Maciej Pinkwart

Miniatury włoskie

 

O wyższości rodu Capulettich

 

Włączyłem radio i usłyszałem muzykę Prokofiewa z baletu „Romeo i Julia”… Tyle zawdzięczamy fantazji Szekspira, że warto raz jeszcze jej dać się uwieść. Pierwszy parking, na jaki nas zniosło w Weronie, był koło murów miejskich, przy ulicy Capulettich, krzyżującej się z ulicą Szekspira i, oczywiście, ulicą Montekich. Zaczęliśmy więc wywoływać ducha Julii od zwiedzenia jej grobu, który mieści się w klasztorze franciszkanów (tam mieszkał słynny ojciec Laurenty, który udzielał kochankom ślubu i wymyślił fatalny sposób na uniknięcie przez Julię ślubu z Parysem, skutkiem którego jest ów grób…). Sarkofag jest pusty i otwarty, ciała brak, zresztą choć zabytek jest antyczny, to stanął tu dopiero w 1937 roku. Dla turystów. W południowym skwarze mijamy Piazza Bra, chroniąc się w cieniu murów amfiteatru z I wieku, który jako niezwiązany z wiadomym romansem na razie nas nie obchodzi. Szeroką via Stella dochodzimy do średniowiecznej via Capelli, już w gęstniejącym tłumie turystów, których tak jak nas prowadzą drogowskazy z napisem Casa di Giuletta. Ledwo się mieścimy na ciemnawym podwórku, gdzie największy hałas robią amerykańskie nastolatki i niemieccy państwo w średnim wieku. Od błyskających fleszy można oślepnąć. Wszystkie obiektywy kierują się w stronę słynnego balkonu, a amatorscy paparazzi uwieczniają chichoczące panienki, które z balkonu wdzięczą się do Romeów na dole. Za drobną opłatą można bowiem wejść na pięterko domu Julii i poczuć się jak bohaterka Szekspira. Renata rozważa przez moment taką inwestycję argumentując, że w końcu stanąć w tym miejscu, gdzie odbywała się słynna scena balkonowa, to jest coś!

No, jest. W tym domu w średniowieczu mieszkała rodzina Capellich, których potem utożsamiono z Capulettimi, ale balkon wybudowano dopiero w końcu lat 30-tych XX wieku. Wszyscy piszą karteczki z życzeniami szczęśliwej miłości i umieszczają je w szczelinach murów lub między liśćmi winorośli. Amerykańskie nastolatki przyklejają je gumą do żucia. Dla zwiększenia szans na miłość koniecznie trzeba się przytulić do wykonanego z brązu pomnika Julii i złapać ją za prawą pierś, która od tych czułości lśni jak złoto. Oczywiście robimy to z przyjemnością.

Próbuję zainteresować przyjaciół ślicznym placem Zielnym, pomnikiem Dantego czy kościołem Santa Maria Antica, z pięknymi grobowcami Scaglierich, ale w efekcie lądujemy przed Domem Romea, przy Via Arche Scaligere. Mimo szekspirowskiego cytatu przy bramie, dom nie ma nic wspólnego z Montekimi, znajduje się w pałacu książąt Cagnolo Nogarola, a jego ozdobą jest dobra restauracja. Patrzymy na ceny wystawionego menu i wracamy na Piazza dell’ Erbe, gdzie zdrowie Romea wznosimy sorbetem.

Gdyby tacy kochankowie kiedykolwiek istnieli naprawdę, żyli i umarli, a nawet nie daj Boże pożenili się i mieli dzieci, pies z kulawą nogą o nich by nie pamiętał. Żyją do dziś tylko dlatego, że nigdy nie istnieli poza genialną wyobraźnią dziwnego Anglika, o którym też nie wiemy, czy naprawdę był pisarzem.