Maroko 2011

Fez, 25 X 2011, przed południem

Garbiarnia 

Ekstremalnym przeżyciem miała być wizyta w jednej z licznych fezkich garbarni i farbiarni skór. Fabryka mieści się na wewnętrznym dziedzińcu sporej kamieniczki, w której jest także kilkupoziomowy sklep z gotowymi wyrobami skórzanymi. Przy wejściu uprzejma obsługa wręczyła każdemu z nas gałązkę świeżo zerwanej mięty, którą należało trzymać pod nosem i od czasu do czasu mocno pocierać, żeby zapach roślinki przebił te inne. Ale pewno dlatego, że nie było zbyt gorąco, w dodatku w nocy padał deszcz, więc smród z zewnątrz wydawał mi się mniejszy niż wewnątrz, od tych wszystkich gotowych wyrobów. Inna rzecz, że wszystkie prace w tych śmierdzących chemikaliach, trupich wydzielinach, naturalnej urynie, żrących odczynnikach odbywa się bez jakichkolwiek zabezpieczeń, najczęściej boso i bez rękawic. Gwarantowany zawał serca dla każdego polskiego inspektora BHP, choć zapewne taka instytucja jest w Maroku nieznana. Garbarze to zawód jednak elitarny i dobrze płatny, trudno się do cechu dostać, zwykle następuje to w skutek naturalnych ubytków. Ruch kadrowy jest jednak spory, bo jak nam powiedziano, pracownicy garbarni żyją krótko, ale intensywnie, próbując uodparniać się na te wszystkie jady nie tylko miętową herbatką, ale także porządną whisky i haszyszem. Ale to pewno plotka, puszczana przez zawistnych szewców.

Powrót do galerii

Dalej