Maciej Pinkwart

Miniatury włoskie

 

Pies poety

 

Do Włoch jechałem kierowany logiką inżyniera Mamonia – aby potwierdzić, że podoba mi się to co już znam. Zachwycanie się rzeczami znanymi było jednak nieco kłopotliwe, gdyż byłem jednym z najstarszych uczestników pleneru dla młodzieży w wieku 12-15 lat, a więc nie mających żadnych skojarzeń z czymkolwiek z przeszłości. Po kilku nieudanych próbach machnąłem ręką na konteksty, zostawiając dla siebie tę całą, niewielką zresztą, wiedzę. Zobaczyliśmy Neapol i nikt nie umarł. Z głośnika autokaru popłynęło O sole mio, a potem Santa Lucia akurat wtedy, gdy słońce pokazało się nad neapolitańską osadą Santa Lucia. Potem ktoś nam wskazał Wezuwiusza i za moment wjechaliśmy do Pompejów.

Był początek maja, ale gorąco pewno tak samo jak wtedy, 24 sierpnia 79 roku po Chrystusie. Był piękny dzień i Wezuwiusz przed południem był spokojny, jak teraz. Oglądany z Forum, przypomina taką mniejszą Babią Górę. Gdzieś daleko biją dzwony, pewno na Anioł Pański i jest rzeczywiście południe. Wtedy, w samo południe, zaczął się dla Pompejan koniec świata.

Ale te kilka metrów popiołu, które błyskawicznie przykryły domy i umarłych, w większości zabitych podczas południowej sjesty przez trujące gazy, w pewien sposób stało się błogosławieństwem dla miasta, bo dzięki temu możemy dziś wędrować ulicami, które wyglądają jak dekoracja, gdzie rozmontowano większość ścian, za to obrysy budynków i mozaiki podłogowe pozostały w doskonałym stanie. Trafiam najpierw do Domu Fauna, gdzie w atrium wita nas posążek tańczącego fauna. Dom Fauna, ale faun jest tylko ozdobą fontanny, zaś rezydencja należała najprawdopodobniej do patrycjusza ze słynnego rodu Sullów. Nikt nie wie, kim był Sulla, wszyscy wiedzą – a nawet widzą – kim był faun… Naprzeciwko znajduję to, co z Pompejów znam najlepiej – przepiękną mozaikę, przedstawiającą groźnego psa, z napisem cave canem, czyli czymś, co na współczesne tłumaczy Ja dobiegam do furtki w trzy sekundy, a ty? Dzieci domyślają się, że jest to Dom Psa i są bardzo rozczarowane, kiedy wyjaśniam, że pies tylko pilnował, a mieszkał tu Poeta. Justynka pyta z poważną miną:

- A ten pies, to też umarł od tego wulkanu?\

Cóż, nie wiem nawet czy od wulkanu umarł Poeta, bo przecież odnaleziono około 2000 ciał, a miasto było ludniejsze, w pewnym okresie potężniejsze nawet niż sam Rzym. Może uciekł? Ale los Tragika tu nie jest najważniejszy.

- Myślę, że nie – bujam – psy mają instynkt. Na pewno zdążył gdzieś uciec.

Ale pamiętam wiersz Jacka Kaczmarskiego. Pies był na łańcuchu. On pierwszy ostrzegł wyciem całe miasto. Ci co mu uwierzyli – uciekli. Pozostali – i on – zginęli pod popiołem. Został na zawsze jego duch, zaklęty w mozaice.

Jak duchy klientów pobliskiej instytucji, elegancko na drogowskazie nazywanej Bordello. Tłumaczę, że to było miejsce wypoczynku, relaksu po ciężkiej pracy, co zresztą świetnie komentują freski na ścianach. No, w rzeczy samej, wszystko jasne, nikt o nic nie pyta, filmy w telewizji po 20-tej robią swoje w dziedzinie uświadomienia.