieczorem ok. godz. 11 sprowadzono zwłoki do Zakopanego do
kostnicy.
O przyczynie
samobójstwa różne obiegają wersje.
Krakowski „Głos Narodu”, czerpiąc zapewne z „Nowej Reformy”
podaje 25 lutego lakoniczną informację:
Kronika zamiejscowa. Samobójstwo w dolinie Kościeliskiej popełniła w sobotę
panna Jadwiga Janczewska, licząca lat 22, rodem z Litwy, strzeliwszy do siebie z
rewolweru. Pobudki samobójstwa na razie nieznane.
Wychodzący w Zakopanem dwutygodnik „Zakopane”, w 1914 r. redagowany przez Józefa
Diehla kompletnie bez jakiegokolwiek dziennikarskiego nerwu, pomija tę historię
zupełnym milczeniem.
Tenże sam „Kurier Warszawski”, który pierwszy doniósł o nieszczęściu, 7 marca
1914 napisał w numerze 66 na s. 3 w dziale „Korespondencje”:
Zwłoki ś. p. Jadwigi
Janczewskiej, córki mecenasa Wiktora Janczewskiego, b. posła ziemi mińskiej do
pierwszej Izby państwowej – tragicznie zmarłem w Zakopanem, przewieziono do
Wilna i pochowano na cmentarzu Kalwaryjskim. Liczny zastęp bliższych i dalszych
znajomych odprowadził zwłoki z dworca brzeskiego na cmentarz, gdzie po mszy św.
złożono je do grobów rodzinnych.
Niemal bez zmiany notatkę tę pod tytułem
Epilog tragedii w Zakopanem powtórzył
krakowski „Czas” w dwa dni później[59].
W notatkach tych jest błąd lokalizacyjny – właściwe miejsce pochówku wskazała
Tomaszowi Pawlakowi Alwida Bajor z Wilna, dziennikarka zajmująca się historią
rodów litewskich[60],
bowiem chodzi tu nie o Wilno, tylko o Mińsk Białoruski (wówczas: Litewski). Co
prawda w obu tych miejscowościach był Cmentarz Kalwaryjski, ale tylko w Mińsku
jest Dworzec Brzeski. Sprawę przesądził wszechstronny Tomasz Pawlak, który na
pierwszej stronie „Kuriera Litewskiego” 1914, nr 42, z 20 lutego/5 marca 1914
odnalazł klepsydrę Jadwigi Janczewskiej[61],
gdzie czytamy, że:
Ś.p.
Jadwiga Janczewska, panna, zmarła w Zakopanem 8 (21)[Podwójna
data wynika ze stosowania na tych terenach tradycyjnego kalendarza juliańskiego]
lutego r.b., przeżywszy lat 24. Wyprowadzenie zwłok z dworca kolei
moskiewsko-brzeskiej w Mińsku Litewskim nastąpi 20 lutego [5 marca]
o godz. 9-ej rano do kościoła na Kalwarii i tamże po mszy żałobnej pogrzeb, o
czym zawiadamiają krewnych, przyjaciół i znajomych pogrążeni w rozpaczy Rodzice,
brat i bratowa zmarłej.
Po tragedii w Dolinie Kościeliskiej Stanisław Ignacy Witkiewicz wpada w
depresję, przytłoczony wyrzutami sumienia. Nietrudno go zrozumieć: tak się łatwo
mówiło podczas towarzyskich pogwarek o samobójstwie jako
jedynym wyjściu z ludzkiej marnej
egzystencji, tak się przyjemnie usprawiedliwiało własne zdrady samobójstwem jako
alternatywą dla ograniczeń stawianych przez jakieś normy moralne, tak miło było
straszyć młodziutką dziewczynę śmiercią, która i tak niebawem ją czeka, więc po
cóż odwlekać to, co i tak nieuchronne… A Jadwiga bierze – z tych czy innych
powodów – serio owe teoretyczne pogwarki i wprowadza je w czyn, przekuwając
towarzyskie dziamgolenie w brutalny
czyn.
Witkiewicz próbuje – choć nie od razu - osłabić własną odpowiedzialność
powoływaniem do współuczestnictwa innych uczestników owych ostatnich dyskusji w
„Nosalu” – Karola Szymanowskiego i Tadeusza Micińskiego - i zapewne ma podstawy
do takich zarzutów, ale istoty sprawy to nie zmienia: to była jego dziewczyna,
to z nią był najbliżej związany, to pod jego dachem mieszkała i to on za nią
ponosił poniekąd odpowiedzialność. Koniec końców to z jego browninga padł ów
ostatni strzał – nieważne, czy w skroń, czy w pierś. Najtragiczniejszy zapewne
dla niego jest moment, w którym zaczyna rozumieć, co właściwie się stało
przyczyną nieszczęścia - jej, Jadwigi wielką i wybaczającą wszystko miłość do
niego, a z jego strony nie tylko brak równorzędnego uczucia, ale i brak
umiejętności docenienia i wykorzystania tego dla dobrych celów:
Jestem bez wartości
jako człowiek, bo z Nią, mając taką miłość, jaka się raz na tysiąc lat zdarza,
nie stworzyłem życia i przez marne głupstwa, których z łatwością mogłem uniknąć,
zmarnowałem siebie i ją. (…) Teraz kocham Ją tak, jak powinienem kochać od
początku. I to poczucie, że sam zniszczyłem to, jest męką nie
do
zniesienia. Nie mogę opisać wszystkiego, bo zbyt to jest proste i w swej
prostocie okropne. Pozornie małe rzeczy, które są najważniejsze. Niezgoda teorii
z codzienną rzeczywistością. Żadna kobieta by tego nie wytrzymała. Ona była
święta, że tyle czasu znosiła takie życie jak ze mną. I wiedziałem o tym, a
jednak nic nie zrobiłem, aby zmienić wszystko[62]..
To jeden z najlepszych, moim zdaniem, tekstów Witkiewicza, wolny od
pseudonaukowości i zgrywy, szczery w momencie pisania – niestety, sam autor nie
potrafił z niego wyciągnąć wniosków dla własnego życia. Parę konkretów pojawia
się w innej z notatek z tej samej podróży, gdzie przyczyna samobójstwa Jadwigi
Janczewskiej wydaje się trywialnie prosta. Jest nią zdrada, a właściwie – ciągłe
zdrady i nieustanna niepewność co do przyszłości związku, w który ona (w
znacznym stopniu niesymetrycznie) zaangażowała się tak bardzo:
Tego dnia, kiedy
wyjeżdżała Helena C.[zerwijowska], kiedy ja zostawałem sam ze śp. J. Janczewską,
widziałem po raz pierwszy panią S[olską] od czasu zerwania na Antałówce. Był to
dzień, w którym jak gdyby zawarte było wszystko to, co być miało. Bo to, że
zachowałem stosunki towarzyskie z panią S[olską] i obecność H[eleny] C[zerwijowskiej]
w Zakopanem, były to jednak wszystko powody, ze wszystko to tak strasznie się
skończyło. Ona traciła we mnie coraz bardziej wiarę[63].
Swojego rodzaju komentarzem, a może nawet
usprawiedliwieniem wydają się być rysunki Witkiewicza, wykonane w 1914 r. po
śmierci Janczewskiej, na których śpiąca, a może umierająca kobieta przedstawiona
jest w otoczeniu dziwnych, groźnych czy wręcz demonicznych postaci, będących
albo wytworem jej wyobraźni, albo realnie dręczących ją przed zaśnięciem.
Jeszcze ciekawszy jest obraz z 1920 r.
Kompozycja ze śpiącą kobietą, na którym w majakach leżącej kobiety pojawiają
się dwie groźne twarze[64].
Przy odrobinie dobrej woli można w nich rozpoznać Tadeusza Micińskiego i Karola
Szymanowskiego.
Jaka naprawdę w tej tragedii była rola Szymanowskiego, poza – jak już wiemy –
uczestnictwem w perwersyjnych rozmowach na temat postępowania Witkiewicza i roli
kobiet w jego życiu, czyli czegoś w rodzaju denuncjacji jego niewierności, która
zapewne nie była dla Janczewskiej czymś nowym i zaskakującym, ale mocno
przygnębiającym, poprzez potwierdzenie tego, że zdrady narzeczonego to nie
jednorazowy wyskok, tylko zasada postępowania? Upraszczając, często powtarza się
sugestię [Malczewski, Koniński] iż udręczona przez eksperymentującego na niej
Witkiewicza, który w dodatku zadręczał ją wręcz jawnym zdradzaniem jej z innymi
kobietami i brakiem ostatecznej deklaracji w sprawie ich małżeństwa – Jadwiga
zdradziła go z Karolem, a skutkiem tej zdrady były jej wyrzuty sumienia i w
efekcie – samobójstwo.
Strasznie literackie.
Ale coś na rzeczy musiało być. Jarosław Iwaszkiewicz w
swoich wspomnieniach o Szymanowskim pisał:
Mieszkał tam wtedy jeszcze stale
Stanisław Ignacy Witkiewicz, człowiek i artysta wybitny, odgradzający się od
ludzi płotem swoich dziwactw. Łączyły go z Szymanowskim stosunki bliskiej i
dawnej przyjaźni — pisałem już, że poznałem Witkiewicza u Szymanowskich w
Kijowie — ale istniał także między nimi cień głębokiego i dawnego
nieporozumienia, sprawy, która aczkolwiek nie poruszana w rozmowach, istniała
wciąż miedzy nimi, tragiczna i
niewyjaśniona. Chodziło tu o samobójstwo w roku 1914 pewnej młodej osoby,
narzeczonej Witkiewicza, która przed śmiercią zostawiła kartkę, że swój czyn
popełnia przez Szymanowskiego. Szymanowski twierdził całe życie, wielokrotnie ze
mną o tej sprawie rozmawiając, że nie miał z tym nic wspólnego i że kartka
samobójczyni była dla niego zupełnie niezrozumiała
[65].
Nie znamy treści tej kartki i moglibyśmy uważać, że Szymanowski to sobie
zmyślił, żeby się wobec Iwaszkiewicza w pewien sposób dowartościować i
udramatyzować owe wydarzenia, gdyby nie to, że we wspomnieniach Jerzego
Płomieńskiego pozostała zapisana wypowiedź Witkacego, co prawda odległa w czasie
o kilkadziesiąt lat od opisywanych wydarzeń:
Obrzydł
mi Karol od tego dnia, obrzydł mi na zawsze – powtórzył twardo – był czas, że po
głowie chodziły mi mściwe myśli, ale to przeszło – mówił dalej. – Wyobraź sobie,
że wtedy dopiero poznałem dokładniej Tadeusza Micińskiego, z którym się
przyjaźniłem od kilku lat. Był dla mnie zawsze istotą tajemniczą, władcą
królestwa nieznanych wymiarów; przyszedł mnie zawiadomić o śmierci samobójczej
mojej narzeczonej i przyniósł mi ów złowrogi list. Ubrany na czarno, w czarnych
lakierkach, w czarnym smokingu, a nawet w czarnych rękawiczkach, demonstrował po
aktorsku kabotyńską formę żałoby…[66].
A więc list – jakiś – był. Czy gdyby Janczewska składała odpowiedzialność za
swoje samobójstwo na Szymanowskiego Witkiewicz by nazywał go „złowrogim”? I czy
by go zniszczył? Wątpliwe – przecież byłoby to dlań najlepsze alibi. Ale list
się nie zachował. Nie zachował się także pamiętnik Janczewskiej, o którym wiemy,
że istniał.
Mówi się także, iż Jadwiga była w ciąży i to, w połączeniu
z sytuacją, w którą wepchnął ją Witkiewicz, było główną przyczyną samobójstwa.
Rewelacje owe mają stosunkowo późny rodowód: jako źródłową w tej mierze podaje
się wypowiedź Karola Ludwika Konińskiego, cytowaną w 1994 r. przez Kazimierza
Wykę, podaną podobno po to, by pogląd Witkiewicza dotarł do potomnych[67],
w której Witkacy sugerował, że dowiedział się, iż narzeczona jest w ciąży i że
„był prawie pewien”, że nie jest to efektem związku z nim, gdyż on przecież
„uważał”, zatem to hipotetyczne dziecko jest nie jego. Czyje? Wiadomo –
Szymanowskiego.
To mocno naciągane. Nie chodzi tu
bynajmniej o homoseksualne skłonności kompozytora (które notabene w pełni
ujawniły się dopiero po I wojnie światowej) – w końcu znamy wielu
homoseksualistów żonatych i dzieciatych. Karol Szymanowski w młodości znany był
z uganiania się raczej za spódniczkami, niż spodniami. Zapewne z bezpośredniej
relacji Witkacego czerpał wiedzę o tych sprawach Rafał Malczewski, który o
włoskiej wspólnej podróży Witkiewicza i Szymanowskiego w 1905 r. pisał dość
jednoznacznie, że kompozytor …z
Witkacym dwudziestoletnim odbył wycieczkę po Włoszech. Stanisław Ignacy, demon i
nie ułomek w sprawach płci, z zazdrością patrzył na towarzysza, goniącego za
kobietami różnych obyczajów w chwilach, gdy opuszczali muzea na rzecz domów
publicznych[68].
Notabene, parę lat później trafiła kosa na kamień: gdy
Szymanowski w 1912 r. wręcz zakochał się w 14-letniej Dagmar Godowskiej i
przyszedł do ojca prosić o jej rękę – odbił mu ją z łatwością kochliwy Artur
Rubinstein, który oczywiście nie ojca i nie o rękę prosił – i otrzymał to, na
czym mu zależało[69].
Jednakże uwodzenie narzeczonej przyjaciela – cokolwiek byśmy o charakterze tej
przyjaźni nie powiedzieli – nie było w stylu dobrze wychowanego, eleganckiego
Szymanowskiego. Rzecz jasna, uczucie nie dba o konwenanse – tylko że ze strony
Szymanowskiego o jakimkolwiek głębszym uczuciu mowy być nie mogło. Co najwyżej o
okazywanej może przesadnie sympatii i solidarności wobec na pewno niedocenianej,
a prawdopodobnie także maltretowanej psychicznie dziewczyny. A jak ona
przyjmowała jego zachowanie? Tego już się nigdy nie dowiemy.
I jest jeszcze czynnik czasu: Szymanowski przeprowadził się wówczas do willi
„Nosal” najprawdopodobniej 19-20 stycznia 1914 r. Tragedia z Kościeliskiej miała
miejsce w miesiąc później. Naturalnie, żeby zajść w ciążę wystarczy kilka minut
i sprzyjające okoliczności, ale w taki ekspresowy romans trudno mi uwierzyć –
zarówno, jeśli chodzi o Szymanowskiego, jak i o dwudziestoparoletnią pannę,
bałwochwalczo zakochaną w Witkiewiczu. Cóż – jest to nieprawdopodobne, ale nie
niemożliwe.
Aliści twierdzenia o tym, że Jadwiga Janczewska była z Szymanowskim w ciąży
wydają się kompletnymi urojeniami, tym mniej prawdopodobnymi, że pojawiają się w
kilkadziesiąt lat po owych wydarzeniach i to w dość zawoalowanej formie. W ogóle
hipoteza o tym, że owa niechciana – przez nią? przez niego? – ciąża miała
miejsce wydaje się trochę rodem z literatury dla niższych sfer: uwiódł ją –
zaszła – nie chciał się ożenić –
kazał się pozbyć dziecka – strzeliła sobie w pierś. No i wygląda jak
wnioskowanie a posteriori: ponieważ
Zosia Osłabędzka, narzeczona Atanazego Bazakbala w powieści
Pożegnanie jesieni strzeliła sobie w
pierś będąc w ciąży,
a Atanazy to przecież alter ego
autora, czyli Witkacego, więc jakoby Zosia jest
alter ego Janczewskiej (tym bardziej,
że w pierwszych notatkach prasowych samobójczyni z Kościeliskiej omyłkowo
nazywana była Zofią…). A że powieściowa Zosia była w ciąży, którą Atanazy kazał
jej usunąć, więc i Janczewska była, i to było przyczyną kłótni, której skutkiem
było samobójstwo. W dodatku – zaszła w ciążę też, po wielu latach, żona
Witkacego i również mąż zmusił ją do aborcji… Więc…
Co więcej – zabity w czasie samobójstwa nienarodzony synek Zosi miał mieć na
imię Melchior. Czyżby na pamiątkę poczęcia w dniu Trzech Króli? A o
nienarodzonym synku Janiny Witkiewiczowej jej mąż pisze jako o B., co badacze
rozszyfrowują jako… Baltazar.
Interesujące i szczegółowe rozważania na ten temat
zaprezentował Stefan Okołowicz w ciekawym artykule na temat samobójstwa
Janczewskiej[70].
Rzecz jednak jest o tyle wątpliwa, że w na pewno szczerych
i przepojonych wyrzutami sumienia notatkach z podróży Witkiewicza do tropików i
listach z 1914 r. do rodziców i do przyjaciela, Bronisława Malinowskiego, nie ma
żadnych sugestii na ten temat. Ale… Zachowało się do dziś kilkadziesiąt zdjęć
Jadwigi Janczewskiej z okresu 1912-1914, wykonanych przez Witkiewicza. Kilka,
jak już wiemy, wykonanych w dość intymnych warunkach. Na paru fotografiach
dziewczyna jednak wygląda tak, jakby była w ciąży – ale nie od paru dni, tylko
od 3-4 miesięcy…[71].
Tragedia z lutego 1914 r. rzuciła się cieniem na życie
zarówno Witkiewicza, jak i Szymanowskiego. Kompozytor – według słów Witkacego[72]
– uciekł z Zakopanego
jeszcze tego samego feralnego dnia, kiedy dowiedział się o samobójstwie,
wyjeżdżając przez Kraków do Lwowa, gdzie skarżył się w listach na złe
samopoczucie, wywołane… kaszlem i katarem a także „okropnymi przejściami” w
Zakopanem[73].
Spędził tam kilkanaście dni, potem pojechał do Krakowa, by wziąć udział (jako
akompaniator) w koncercie, na którym były wykonywane jego utwory, po czym
znalazł się w Wiedniu, skąd ze swym starym przyjacielem Stefanem Spiessem
pojechał do Palermo na Sycylii, by na początku kwietnia znaleźć się w Afryce: w
Algierze, w położonej na skraju Sahary Biskrze, potem w Tunisie. Z początkiem
maja był już w Rzymie. Przed wybuchem wojny zdążył jeszcze odwiedzić Wiedeń,
Paryż i Londyn, a do rodzinnej Tymoszówki wrócił z końcem lipca 1914, niemal
ostatnim pociągiem, który przedostał się przez tworzące się fronty pierwszej
wojny światowej.
Przeżycia Karola Szymanowskiego po
samobójstwie Janczewskiej w zasadzie ograniczały się do niewielkich w sumie
objawów: w liście do Spiessa pisze:
przeżyłem przykre chwile i jestem strasznie roztrzęsiony[74].
A miesiąc później z Palermo informuje Zygmunta Jachimeckiego, że jego
Nachgespenstry [nocne zmory]
się pomału rozwiewają[75].
Potem wraca do wydarzeń zakopiańskich w zasadzie tylko raz, i to dość mało
taktownie, nazywając je w liście do Stanisława Ignacego Witkiewicza „tragicznym
figlem”,
jakiego nam bez wiedzy naszej
urządziło życie[76].
Tymczasem dla Witkiewicza nie był to figiel, tylko największa trauma, z którą
nie umiał sobie poradzić. Wpada w obsesję samobójczą i jedynie myśl o matce
trzyma go przy życiu. Powiernikiem jego myśli staje się Bronisław Malinowski,
który jeszcze w styczniu 1914 był w Zakopanem i obserwował na własne oczy
narastanie dramatycznego napięcia psychicznego między osobami dramatu,
mieszkającymi na Bystrem w Zakopanem.
Tydzień po tragedii otrzymuje od Witkiewicza list, zaczynający się od słów:
Kochany Broniu:
Spotkało mnie
najstraszniejsze nieszczęście, jakie być może. Nieszczęsna panna Jadwiga
popełniła samobójstwo[77].
Charakterystyczne: choć to ona popełniła samobójstwo, to jednak nieszczęście
spotkało jego…
I dalej wypowiada się na temat przyczyn tragedii:
Wiele było w tym, co
zaszło od początku tego roku, mojej winy. Czułem się b. źle, ona brała to do
siebie i wynikły stąd rzeczy, które przy fatalnym zbiegu okoliczności
doprowadziły Ją do tego. Gdyby nie Matka, już bym dawno nie żył (…) Nie będę ci
opisywał tego, co się stało. Boję się życia bez wiary, które zmusza do
kompromisów. Boję się życia poniżej tego, co wymagam od siebie jako artysta i
jako człowiek, a póki Matka żyje, nie mogę Jej opuszczać[78].
A więc nie czytamy tu nic o roli
Szymanowskiego i Micińskiego w całej tej sprawie, nie wiemy o odmiennym stanie
Janczewskiej. W kolejnych listach przeplatają się zapewnienia o tym, że lada
chwila, lada moment Witkiewicz popełni samobójstwo – jeśli tylko nie będzie brał
pod uwagę stanu zdrowia matki, jeśli Malinowski nie przyjedzie, jeśli nie będzie
miał co czytać… Jak te jego zapowiedzi traktowali jego najbliżsi świadczą m.in.
listy Witkiewicza-ojca z marca 1914, który – między tradycyjnymi opisami
wysokości swojej temperatury i zachętami do pracy – zawierają dość rutynowe
wyrazy współczucia i pocieszenia:
Bądź zdrów i silny, strzeż sił i zdrowia Mamy, żyjcie i
krzepcie się wzajemnie[79];
Nie dziwię się, że Wasz żal i boleść trwa, i najgłębiej wam
współczuję. Jedno chciałbym z waszej myśli wydrzeć, to wyrzuty. Jest to
najbezpłodniejszy i najjadowitszy dodatek do bólu i cierpienia. Trzeba z
nieszczęścia wyprowadzić wniosek, wskazówkę na przyszłość, ale wić się w tej
męczarni zarzutów nie trzeba i nie powinno się, i z tym trzeba walczyć…[80].
Dopiero z początkiem kwietnia 1914
Witkiewicz odnosi się bezpośrednio do desperacji i samobójczych planów syna, a
ze wzmianki tej widać, że raczej traktuje je niezbyt serio:
Nigdy bym nie chciał przyczyniać się do zatarcia lub
lekceważenia Jej pamięci ani wspomnienia tego uczucia, które dziś dopiero
przedstawia się Tobie w najpiękniejszym świetle. Zachowaj tę pamięć żywą i
uczcij Ją swoim życiem. Ale z życia nie rezygnuj i o możliwych jego skutkach nie
wątp[81].
Po
latach znacznie brutalniej te plany samobójcze Witkiewicza oceni jego ongi
bliski przyjaciel, a potem jeden z ważniejszych wrogów – filozof, matematyk i
malarz, Leon Chwistek. W trakcie dyskusji w 1929 r., jako argument Witkacy rzuca
zapowiedź, że popełni samobójstwo. W odpowiedzi słyszy:
Nie strasz mnie… znam twoje samobójstwa… inni za ciebie
popełniają…pamiętasz… Zakopane 1914 roku? Pisaną? Zapisaną w pamięci?[82].
W marcu 1914 Bronisław Malinowski, zapowiadając swój przyjazd do Zakopanego,
podsuwa Witkiewiczowi pomysł wspólnej wyprawy do Australii. Ten początkowo
projekt odrzuca jako nierealny, przeciwstawiając mu plan wspólnego z Eugenią i
Władysławem Borkowskimi wyjazdu do Bretanii, do znanej mu już sprzed kilku lat
posiadłości Władysława Ślewińskiego. Jednak w końcu Borkowscy pojadą tam sami, a
on dalej będzie się wahał między natychmiastowym samobójstwem a próbą ucieczki
od depresji w świat tropików.
Na przełomie marca i kwietnia pisze do Malinowskiego:
Będę miał do Ciebie
prośbę i myślę, że właśnie jako mój przyjaciel prawdziwy nie odmówisz mi tego.
Chcę mieć cyjanek potasu, dlatego, żeby w każdej chwili być panem swego życia.
Gdybym kończył, to nie chcę się strzelać, bo to niepewne i można chybić, i być
odratowanym. (…) O tej prośbie mojej nic nie pisz, żeby Matka nie zobaczyła.
Tylko mi przywieź (laboratorium w Lipsku), musisz tam mieć znajomych. Zatopiony
w szklannej rurce. Przepraszam Cię, że Cię męczę.[83].
Ale czytanie zarówno korespondencji Witkiewicza do
Malinowskiego z tych pierwszych tygodni po tragedii, jak i późniejszych
zapisków, także w założeniu przeznaczonych dla Malinowskiego, do wiadomości
rodziców (po mojej śmierci przekazać…)
sprawia wrażenie, że trochę dziwna to żałoba i dążenie do samozagłady, w
następstwie wyrzutów sumienia. Bowiem Stanisław Ignacy raczej nie siedzi
samotnie w kącie, z chusteczką przy oczach, od czasu do czasu całując matczyne
ręce. Jeszcze przed tragedią, po owej awanturze z 20 lutego 1914, Witkiewicz
trzasnął drzwiami i wyszedł z domu. Utrzymuje się (tak twierdziła np. jego
matka), że poszedł w góry na narty, albo na kilka dni do schroniska w górach,
ale byli i tacy, którzy uważali, że po prostu poszedł prosto do mieszkającej w
pobliży Ireny Solskiej[84].
Co prawda w marcu 1914 pisze:
Każdą kobietę, żeby nie wiem czym była, znienawidziłbym za
to, że nie jest Nią[85],
ale w tym samym czasie uwodzi bliżej nieznaną Jadwigę Zielińską z Krakowa[86],
w Zakopanem mieszkającą na Olczy. Spotyka się w dalszym ciągu z Solską, ma nawet
plany matrymonialne[87].
Z Jadwigą Zielińską romansuje w kwietniu i maju
18 VI 1914 na Kanale Sueskim
Jest mi strasznie
źle i czuję, że koniec już niedługi. Niech Pani przebaczy mi wszystko. Los kazał
się nam spotkać w fatalnej chwili, kiedy Pani spokojna i czysta wstępowała w
życie, a ja złamany, bez wiary i możności twórczości, schodziłem w śmierć. Nigdy
bym Pani szczęścia nie dał, kochając tak strasznie i beznadziejnie Ją jedną.
Możliwe, że Panią kocham, ale to nie mogłoby mnie uratować w tym stanie
zniszczenia[88].
Melancholia jako sposób na uwodzenie
kobiet jest niezła i dobrze się sprawdza, ale jednorazowo. Jako zasada relacji
międzyludzkich jest całkowicie destrukcyjna, co stwierdziła nawet jedna z
uwodzonych przez Witkiewicza kobiet na statku w drodze powrotnej do Europy:
Kobieta nieładna, a cudowna, głupia i pełna uroku. Żebym
tak mógł był kochać pannę Z. jak ją, byłbym może zupełnie inaczej skończył.
Wskutek paru rozmów ze mną zachorowała i w ostatniej chwili jej nie widziałem.
Powiedziała, że nie ma ochoty na „gruesome things”[89].
Jest jeszcze jedna sprawa, wśród tych „smutnych rzeczy”
zastanawiająca: rola, jaką w tym dramacie odegrała Helena Czerwijowska. Jak już
wiemy, pod koniec 1912 r.
zamieszkała
w willi „Nosal” jako jeden z pierwszych gości pensjonatu, prowadzonego przez
Marią Witkiewiczową, która znała ją i lubiła już od kilku lat. Mieszkała już tam
wtedy Jadwiga Janczewska, o której w styczniu 1913 Witkiewicz pisał do
Czerwijowskiej, że została jego narzeczoną. Wtedy już Czerwijowskiej w „Nosalu”
nie ma – i niemal przez cały 1913 rok Witkiewicz pisze do niej z Zakopanego do
Jurkówki na Podolu, gdzie mieszkała z matką i bratem. W grudniu 1913 wraca z
powrotem do Zakopanego, a od stycznia 1914 zamieszkuje w „Konstantynówce” przy
ul. Jagiellońskiej, u zaprzyjaźnionej z Witkiewiczem Anieli Zagórskiej[90].
W lutym 1914 r., gdy w pensjonacie „Nosal” sytuacja robi się nerwowa, mieszka
tam już Karol Szymanowski i, jak wiemy, spięcia między Witkiewiczem i Janczewską
przybierają na sile – Helena Czerwijowska przenosi się bliżej – do domu pod
adresem Bystre 10, niemal naprzeciw „Nosala”[91].
Po tragedii, gdy zwłoki Jadwigi Janczewskiej opuszczają Zakopane, Czerwijowska
przeprowadza się do pensjonatu „Nosal”[92].
Czy do pokoju po Janczewskiej? Czyżby jednak demon, a przynajmniej
femme fatale?
Nie podoba się to staremu
Witkiewiczowi, który w odpowiedzi na nieznany nam list syna (któremu zdaje się
także postępowanie Czerwijowskiej jakoś nie pasuje) doradza dystans:
To, co piszesz o pannie H., jest mi wiadomym i dlatego
wątpiłem, czy dobrze, że ona z wami zamieszkuje. Wobec Twoich podrażnień na
rozmaitych ludzi nie mogłem Ci o tym pisać, ponieważ źródło wiadomości wydałoby
się podejrzanym i prowadziłoby tylko do nowych podrażnień. Ponieważ teraz wiesz
o tym, więc bądź uważny. Dla panny H. najlepszym by był wyjazd z Zakopanego –
ani warunki psychiczne, ani warunki życia nie są dla niej odpowiednie.[93]
Tak się właśnie stanie – Helena wyjedzie z Zakopanego, zapewne mniej więcej w
tym czasie, kiedy Stanisław Ignacy podąży do Londynu, by tam rozpocząć wielką
podróż do tropików i Australii, przez wydarzenia historyczne zakończoną w
Pawłowskim Pułku Lejbgwardii w Petersburgu.
Wcześniej jednak, na pokładzie RMS „Orsova”, 15 czerwca 1914 r. napisze
testament. Jest to po prostu kolejny, jeden wielu listów pożegnalnych, przed
planowanym samobójstwem. Przedmiotami zapisu są tylko nieliczne dzieła sztuki
autorstwa Witkiewicza, jego fotografie i kilka przedmiotów. Ciekawa jest lista
obdarowywanych: Irena Solska, rodzice Jadwigi Janczewskiej, Tadeusz Langier,
Bronisław Malinowski, Jadwiga Zielińska, Aniela Zagórska, Eugenia Borkowska. I
charakterystyczny fragment:
Listy Jej i pamiątki
po niej pochować pod kamieniem, który ma być dla mnie postawiony w dolinie
Kościeliskiej, tam gdzie ona sobie życie odebrała[94]
[Listy i notatki, Pawlak, s. 334-335]. Listy i pamiątki po Janczewskiej, miejsce
gdzie Janczewska popełniła samobójstwo – ale kamień pamiątkowy dla Stanisława
Ignacego Witkiewicza. Naprawdę, trudno się dziwić Bronisławowi Malinowskiemu, że
koniec końców zarzucił Witkacemu kabotyństwo[95].
Spór o to, co właściwie się stało w
Dolinie Kościeliskiej i co było tego przyczyną trwał jeszcze długo potem, gdy
śruby parowca „Orsova” zaczęły rozcinać fale Kanału Sueskiego. Rodzina
Witkiewiczów, co oczywiste, szukała przyczyn w charakterze denatki. Przez długie
lata „obowiązująca” była wersja Marii Witkiewiczówny, kuzynki Stanisława
Ignacego, która w rozmowie z biografką Witkacego Anną Micińską określiła
Janczewską jako słabą psychicznie, chorą dziewczynę, która
wpadła w świat sobie nieznany, niesamowity, „hoch
interessant” – jak mawiała – po prostu nie umiała rozeznać prawdy od
mistyfikacji[96].
Matka i żona Witkacego po latach utrzymywały, że powodem samobójstwa była
nadmierna zazdrość Stasia o Szymanowskiego[97].
Ale nawet nie wszyscy członkowie rodziny usprawiedliwiali w ten sposób
Stanisława Ignacego. W odległym od Zakopanego Petersburgu Witkiewicz pisał do
Malinowskiego:
Tu ludzie tak usposobieni, że wuj
Jałowiecki ręki mi nie podał. Janczewscy taką opinię mi wyrobili. Niech to
chroni Jej biedną pamięć przed plotkami. Niech cała wina będzie na mnie. Ja
tłumaczyć się przed nikim nie będę[98].
Interesujące, bo z tego wynika, że jednak rodzice Jadwigi
za śmierć córki winili jej narzeczonego. Stoi to w pewnej sprzeczności z
wyrażoną później opinią Witkacego na ten sam temat, który we wspomnianej
rozmowie z Karolem Ludwikiem Konińskim miał powiedzieć, że pośmiertnego listu
Jadwigi on sam nie dostał do ręki, ale dostała go matka samobójczyni, która po
przeczytaniu oświadczyła natychmiast, że
on nie jest winien
[99].
Trochę się to nie zgadza z relacją Jerzego Płomieńskiego, który cytował
wypowiedź Witkacego na temat zachowania Micińskiego po samobójstwie
Janczewskiej, który…
przyniósł
mi ów złowrogi list[100].
Z kolei Jadwiga Witkiewiczowa utrzymywała, że rodzice Janczewskiej dostali do
ręki pozostałe po niej papiery, prawdopodobnie jej pamiętnik i po lekturze
oznajmili, że Staś jest w tym wypadku niewinny[101].
A więc tworzy się obraz, w którym winna jest sama Janczewska oraz Karol Szymanowski. Co więcej – trafia do literatury niejako potwierdzenie tego stanu rzeczy, w informacji, jakoby Szymanowski dał upust męskiej próżności i chwalił się Stefanowi Spiessowi, że Janczewska popełniła samobójstwo z miłości do niego[102].
Jak można się domyślać – przeciwny
punkt widzenia, jednoznacznie obciążający Witkiewicza odpowiedzialnością za
śmierć narzeczonej, musiał być o wiele popularniejszy, choć zapewne grubo
przesadzał Aleksander Wat w rozmowie z Czesławem Miłoszem na temat Stanisława
Ignacego:
Jego narzeczona popełniła samobójstwo
i były wszelkie poszlaki, że on eksperymentował, że on ją do tego popchnął. I
wtedy na gwałt wysłano go do Australii, bo wyglądało na to, że prokuratura się
wda w tę sprawę[103]….
Wat znał się blisko z Witkacym, szczególnie w latach międzywojennych, więc może
słyszał to od niego samego, ale mogła to być autorska mistyfikacja, jako że od
samobójstwa Janczewskiej do australijskiego wyjazdu minęły trzy miesiące –
zupełnie wystarczający czas na przeprowadzenie i sfinalizowanie śledztwa, jeśli
kiedyś jakieś było prowadzone bardziej szczegółowo. Inna rzecz, że sam
Witkiewicz podobno miał świadomość, że
wydaje na nią wyrok śmierci, co więcej – mówił, że
gdyby ta sama sytuacja miała się powtórzyć dzisiaj, z tą
samą pewnością wyroku śmierci dla niej, jednak nie cofnąłby się w swoim
postanowieniu[104].
Brutalnie i zapewne mocno
niesprawiedliwie ocenia swego byłego przyjaciela Leon Chwistek, który w liście
do siostry, Emilii Stożkowej, przerażonej stanem psychicznym Stanisława Ignacego
po tragedii z Kościeliskiej, nie podziela jej współczucia dla Witkiewicza i jego
matki, pisząc: Zestawienia
faktów przedstawiają tego człowieka w ohydnym świetle […]. Jest to jednostka
zdegenerowana, równie daleka od prawdziwej sztuki, jak od życia, wieczny
embrion, oszalały z megalomanii…[105].
Inni znajomi Witkiewicza (Władysław Kiejstut Matlakowski[106],
Jerzy Mieczysław Rytard[107]),
piszący o tej sprawie powtarzają zasłyszane opinie, nic nie wnoszące do niej w
dziedzinie faktografii. Dla kompletu dodajmy, że w dniach 19, 22 i 23 lutego w
Tatrach szalał halny wiatr, który – jak wiadomo – wpływa na zwiększenie liczby
awantur, bójek i… samobójstw w regionach górskich[108].
Pomocną dłoń wyciągnął do Witkiewicza – z jego własnego
wyboru – tylko jego dość chimeryczny przyjaciel, niekiedy konkurent w sprawach
męsko-damskich i jeden z głównych i mocno skarykaturowanych bohaterów powieści
622 upadki Bunga, przedstawiony tam
jako książę Edgar Nevermore – Bronisław Malinowski. Nie tylko pocieszał go
listownie, ale i osobiście w Zakopanem, jeszcze wcześniej namawiając Stanisława
Ignacego do wzięcia wspólnie z nim udziału w wyprawie do Australii (gdzie jako
wykładowca Uniwersytetu Londyńskiego miał wziąć udział w kongresie British
Association for the Advancement of Science). W dwa miesiące po samobójstwie
Janczewskiej, 3 maja 1914 r. przyjechał do Zakopanego, przez tydzień mieszkał w
„Nosalu”[109],
uzgadniał ze Stanisławem Ignacym szczegóły organizacyjne i wrócił do Anglii.
Witkiewicz długo się wahał, gromadził pieniądze (w większości od rodziny – w tym
od niezawodnej „skarbniczki” Witkiewiczów, cioci Żeni, czyli Eugenii
Witkiewiczówny, oraz od samego Malinowskiego), upewniał się co do rodzaju farb
malarskich, jakie będzie musiał stosować w tropikach oraz zabezpieczania płócien
przed… mrówkami, po czym wyjechał – i, jak już wiemy, wrócił z Berlina, podobno
żeby się jeszcze raz pożegnać z nową przyjaciółką, Jadwigą Zielińską.
Przed definitywnym wyjazdem, już siedząc na walizkach w
salonie willi „Nosal”, poprosił matkę, żeby wyskoczyła oknem. Trochę zdziwiona,
ale przyzwyczajona do ekstrawagancji syna, Maria Witkiewiczowa, wówczas przeszło
61-letnia – weszła na parapet i wyskoczyła, szczęściem z niskiego parteru. Po
czym wróciła do salonu. Stanisław Ignacy ucałował matkę i wyjaśnił, że przed
długim wyjazdem chciał się upewnić, że w razie pożaru willi da sobie ona radę i
zdoła się uratować[110].
Profetyzm Witkacego dał o sobie wówczas wyraźnie znać: w pensjonacie „Nosal”
istotnie wybuchł pożar i to tak gwałtowny, że po willi nie został dziś żaden
ślad. Ale stało się to w latach międzywojennych, długo po wyprowadzeniu się
stamtąd Witkiewiczów…
24 maja 1914 r. Stanisław Ignacy Witkiewicz dociera do
Londynu, tu w towarzystwie matki Malinowskiego – Józefy z Łąckich – robi
niezbędne zakupy, po czym z Bronisławem jadą najpierw do Paryża, a następnie –
do Tulonu, gdzie 11 czerwca 1914 wsiadają na statek RMS „Orsova”[111]
(co prawda płynący z Londynu, ale przyjaciele pierwszą część podróży odbyli
pociągiem, bo tak było wygodniej – i taniej…). Z Tulonu popłynęli do Tarentu we
Włoszech, potem przez Morze Śródziemne do Port Saidu, przez Kanał Sueski na
Morze Czerwone i koło cieśniny Bab el-Mandeb na Ocean Indyjski i do Anuradhapura
na Cejlonie. Po dwutygodniowym pobycie na tej wyspie i zmianie statku na „Orontes”
Witkiewicz, Malinowski i kilkunastu brytyjskich uczestników Kongresu lądują 21
lipca 1914 r. w australijskim porcie Fremantle.
[1] M. Pinkwart, Zakopiańskim szlakiem Karola Szymanowskiego, Pruszków 2001, s. 28
[2] Stanisław Ignacy w liście do Czerwijowskiej 24 X 1912: Mamy w pensjonacie 2 osoby: pannę Janczewską i p. Lewickiego, brata Borenowej – S.I. Witkiewicz, Listy I, opracował i przypisami opatrzył Tomasz Pawlak, Warszawa 2013, s. 228; „Zakopane” 1912, nr 24 s. 8, Lista Gości od 9-22 października 1912. W Liście Gości jedna pod drugą odnotowane są mieszkające w „Nosalu” dwie Jadwigi Janczewskie, co mogłoby być pomyłką, gdyby nie to, że jedna ma jako miejsce stałego pobytu wpisane Królestwo Polskie, druga – Mińsk. Być może pierwszy okres pobytu w „Nosalu” Jadwiga spędziła z matką, która miała tak samo na imię.
[3] „Zakopane” 1912, nr 28, Lista Gości, s. 10
[4] „Zakopane” 1913, nr 2, Lista Gości, s. 7, oraz nr 3, Lista Gości, s. 8]
[5] S.I. Witkiewicz, Listy I..., s.336
[6] Stefan Okołowicz, „Winy moje okropne”. Wokół samobójstwa Jadwigi Janczewskiej, w: Witkacy: bliski czy daleki, Materiały międzynarodowej konferencji z okazji 70. rocznicy śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza, Słupsk 17-19 września 2009, Słupsk 2013, s. 428
[7] S.I. Witkiewicz, Listy I..., s. 375. Nie wiadomo, kim była panna M.B.
[8] „Zakopane” 1909 nr 20, s. 7, Lista Gości za okres 15-22 sierpnia 1912
[9] „Zakopane” 1912 nr 3, s. 7
[10] S.I. Witkiewicz, Listy I..., s. 376
[11] ibidem, s. 238, List z 27 stycznia 1912
[12] ibidem,
s. 243
[13] Ukrywanie naszego stosunku (przez brak decyzji ostatecznej) czyniło moją sytuację zewnętrzną niewyraźną i niejasną, skąd wiele złych rzeczy wynikło, a ona musiała tracić wiarę w moją siłę i oparcia we mnie znaleźć nie mogła – ibidem, s. 338
[14] ibidem, s. 376
[15] „Zakopane” 1913 nr 20 z 26 VIII 1913, Lista Gości, s.8
[16] Stanisław Witkiewicz, Listy do syna, opr. Bożena Danek-Wojnowska i Anna Micińska, Warszawa 1969, s. 590-591
[17] S.I. Witkiewicz, Listy I..., s. 294-298
[18] Cieszy mnie, że tyle gości będzie… - ibidem, s. 297
[19]
„Zakopane” 1914, nr 1, Wiadomości bieżące, s. 8
[20]
Harvey Sachs,
Artur
Rubinstein,
[21]
A.
Rubinstein,
Moje
młode lata, Kraków 1986, s. 484-485.
Piłsudski w tym czasie mieszkał z żoną w willi
przy ul. Ogrodowej 4. W „Konstantynówce” spędzał
lato także wybitny muzykolog, Zdzisław
Jachimecki z żoną, „Zakopane” 1913, nr 20 z 26
VIII 1913,
Lista
Gości s. 8 i 9
[22] Dodatek
do czasopisma „Zakopane” –
Lista
Gości nr 2 z 7-19 stycznia 1914
[23] „Czas” 1914, nr 1, s. 2
[24] List T. Micińskiego do K. Szymanowskiego z 7 stycznia 1914, w: K. Szymanowski, Korespondencja, t. 1, Kraków 1982, s. 408
[25] W Krakowie zabawię 3 lub 4 dni – potem pojadę do Zakopanego na parę miesięcy, List do Zdzisława Jachimeckiego z 7 stycznia 1914, ibidem, s. 407
[26] Dodatek do czasopisma „Zakopane” 1914, Lista Gości nr 2, 7-19 stycznia 1914
[27] Dodatek do czasopisma „Zakopane” 1914, Lista Gości nr 4, 24 stycznia - 1 lutego 1914
[28] List do Stefana Spiessa z 26 grudnia1913, K. Szymanowski, Korespondencja, t. 1, s. 406
[29] List z 21 stycznia 1914, ibidem, s. 414. Métaxines – to francuska gwarowa nazwa homoseksualistów.
[30] List z lutego 1914, ibidem, s. 415
[31] ibidem, s. 416 i 420]
[32] Witkiewicz, Listy do syna…, s. 258
[33] Choć w przypisie do listu Stanisława Witkiewicza do syna z 10 marca 1905 Bożena Danek-Wojnowska pisze o serdecznym zbliżeniu przyjaciół w latach 1912-1913, bez podania źródła tej informacji - Witkiewicz, Listy do syna, s. 720
[34] Szymanowski, Korespondencja t. 1, s. 412
[35] ibidem, s. 410
[36] K. Iłłakowiczówna, Trazymeński zając: księga dygresji, Kraków 1975, s. 88
[37] S. I. Witkiewicz, Listy I…, s. 304, Szymanowski, Korespondencja, t. 1, s. 408
[38]
H.
Sachs,
Artur Rubinstein, s. 76
[39] List z 20 stycznia 1914, Witkiewicz, Listy do syna, s. 610-611
[40] „Zakopane” 1913 nr 27 z 14 grudnia 1913, Lista Gości za okres 21 XI-10 XII 1913
[41] Mieszkam obok Stasia Witkiewicza. Widujemy się co dnia. – List do K. Szymanowskiego, Korespondencja t. I, s. 408, Dodatek do czasopisma „Zakopane” 1914, Lista Gości nr 1, 18 XII 1913-7 I 1914
[42] Andrzej Strug, Zakopanoptikon, czyli kronika 49 dni deszczowych w Zakopanem, Kraków 1989, s. 76-77
[43] Dodatek do czasopisma „Zakopane” 1914, Lista Gości nr 2, 7-19 I 1914 i nr 6, 12-22 II 1914
[44] K. Iłłakowiczówna, Wspomnienia i reportaże, Kraków 1997, s. 180
[45] Czerwijowska Helena, Pamiętnik niekochanej, opr. Jerzy Jurczyk, w: „Morze i Ziemia”, Szczecin 1985, nr 43-45
[46] S. I. Witkiewicz, Listy I…, s. 304
[47] ibidem, s. 331
[48] …życie ze mną bez zupełnego poczucia posiadania mnie nie mogło Jej dać szczęścia. A kiedy się przeciw temu zbuntowała, odepchnąłem Ją brutalnie w śmierć i zatracenie – ibidem, s. 338
[49] ibidem, s. 377
[50] „Kurier Litewski” 1914, nr 34 z 11/24 lutego s. 3
[51] „Dziennik Poznański” 1914, nr 44 z 24 lutego 1914, s. 4
[52] „Czas” 1914, nr 48 z 23 lutego 1914, s. 2, Kronika. Janczewska nie miała na imię Zofia, miała też prawdopodobnie przeszło 24 lata, a nie 22.
[53] „Kurier Lwowski” 1914, nr 65 z 23 lutego 1914, wydanie popołudniowe, s. 4
[54] „Gazeta Podhalańska” 1914, nr 9, 1 marca 1914, s. 8
[55] „Ilustrowany Kurier Codzienny” 1914, nr 45, z dnia 24 lutego 1914, s. 2
[56] 22 lutego 1914, nr 47, wydanie przedpołudniowe
[57] 23 lutego 1914, nr 43 s. 5
[58] nr 48, s. 2
[59] „Czas” 1914, nr 72, s. 2
[60] T. Pawlak, w: S.I. Witkiewicz, Listy I, s. 292, przyp. 13
[61] Opublikowana na www.witkacologia.eu w doskonałym artykule Samobójstwo w Dolinie Kościeliskiej, czyli prasa o śmierci Jadwigi Janczewskiej
[62] S. I. Witkiewicz, Listy i notatki z podróży do tropików, w: Witkiewicz, Listy I…, s. 332-333
[63] ibidem, s. 379
[64] Anna Żakiewicz, Witkacy, Olszanica 2012, s. 27-29
[65] Jarosław
Iwaszkiewicz,
Spotkania
z Szymanowskim, Kraków 1981, s. 81
[66] J.E.
Płomieński,
Polski „pontifex
maximus” katastrofizmu, w: Stanisław
Ignacy
Witkiewicz. Człowiek i twórca. Księga pamiątkowa
pod redakcją Tadeusza Kotarbińskiego i Jerzego
Eugeniusza Płomieńskiego, Warszawa 1957, s.
190
[67] Pewnego razu, już po śmierci Szymanowskiego, Witkiewicz zaprosił na wieczorną i nocną pogawędkę Konińskiego. Było dużo wódki, była kokaina, ale tylko dla Witkiewicza, i w ciągu nocy mocno rozklejony Witkiewicz opowiedział mu to, co niżej – nigdy później do sprawy nie powrócił, ale Koniński czuł intencję opowieści, wyznania w ten sposób, że Witkiewiczowi zależało, ażeby jednak ta spraw nie zaginęła w niepamięci. - Kazimierz Wyka, Relacja z rozmowy z K.L. Konińskim o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, „NaGłos” 1994, nr 14 (39), s. 34-38
[68] R. Malczewski, Pępek świata. Wspomnienia z Zakopanego, Warszawa 1999, s. 85
[69]
H.
Sachs, Artur Rubinstein, s. 144-145
[70] Stefan Okołowicz, „Winy moje okropne”. Wokół samobójstwa Jadwigi Janczewskiej, w: Witkacy: bliski czy daleki? Materiały międzynarodowej konferencji z okazji 70. rocznicy śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza, Słupsk 17-19 września 2009, Słupsk 2013, s. 427-471
[71] ibidem, s. 448
[72] K. Wyka, op. cit., s. 35
[73] Szymanowski, Korespondencja, t. 1, s. 477
[74] List z 28 lutego 1914, ibidem, s. 477.
[75] List z 30 marca 1914, ibidem, s. 487]
[76] List z czerwca 1917, ibidem, s. 565
[77] Witkiewicz, Listy I, s. 305
[78] ibidem, s. 306
[79] Witkiewicz, Listy do syna, s. 616
[80] ibidem, s. 617
[81] ibidem, s. 625
[82] K. Estreicher, Rozprawa Chwistka z Witkacym (II), w: Witkacy. Psychologizm, red. M.A. Potocka, „Bunkier sztuki”, Kraków 2009, s. 52 – cyt. wg St. Okołowicz, „Winy moje…”, s. 438
[83] Witkiewicz, Listy I…, s. 312-313. Przyjaciel najprawdopodobniej spełnił tę prośbę – ibidem, s. 314
[84] Okołowicz, op. cit., s. 445
[85] List do Malinowskiego z marca 1914, Witkiewicz, Listy I, s. 312
[86]
Witkiewicz, Listy I…, s. 337, przyp. 8. Jeśli
zidentyfikowano ją prawidłowo, to w 1914 r.
miałaby 21 lat. Z
Dziennika
Bronisława Malinowskiego można wnioskować, że
była ona spowinowacona z przyjaciółką socjologa,
malarką Eugenią Zielińską z domu Bentkowską,
żoną warszawskiego adwokata Stanisława
Zielińskiego, B. Malinowski,
Dziennik
w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, Kraków
2008, s. 144 oraz 316-317
[87] Napisałem do ojca, że tylko małżeństwo z panną S. uratować mnie może (mimo korespondencji z panną Z.), Listy i notatki z podróży do tropików, Witkiewicz, Listy I…, s. 378. Panna Z. to niezawodnie Jadwiga Zielińska, a panna S. to pewno „przepisanie się” Witkiewicza i chodzi tu o panią Solską
[88] ibidem, s. 341
[89] „smutne rzeczy”, ibidem, s. 393]
[90] Dodatek do czasopisma „Zakopane”, Lista Gości nr 2, obejmująca gości meldowanych od 7 do 19 stycznia 1914
[91] tamże, Lista Gości nr 6, 12-22 lutego 1914
[92] tamże, Lista Gości nr 10, 17 III-1 IV 1914
[93] Witkiewicz, Listy do syna, s.626
[94] S. I. Witkiewicz, Listy I…, s. 334-335
[95] ibidem, s. 393
[96] A. Micińska, Z dna szuflady, „Czas Kultury” 1995, nr 56, s. 128, cytat wg Stefan Okołowicz, „Winy Moje…”, z. 444
[97] ibidem
[98] S. I. Witkiewicz, Listy I…, s. 392
[99] St. Okołowicz, „Winy moje…”, s. 451
[100] J.E. Płomieński, Polski „pontifex maximus” katastrofizmu, w: Stanisław Ignacy Witkiewicz. Człowiek i twórca… s. 190
[101]
St.
Okołowicz, op.cit., s. 451
[102]
Prawdopodobnie
pisząc to zdanie Stefan Okołowicz (op. cit., s.
451) ma na myśli następującą uwagę Stefana
Spiessa:
Pamiętam, że w czasie drogi rozmawialiśmy o
Witkacym, z którym Karol zaprzyjaźnił się w
Zakopanem w 1904 roku. Mówiliśmy o dramatycznym
przeżyciu Witkacego: utracie narzeczonej, która
popełniła samobójstwo, zakochawszy się w
Szymanowskim. Karol trzymał się od niej zawsze z
dala, nigdy uczucia jej nie podsycał, tym
bardziej więc było to dla niego przykre -
Stefan Spiess, Wanda Bacewicz,
Ze
wspomnień melomana, Kraków 1963, s. 52
[103] A. Wat, Mój wiek. Pamiętnik mówiony, rozmowy prowadził i przedmowa opatrzył Czesław Miłosz, Warszawa 1990, s. 123-124, cyt. za: Okołowicz, „Winy… s. 439
[104] K. Wyka, op. cit. s. 36, za: Okołowicz, „Winy… s. 439
[105] List cytuje K. Estreicher w dziele Leon Chwistek. Biografia artysty (1884-1944), Kraków 1971, s. 99
[106] W.K. Matlakowski, Wspomnienie o Stasiu, „Wiadomości”, Londyn 1957, nr 3 s. 2
[107] Rytard Jerzy Mieczysław, Witkacy, czyli o życiu po drugiej stronie rozpaczy, w: Stanisław Ignacy Witkiewicz, Człowiek i twórca. Księga pamiątkowa pod redakcją Tadeusza Kotarbińskiego i Jerzego Eugeniusza Płomieńskiego, Warszawa 1957, s. 267-284
[108] „Zakopane” 1914, nr 8, s. 6 – tabela; Beata Zalot, Idzie halny, „Tygodnik Podhalański” 2013, nr 40 z 3 X 2013
[109] B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, Kraków 2008, s. 314-317
[110] Roman Jasiński, Witkacy, w: Stanisław Ignacy Witkiewicz, Człowiek i twórca. Księga pamiątkowa pod redakcją Tadeusza Kotarbińskiego i Jerzego Eugeniusza Płomieńskiego, Warszawa 1957, s. 308-309
[111] Daniel Gerould, Podróż Witkacego do tropików: itinerarium cejlońskie, w: Witkacy. Życie i twórczość. Materiały sesji poświęconej Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi z okazji 55 rocznicy śmierci. Pod red. Janusza Deglera, Wrocław 1996, s. 313